"Jane Eyre", udana ekranizacja angielskiej powieści.

Trochę przez przypadek, na marginesie, trafiłam na "Jane Eyre", świeżą ekranizację powieści jednej z sióstr Bronte zrobioną przez japońskiego reżysera Carego Fukunagę. Właściwie wybierałam się na Koterskiego, ale recenzje takie sobie, a jako że nie należę do grupy jego wiernych wyznawców, odpuściłam. Pewnie kiedyś przy jakiejś okazji zobaczę. A "Jane Eyre" spadła mi jak z nieba, bo bardzo chciałam wyjść do kina w miniony weekend. No i nie żałuję! Dwie godziny nad wyraz przyjemnie spędzone. Piękne, choć ponure plenery, przytłaczające, kamienne wnętrza zamków, przykuwająca uwagę Mia Wasikowska w tytułowej roli i Michael Fassbender jako pan Rochester (a na dokładkę Judy Dench), trzymająca w napięciu historia (ze wstydem przyznaję, że jakoś nigdy nie przeczytałam powieści; trzeba to będzie nadrobić), trochę grozy, trochę wzruszeń (chociaż ja łzy nie uroniłam, a w kinie przychodzi mi to z łatwością). Czego chcieć więcej? No i bohaterka, nie wiem, czy za sprawą aktorki czy powieści, dość współczesna w swojej stanowczości i zdecydowaniu. Bardzo udana ekranizacja, wcale nie ramota! Polecam, koniecznie w kinie, bo oglądanie tego filmu na małym ekranie telewizora lub komputera to jak lizanie cukierka przez papierek. Jest poniedziałek, kiedy piszę te słowa, a ja nadal z przyjemnością myślę o "Jane Eyre". Pewnie kiedyś obejrzę jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty