Milan Kundera "Żart"

Z Milanem Kunderą nie było mi dotąd po drodze. Dlaczego? Nie

mam pojęcia. Dawno, dawno temu przeczytałam "Nieznośną lekkość bytu". Dziś niewiele z tej lektury pamiętam. Kiedy w lipcu pisarz zmarł, a ta wiadomość zastała mnie w czasie wakacyjnej podróży, ściągnęłam sobie dwie radiowe rozmowy o jego twórczości, ale jakoś specjalnie nie spieszyło mi się do ich odsłuchania. W końcu jednak po nie sięgnęłam. Nie wiem, czy to zasługa Aleksandra Kaczorowskiego, znakomitego znawcy czeskiej kultury, który o twórczości pisarza bardzo ciekawie opowiadał, ale postanowiłam wrócić do twórczości Milana Kundery, a precyzyjniej mówiąc, poznać ją. Kierując się słowami i gustem wspomnianego już Aleksandra Kaczorowskiego zrobiłam sobie listę ośmiu książek, wśród nich jest zbiór opowiadań, pięć powieści i ewentualnie dwa eseje, które postanowiłam przeczytać. Znajduje się też na niej przywołana "Nieznośna lekkość bytu". Aby nie odkładać lektury na święty nigdy, zapisałam się nawet do biblioteki, bo na regale mam tylko "Żart" i to w takim beznadziejnym wydaniu z początku lat dziewięćdziesiątych, że trudno go czytać. No i właśnie od tej debiutanckiej powieści (W.A.B. 2014; przełożyła Emilia Witwicka), uważanej przez niektórych za najlepszą w dorobku pisarza, zaczęłam swoją przygodę z Milanem Kunderą.

Akcja tej książki rozgrywa się w małej miejscowości na Morawach w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. To miasto rodzinne Ludwika, głównego bohatera i zarazem jednego spośród kilkorga narratorów. Po latach wraca tu tylko na dwa dni z Pragi, gdzie mieszka i pracuje, aby dokonać porachunków ze swoją tragiczną przeszłością, a ściślej rzecz biorąc, zemścić się na kimś, kto go kiedyś skrzywdził i jedną decyzją sprawił, że jego życie na kilka lat wyleciało z obranej przez niego trajektorii i potoczyło się zupełnie inaczej, niż planował. Na kim ma się zemścić? W jaki sposób? Tego dowiadujemy się stopniowo, bo, jak wspominałam, narracja prowadzona jest z kilku perspektyw, co celowo spowalnia akcję, wprowadzane są nowe wątki, które oczywiście złożą się w całość. 

Co stało się przed piętnastu laty? Kto go skrzywdził? W jaki sposób? Wszystko było wynikiem tego tytułowego żartu, którego dopuścił się Ludwik, zabiegając o względy koleżanki ze studiów. Podobała się nie tylko jemu. Pamiętajmy, że był to koniec lat czterdziestych, już po przejęciu całkowitej władzy przez Komunistyczną Partię Czechosłowacji, kiedy po tragicznej śmierci Jana Masaryka stalinizm rozpanoszył się na dobre. Konsekwencje żartu okazały się tragiczne - Ludwik został nie tylko wyrzucony z partii, ale także ze studiów. Na zebraniu zwołanym w jego sprawie nie ujął się za nim nikt, wszyscy poparli postawiony wniosek. W tamtych okolicznościach nie było to nic nadzwyczajnego. Jedni podnosili ręce za, bo byli komunistycznymi fanatykami, inni ze strachu. Czy można ich nazwać oportunistami? Sam Ludwik, kiedy przygotowując swoją zemstę, wspomina tamte tragiczne wydarzenia, zastanawia się, jak on zachowałby się w podobnej sytuacji.

... sam wprawdzie nigdy nie podniosłem ręki na czyjąś zgubę, ale dobrze wiedziałem, że jest to zasługa dość problematyczna, jako że prawa do podnoszenia ręki wystarczająco wcześnie mnie pozbawiono. Długi czas co prawda usiłowałem sobie przynajmniej wmówić, że w podobnej sytuacji nie podniósłbym ręki, ale jestem na tyle uczciwy, że w końcu sam musiałem siebie wyśmiać: ja jeden nie podniósłbym ręki? ja jeden jestem sprawiedliwy? ach, nie znajdowałem w sobie żadnej gwarancji, że byłbym lepszy od innych; tylko co z tego wypływa, jeśli chodzi o mój stosunek do ludzi? Świadomość własnej małości absolutnie nie godzi mnie z małością innych.

Po wyrzuceniu z uczelni Ludwik wie, że pójdzie do wojska. Trafia do karnej kompanii i przez kilka lat niemal odcięty od świata i wolnych ludzi pracuje w ostrawskiej kopalni. Ale nie ciężka fizyczna praca, nie głupota zwierzchników, nie ich bezwzględność i sadyzm są najgorsze. Najgorsza jest samotność i utrata złudzeń. W dodatku szybko zdaje sobie sprawę, że podobne mechanizmy, to symboliczne podniesienie ręki, są nieodłączną cechą każdej grupy, każdego kolektywu. Działają także wśród jego towarzyszy niedoli. 

Zacząłem sobie uświadamiać, że nasz czarny kolektyw tak samo potrafi zaszczuć innego człowieka (...) jak kolektyw tych, którzy jednomyślnie podnosili ręce, i jak każdy chyba kolektyw ludzki.

Te doświadczenia i ta świadomość położą się cieniem na życiu Ludwika, to będzie gnało go do zemsty, to uczyni go cynikiem, który nie potrafi zbudować trwałej relacji nie tylko z kobietą, ale w ogóle z nikim. Bo po odbyciu kary wróci na studia, skończy je, dostanie pracę na uczelni, ale nie pozbędzie się jadu nieufności i zemsty. Takie zaślepienie spowoduje, że sam będzie krzywdził. Nawet wymierzenie sprawiedliwości ma się przecież dokonać przez osobę bliską sprawcy, która nieuchronnie zostanie skrzywdzona. Po trupach do celu.

W powieści postawa Ludwika zostanie skonfrontowana z postawą jego znajomego, Kostki, który jest człowiekiem bardzo religijnym. Może właśnie dlatego sądzi, że aby iść dalej, aby nie żyć w piekle, powinien przebaczyć. Kostka godzi się z tym, co przynosi mu życie, uważał, że wszystkie złe doświadczenia były zrządzeniami losu, które ustrzegły go przed gorszym złem. Nie może zrozumieć kolegi opanowanego żądzą zemsty. Przebaczać, przebaczać, przebaczać! Ale to nie jest takie proste. Bo po pierwsze przebaczenie nie unieważni grzechu, nie uczyni czegoś niczym, tak myśli Ludwik, a po drugie Kostka w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że te dotykające go zrządzenia losu były mu na rękę - pozwalały uciec najpierw od niekochanej żony, potem od miłości do innej kobiety, z którą jednak nie chciał się wiązać.

Kundera konfrontuje swoich bohaterów z ważnymi pytaniami. Jaki sens ma zemsta po latach? A jeśli ten, który wyrządził krzywdę, zmienił się? Jest już innym człowiekiem? Lubianym i szanowanym? Może zemsta miałaby sens od razu? Ale na to Ludwik nie miał wtedy, na tamtym zebraniu, odwagi. Nie dał swojemu przeciwnikowi w twarz, nie wykonał żadnego gestu sprzeciwu. Nie był żadnym bohaterem, do karnych brygad trafił przez przypadek, z powodu głupiego żartu.  Ludwik zrozumie jeszcze jedno - że i tak wszystko unieważnia czas. Dla młodego pokolenia tamte konflikty nie mają znaczenia. Dzieci nie rozumieją swoich rodziców, nie zastanawiają się nad ich problemami z przeszłości, chcą żyć po swojemu. 

... wszystko zostanie zapomniane i nic nie będzie naprawione. (...) Nikt nie naprawi krzywd, które wyrządzono, ale wszystkie krzywdy ulegną zapomnieniu.

Towarzyszą mu takie gorzkie refleksje.  Co go uratuje? Sztuka, powrót do korzeni, do dawnej przyjaźni.

Nie mogę tu nie wspomnieć o stosunku Ludwika do kobiet. W powieści pojawiają się dwie, Łucja i Helena. Obie traktuje instrumentalnie, obie skrzywdzi. Chociaż będzie sobie wmawiał, że Łucję kochał. Czy tak rzeczywiście było? Czy nie traktował jej jak plastra na swoją samotność? Czy to była miłość, czy tylko pożądanie wyposzczonego żołnierza? Dla niej ma jednak jakąś tkliwość, jego stosunek do niej nie jest jednoznaczny. Natomiast Helena staje się od początku tylko narzędziem w jego rękach. Wystarczy spojrzeć na nią jego oczami, jak opisuje wszystkie mankamenty jej dojrzałego ciała, z jaką pogardą myśli o jej fizyczności.

Powieść Kundery łączy w sobie atrakcyjną fabułę skonstruowaną w sposób podsycający ciekawość z bogatymi portretami bohaterów i wagą problemów, jakie porusza, które w dodatku okazują się niezwykle aktualne, szczególnie w polskiej rzeczywistości, co nie dziwi. W końcu łączy nas z naszymi południowymi sąsiadami wspólnota losów. Czytając "Żart", nie mogłam oprzeć się refleksji, że nowości, za którymi tak gonię, najczęściej nie dorastają do pięt takiej literaturze. Są przy niej miałkie. Po zapisaniu się do biblioteki sporządzam sobie listę książek niedostępnych, które chciałam przeczytać. Mam ochotę zwolnić z nowinkami i częściej sięgać po tytuły zapomniane. Na pierwszy ogień idzie Kundera.

Skoro podzieliłam się refleksjami o "Żarcie", muszę przywołać tu cztery inne książki czeskich autorów, których akcja dotyka, przynajmniej częściowo, tamtego okresu. To oczywiście "Przypadki inżyniera ludzkich dusz" i "Gorzki świat" Josefa Skvoreckiego, "Siódmy życiorys" Oty Filipa i najmniej znana - "Zaginiony" Egona Hostovskiego. Wszystkie bardzo ciekawe, wszystkie warte lektury.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty