Swietłana Aleksijewicz "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka"

Nie wybrałam sobie najlepszego  czasu na lekturę najnowszej książki Swietłany Aleksijewicz "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" (Czarne 2014; przełożył Jerzy Czech). Okres świąteczny i okolice Nowego Roku to nie jest dobry moment na obcowanie z taką masą ludzkich tragedii, w jakie obfitują relacje bohaterów. Z drugiej strony czas wolny pozwolił mi przeczytać ten pokaźny tom (500 stron) w ciągu tygodnia, dzięki czemu opowieści nie rozmyły się, przeciwnie, zaatakowały mnie z całą mocą. Pewnie również dlatego ta książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie, chociaż przecież nie było tam chyba niczego, poza drobiazgami, czego bym o Rosji wcześniej nie wiedziała. A jednak historia pokazywana przez prawdziwe ludzkie losy ma wielką siłę rażenia. Przeczytałam dwie wcześniej wydane książki Aleksijewicz, "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i "Czarnobylską modlitwę" (na "Ostatnich świadków" dotąd nie znalazłam w sobie odwagi), i mogę śmiało napisać, że "Czasy secondhand" mają wszystkie zalety tamtych pozycji, za to nie mają ich wad. Wtedy denerwowała mnie egzaltacja autorki, silenie się na jakąś górnolotność (na szczęście tylko we wstępach, potem głos mają jej rozmówcy), miałam też po jakimś czasie wrażenie przesytu, powtarzalności. O ile pamiętam dotyczyło to szczególnie "Czarnobylskiej modlitwy", napisałam chyba, że przydałaby się większa selekcja materiału. Tym razem jest inaczej. Wstęp krótki, a historie tak różnorodne i tak niesamowite, że trudno się od nich oderwać. Czytając, miałam wrażenie, że niemal każda mogłaby się stać kanwą powieści lub filmu. Kiedyś w radiowej audycji na temat zbrodni katyńskiej jakiś znawca Rosji, nie pamiętam kto, powiedział, że na Rosjanach liczba zamordowanych w Katyniu, Miednoje i innych miejscach straceń polskich oficerów nie robi wrażenia, bo w łagrach i stalinowskich czystkach zginęło ich nieporównywalnie więcej. Kiedy czyta się "Czasy secondhand", widać to jak na dłoni. Bezmiar nieszczęścia, tragedii, nieprawości, bestialstwa, okrucieństwa był ogromny. Ale wbrew temu, co się może wydawać na podstawie tego, co dotąd napisałam, nie jest to opowieść o Rosji stalinowskiej.

Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza, "Pociecha w Apokalipsie", to materiał zebrany przez autorkę w latach 1991-2001, drugą, "Uroki pustki", stanowią relacje z lat 2002-2012. Każda zaczyna się rozdziałem zatytułowanym "Z gwaru ulicznego i kuchennych rozmów", w którym autorka oddaje głos, często anonimowym, ludziom z ulicznego tłumu albo rozmawiającym przy kuchennym stole. To najczęściej krótkie wypowiedzi na te same tematy. Potem następuje dziesięć dłuższych rozdziałów, a więc w sumie jest ich dwadzieścia. W każdym poznajemy historię człowieka znanego z imienia, nazwiska, zawodu i wieku. Bywa, że bohater którejś z nich już nie żyje, a opowiada o nim ktoś inny. I to te historie robią największe wrażenie.

Punktem odniesienia dla bohaterów książki Aleksijewicz są czasy pierestrojki zainicjowanej przez Gorbaczowa, rok 1991, czyli dojście do władzy Jelcyna i rozpad Związku Radzieckiego. Zaczyna się najczęściej, chociaż przecież nie zawsze, podobnie. Entuzjazmem dla pierestrojki, a potem dla dojścia Jelcyna do władzy. Chyba większość rozmówców Swietłany Aleksijewicz opowiada o wielkiej nadziei i radości tamtych lat, o zachłyśnięciu się wolnością, o pożeraniu dotąd zakazanych książek, o udziale w manifestacjach i walkach. Potem jest już bardzo różnie. Jedni tęsknią za Związkiem Radzieckim a nawet za Stalinem, nie rozumieją krytyki, nie odnajdują się zupełnie w nowych czasach, z dumą przyznają, że są sowkami (pogardliwe określenie zwolenników dawnego systemu), inni są rozczarowani tym, co stało się po dojściu Jelcyna do władzy i tym, co dzieje się dzisiaj, co nie znaczy, że chcieliby powrotu ZSRR. Najmniej jest chyba takich, którym się powiodło, a jeszcze mniej tych, którzy rzeczywistość akceptują bez zastrzeżeń.

Jaki obraz czasów secondhand wyłania się z tych opowieści? Potworna bieda, bandytyzm i bezprawie  lat dziewięćdziesiątych. Skutki rozpadu Związku Radzieckiego, kiedy nagle pojawiły się granice tam, gdzie dotąd ich nie było, kiedy nagle do głosu doszły rozmaite nacjonalizmy, co zaowocowało pogardą i nienawiścią do przybyszów z republik azjatyckich i z Kaukazu, pogromami, wypędzeniami, ucieczkami, czyli kolejną w dziejach wędrówką ludów. Rozmaite kontrasty: bajecznie bogaci oligarchowie i biedne społeczeństwo, spauperyzowana inteligencja; rzeczywistość dużych miast, gdzie po latach chudych nastały tłuste, i rzeczywistość prowincji, gdzie nie zmienia się nic, a jeśli to na gorsze, gdzie wiatr historii mało kogo obchodzi. Współczesny konsumpcjonizm. Kilkakrotnie pada stwierdzenie czasy sprzedać-kupić. Wielu, nie tylko tych tęskniących za Stalinem i komunizmem, nie potrafi tego zaakceptować. Bezideowość urodzonych po rozpadzie ZSRR. Nudzi ich wojenna i antykomunistyczna martyrologia, nie interesuje Sołżenicyn, Szałamow i inni zakazani niegdyś pisarze, czego starsze pokolenia nie potrafią zrozumieć. Samobójstwa i tych tęskniących za przeszłością, i tych, którym się nie powiodło. Alkohol, alkohol, alkohol i domowa przemoc, szczególnie na prowincji. Kiedy przeczytałam tę książkę, zrozumiałam, że filmowe opowieści Zwiagincewa, Łoźnicy czy innych reżyserów nie są, niestety, groteską.

Na koniec króciuteńko wymienię relacje, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Opowieści o uciekinierach, wypędzonych i tych, co wyjechali za pracą. To historie: Romea i Julii z Baku, czyli Azera i Ormianki z pogromami w tle; Tadżyków żyjących w piwnicach Moskwy, pogardzanych, prześladowanych, oszukiwanych, wykorzystywanych, ale i rosyjskiej rodziny, która uciekła przed prześladowaniami z którejś z azjatyckich republik. Tragizm tej grupy opowieści polega nie tylko na nieszczęściu, jakie tych ludzi spotkało i nadal spotyka, ale i na ogromnej tęsknocie za miejscem, do którego nie mają najczęściej powrotu. Historia kobiety urodzonej w łagrze (to nie był odosobniony przypadek). Historia matki i córki, którym gangsterzy podstępem odebrali mieszkanie, bo nie miały na łapówkę dla lekarki, która bez pieniędzy nie wydała świadectwa zgonu zmarłej babci (!) i nie można było jej pochować (!). Zupełnie odjechana opowieść kobiety, której w młodości przyśniła się miłość życia, a po latach odnalazła ją (tę miłość) w nieznanym więźniu i rzuciła dla niego wszystko. I wreszcie historia odwołanego ślubu, czyli cyniczne i makabryczne zwierzenia człowieka wykonującego masowe wyroki śmierci w latach wielkiej czystki (z trudem przez nią przebrnęłam). A to przecież nie wszystko.

Kiedy czyta się książkę Swietlany Aleksijewicz, trudno oprzeć się może irracjonalnemu wrażeniu, że Rosja to kraj kompletnie odmienny (?), dziwny(?), absurdalny(?), nierzeczywisty(?) (nie umiem znaleźć właściwego słowa). No i skąpany w morzu krwi i nieszczęść. Żeby próbować, tylko próbować, zrozumieć, trzeba koniecznie przeczytać "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka". Lektura fascynująca, chociaż straszna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty