Alejandro Zambra "Chilijski poeta"

Mój radar literacki nastawiony jest od jakiegoś czasu na literaturę

latynoską. Między innymi oczywiście. Pilnie przyglądam się temu, co z tego obszaru świata można u nas dostać. A wydaje się coraz więcej. Nic dziwnego, że odnotowałam powieść Alejandra Zambry "Chilijski poeta" (Filtry 2022; przełożył Carlos Marrodan Casas). Tym bardziej, że została zauważona i miała bardzo dobre recenzje. Przynajmniej wśród krytyczek i krytyków, których śledzę. Początkowo jednak coś mnie do niej zniechęciło - nawiązania do Roberto Bolano, którego nie znam. Pomyślałam sobie, że będzie to aluzyjna, postmodernistyczna powieść, za czym nie przepadam. Teraz jednak z różnych względów wpadła mi w oko ponownie. Przeczytałam dokładniej informację wydawnictwa i natychmiast postanowiłam przeczytać. Jeśli  po przebrnięciu tego wstępu myślicie, że teraz nastąpi pean na cześć "Chilijskiego poety", to niestety jesteście w błędzie.

Rozczarowanie, rozczarowanie i jeszcze raz rozczarowanie. I po raz kolejny refleksja, że wybieranie współczesnej  prozy do lektury przypomina stąpanie po polu minowym. Raz się uda, ale o wiele częściej nie. No i zawierzanie opinii fachowców niestety też nie zawsze się sprawdza. Dlatego po zapisaniu się do biblioteki postanowiłam mniej gonić za nowościami, częściej sięgać po to, co się już uleżało i sprawdziło, o czym wspominałam ostatnio przy okazji refleksji o "Żarcie" Milana Kundery.

“Chilijski poeta” to pełna nienachalnego humoru, przenikliwa analiza społeczeństwa czasów odbudowy po katastrofie. Powieść zabawna, ironiczna, erotyczna i przygodowa. Zdecydowanie warta waszego czasu.

Zaczyna swoją entuzjastyczną recenzję jeden z krytyków, których śledzę. Humor rzeczywiście jest, ironia również, zdarzają się zabawne fragmenty, z erotyką bym nie przesadzała. Ale nazwać powieść Alejandra Zambry przygodową? No na to nie wpadłam - chyba inaczej definiujemy to pojęcie. Ale największe pretensje mam o tę przenikliwą analizę społeczeństwa czasów odbudowy po katastrofie. To właśnie na to dałam się złapać. 

... prawdziwa poezja chilijska ma obowiązek być politycznie zaangażowana, prawdziwa poezja chilijska ma obowiązek walczyć z otwartą przyłbicą, nie bojąc się dosłowności, przeciwko kapitalizmowi i klasizmowi, centralizmowi i maczyzmowi chilijskiego społeczeństwa.

Bo wiesz, Chile to jest kraj klasistowski, maczystowski, restrykcyjny. Ale świat poetów nie jest już taki klasistowski. Troszeczkę tylko.

Tego typu odniesień do sytuacji społecznej i politycznej w Chile jest tyle, co kot napłakał. To prawda, że para głównych bohaterów, Carla i Gonzalo, wywodzi się z różnych warstw społecznych, to prawda, że pojawia się kwestia odpłatności za studia i wynikających z tego nierówności, ale to margines, który tonie w morzu opowieści o związku Carli i Gonzala, potem o perypetiach Pru i Vicente (to nie pomyłka, bohater tak ma na imię) i w ironicznym opisie środowiska chilijskich poetów. Jeśli czytam o przenikliwej analizie społeczeństwa czasów odbudowy po katastrofie, to oczekuję czegoś znacznie więcej, na przykład czegoś w stylu "Strefy mroku" Nony Fernandez.

Przyznam, że zaczęło się dobrze. Historia związku Carli i Gonzala, podlana humorem i ironią, naprawdę mnie wciągnęła. Szczególnie zainteresował mnie wątek Gonzala, który kiedy ponownie po sześciu latach spotkał swoją dawną ukochaną i z czasem z nią zamieszkał, stał się ojczymem dla jej sześcioletniego syna Vicenta. Ich relacja, rozważania o tym, jaka więź ich łączy, co znaczy być ojczymem, ich dalsze losy to właśnie wydało mi się warte uwagi i najciekawsze. Jaką odpowiedzialność za dziecko ma partner jego matki? Jakie zobowiązania na siebie bierze? Czy mogą zbudować prawdziwą więź? A co zrobić, jeśli związek matki i ojczyma się rozpadnie? Jak w tym wszystkim odnajdzie się dziecko? A ojczym? 

Niestety chociaż ten wątek jest istotny, to jednak chyba nie najważniejszy. Przecież nieprzypadkowo ta powieść zatytułowana została "Chilijski poeta". Bo Gonzalo maniakalnie czyta poezję i pisze wiersze, potem tę pasję przejmie Vicente, no i przede wszystkim w pewnym momencie powieść przekształca się w portret światka chilijskich poetów. Ironiczny, ale piekielnie nudny. Temu poświęcony jest najdłuższy z czterech rozdziałów. Naprawdę wiele razy miałam ochotę rzucić lekturę. Miałam dość, kiedy brnęłam przez wyliczankę, z którym z poetów czy z którą z poetek spotkała się Pru, Amerykanka, która trochę przez przypadek znalazła się w Chile i również przez przypadek postanowiła napisać artykuł o tym środowisku. Podobnie było, kiedy czytałam o przyjęciu, na którym zgromadziło się wielu chilijskich poetów i znacznie mniej poetek. Kto co powiedział, kto na kogo krzywo spojrzał, kto kogo pobił. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. W ogóle Alejandro Zambra ma, przynajmniej w tej książce, upodobanie do monotonnych wyliczanek. Opowieść o tym, co zrobił Vicente, aby zebrać pieniądze na operację, jak się okazało niepotrzebną, zębów ukochanej kotki, ciągnie się przez wiele stron.

Ale wróćmy jeszcze raz do chilijskich poetów i chilijskich poetek. Nie mam pojęcia, na ile poezja jest dla Chilijczyków ważna. Być może to jakiś istotny fenomen, ale jeśli tak jest, to dobrze byłoby dołączyć objaśniający to wstęp czy posłowie. Bez tego dla polskiej czytelniczki czy czytelnika ten wątek jest zupełnie nieistotny i niezrozumiały. A może to powieść środowiskowa, która znakomicie bawi chilijskie środowisko literackie? Może stąd te dobre recenzje w Polsce? Bo może nasze krytyczki i nasi krytycy odnajdują tu odbicie swojskiego światka literackiego? Mnie ubawił, zainteresował i dał złośliwą satysfakcję taki fragment.

- Twoja osobista historia jest lepsza. (...)

-Historia głupiutkiej dziennikarki zagubionej w jakiejś mieścinie na północy Chile. - Pru kończy się cierpliwość.

- Wybacz Pru - mówi Gregg z profesjonalną łagodnością. - Wiem, że to ciągle sprawia ci ból, który zapewne jeszcze długo nie ustąpi, ale to piękna historia i być może opisując ją, odkryjesz właśnie, że to bardzo smutna historia, ale zarazem piękna i ważna.

- Ważna? Dla kogo ważna?

- Dla wszystkich - mówi Gregg, chcąc uniknąć kłopotu. - Dla czytelników.

- Wobec tego sam ją napisz - odparowuje Pru bezwiednie napastliwie.

- Naprawdę chcesz, żebym napisał twoją historię?

- Nie. Chcę tylko powiedzieć, że ty jesteś pisarzem, więc napisz ją, wymyśl.

To tak a propos mody na przekuwanie każdego swojego doświadczenia w literaturę. 

A może świat poetów i poetek ma tu być metaforą lepszego świata, który ostatecznie okazuje się nie taki znowu doskonały?

Co ze mną jeszcze zostanie? Ot taki drobiazg - czym jest poezja dla Gonzala. To dla niego próba zrozumienia świata poprzez wiersze innych ludzi. Pomyślałam, że to samo dotyczy całej literatury. Tak, czytanie książek jest dla mnie właśnie tym - próbą zrozumienia świata. 

No ale ta trafna myśl to jednak za mało, aby polecać tę powieść. Dla mnie rozczarowanie. Niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty