W ciągu dwóch czy trzech ostatnich lat przeczytałam kilka książek o Chinach, czemu
dawałam wyraz na blogu. Temat tak mnie zafascynował, że staram się nie opuszczać niczego, co istotne i ciekawe z tej dziedziny. Nic dziwnego, że bardzo chciałam sięgnąć po coś z chińskiej beletrystyki. Kiedyś wypisałam sobie z jakiegoś artykułu kilka powieści, do których warto zajrzeć, niestety niełatwo je zdobyć. Na noblistę Mo Yana jakoś nie mam ochoty, bo nie bardzo lubię magiczny realizm. Tymczasem stosunkowo niedawno wyszła powieść chińskiego pisarza wychowanego w Malezji, mieszkającego w Londynie, Tash Aw'a. To "Pięć okien z widokiem na Szanghaj" (Muza 2014; przełożył Jan Dzierzgowski). Z czystej ciekawości postanowiłam ją przeczytać. Nominacja do Bookera za rok 2013 dawała jakąś gwarancję, chociaż tą nagrodą jakoś specjalnie się nie emocjonuję.Jest to historia pięciorga różnych bohaterów urodzonych i wychowanych na Malajach, których los z różnych przyczyn przygnał do Szanghaju. Phoebe, młoda dziewczyna z ubogiej prowincji, przyjechała tu za pracą. Za wszelką cenę, nie wahając się przed niczym, chce zrobić karierę, czyli po prostu złapać bogatego męża. Yinghui, starsza od niej, z Malezji uciekła, lecząc smutki po osobistym niepowodzeniu. Nieoczekiwanie dla siebie i tych, którzy ją znali wcześniej, ona, artystyczna dusza, robi karierę w biznesie. Dla Garego, biednego chłopaka, zwycięzcy malezyjskiego talent show, Szanghaj to kolejny etap świetnie zapowiadającej się muzycznej kariery. Justin, potomek bogatej malezyjskiej rodziny, robi w Chinach w ich imieniu interesy. Jest wreszcie jeszcze jeden bohater, tajemniczy Walter. Dzięki swojemu uporowi zbił majątek między innymi na poradnikach, w których doradza, jak dojść do pieniędzy. Historie tej piątki przeplatają się w rozdziałach, z których każdy ma tytuł rodem z poradnika: Wymyśl siebie na nowo, Nie wpadaj w rozpacz ani apatię, Nic , co dobre ani złe, nie trwa wiecznie i tym podobne złote myśli. Łatwo oczywiście zgadnąć, że losy bohaterów w mniejszym lub większym stopniu jakoś o siebie zahaczą. Poznajemy ich szanghajskie zmagania, a całości obrazu oczywiście dopełniają retrospekcje, z których dowiadujemy się o ich przeszłości. W losach portretowanych bohaterów najbardziej uderza potworna samotność i wariacki, desperacki pęd ku sukcesowi i szczęściu. Trudno taką presję wytrzymać, tym bardziej, że najczęściej jest to model życia narzucony albo przez rodzinny obowiązek, albo przez powszechnie panujące wzorce. W Chinach trzeba osiągnąć sukces, trzeba zdobyć pieniądze i zrobić karierę. Im z większych dołów się pochodzi, tym bardziej desperacko pragnie się tego wszystkiego. A w biegu do celu nie liczy się przyzwoitość czy uczciwość. Wszystkie środki są dozwolone. Przygnębiający obraz świata. Właściwie tego oczekiwałam. W powieści chciałam odnaleźć potwierdzenie obrazu Chin, jaki wyłonił się z przeczytanych przeze mnie książek. I znalazłam. A ciekawym dodatkiem są obrazki codzienności. Szanghajska ulica, szanghajskie mieszkania, albo potworne klitki w równie potwornych wieżowcach, albo bogate, puste, zimne i bezduszne apartamenty. I tu, i tu trudno żyć.
Powieść bardzo dobrze się czyta. To sprawnie napisana literatura ze środkowej półki. Jeśli chodzi o konstrukcję opowieści, dostajemy dokładnie to, czego się spodziewamy. Tash Aw niczym nie zaskakuje. Od pewnego momentu losy bohaterów stają się przewidywalne, domyślamy się, co się święci, i bardzo dziwimy ich naiwności. My wiemy, a oni nie? Aż tacy z nich naiwniacy? No ale tak być musi w świecie powieści popularnej, wszak intryga odgrywa tu niebagatelną rolę, chociaż przecież nie tylko. Na szczęście zakończenie, a właściwie zakończenia, bo każda historia ma swoje, nie jest jednoznaczne. Jaka konkluzja? Przeczytać, nie przeczytać? Można. Dla wartości poznawczych, dla rozrywki. Na pewno jednak są ważniejsze lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz