Egon Hostovsky "Zaginiony"

Ostatnio kupiłam kilka interesująco zapowiadających się powieści i systematycznie po nie sięgam, przeplatając literaturą faktu. Zwykle bywa odwrotnie – to literaturę faktu przeplatam powieścią, ale widocznie minione już lato sprawiło, że poczułam głód beletrystyki. Wśród moich zakupów znalazła się książka czeskiego pisarza Egona Hostovskiego „Zaginiony” (Książkowe Klimaty 2016; przełożył Andrzej Jagodziński). Autor od końca lat czterdziestych zeszłego wieku przebywał na emigracji w Stanach, a i wojnę tam spędził, uciekając przed Holocaustem. Zmarł w roku 1973. Uważany jest za jednego z ważniejszych czeskich pisarzy, na naszym rynku wydawniczym został dopiero odkryty dzięki Książkowym Klimatom. Czy za „Zaginionym” pójdą jego kolejne powieści, tego nie wiem. Nasze wydawnictwa bywają kapryśne, niektórzy autorzy pojawiają się jedną książką jak efemerydy, inni wydawani są od deski do deski.

Akcja powieści rozgrywa się w Pradze zimą roku 1948. A rok to bardzo ważny w historii powojennej Czechosłowacji, z czego oczywiście nie zdajemy sobie sprawy. Uczciwie przyznaję, że i ja nic na ten temat nie wiedziałam. Na szczęście polskie wydanie rozpoczyna się klarownym wstępem Andrzeja Jagodzińskiego, który wprowadza czytelnika w meandry roku 1948. Dla potrzeb tej notki wspomnę tylko krótko, że to właśnie w lutym tego roku ostatecznie przesądzony został los Czechosłowacji. To wtedy w wyniku zamachu stanu ostatecznie całą władzę przejęła Komunistyczna Partia Czechosłowacji, prezydentem został Klement Gottwald, rozpoczęły się polityczne czystki, prześladowania, w tajemniczych okolicznościach zginął minister spraw zagranicznych Jan Masaryk, a tysiące osób udało się na emigrację. I właśnie w czasie tych mrocznych miesięcy rozgrywa się akcja „Zaginionego”.

Myślę, że powieść Egona Hostovskiego zadowoli każdego czytelnika. Z jednej strony opowiada o sprawach bardzo istotnych i uniwersalnych – o przyjaźni, niespełnionej, zawiedzionej miłości, wierności ludziom i własnym poglądom, zaufaniu i jego braku. Jest w tej książce kilka takich rozmów, kiedy czytelnik ma wrażenie, że odkryte zostają mu sprawy najważniejsze, że zbliża się do zrozumienia istoty, że odkrywa tajemnicę ludzkiej egzystencji. Wiem, brzmi bardzo górnolotnie, ale nic na to nie poradzę, że czytając, takie właśnie miałam wrażenie. Tak było, kiedy śledziłam rozmowę Olgi, żony jednego z głównych bohaterów, Erika, kobiety nieszczęśliwej, zrezygnowanej, ale szlachetnej, z dziennikarzem Borkiem. Mówili o ostrożności, braku zaufania i zemście. Straszne czasy, w których żyli, wymuszały stałą ostrożność, bo nie wiadomo, komu można ufać, a komu nie. Kto przyjaciel, a kto wróg, a i przyjaciel ze strachu albo z wyrachowania może stać się wrogiem. Wieczna czujność sprawiała, że wszyscy żyli jak obłąkani, zniknęła spontaniczność, zniknęły ludzkie odruchy. Bohaterowie spotykają się potajemnie, mówią szeptem, stale kalkulują, a i tak na końcu okazuje się, że ktoś doniósł, bo był szpiclem. Olga mówi też o zemście, która dotyka nie tylko tego, kto zawinił, ale i jego bliskich, bo dostają rykoszetem. Druga rozmowa, która zrobiła na mnie wrażenie, to spotkanie księdza, ze spokojem czekającego na aresztowanie, z kominiarzem, szczerym komunistą. Dlaczego tacy ludzie jak ów kominiarz, porządni, przyzwoici, popierają komunistyczny zamach stanu? Bo nie dostrzegaliście głodnych, powie. Tak, ale to nie głodni robią tę rewolucję, odpowie ksiądz. Nie o głodnych tu chodzi, on już to rozumie, jego adwersarz być może pojmie wkrótce. To rozmowa o dwóch źródłach zła – głodzie i nienawiści. I chociaż została napisana w innych czasach i w innym kontekście, to zabrzmiała mi bardzo współcześnie. W ogóle „Zaginiony” to powieść gadana. Z drugiej strony dużo się tu dzieje, akcja gna, zaskakuje, a autor buduje napięcie, co chwilę zostawiając czytelnika w niepewności. Bo ta ważna książka została wtłoczona w schemat powieści szpiegowskiej. To dlatego napisałam, że zadowoli każdego czytelnika.

Bohaterowie, a jest ich tu kilku równie ważnych, trudno powiedzieć, kto jest tym najważniejszym, zostają wplątani w grę dwóch politycznych machin – czeskiej i amerykańskiej. I nie pozostanie to bez wpływu na ich życie. To kolejny temat powieści – czy zawsze możemy decydować o swoim losie? Jaki mamy wpływ na bieg wydarzeń? Ile od nas zależy? A sprawa jest w gruncie rzeczy banalna, a w każdym razie taka byłaby w normalnym świecie, ale trwa zimna wojna, więc obie strony zastanawiają się, czy pozwolić wyjechać do Stanów jednemu z bohaterów, Pavlowi Kralovi. I Czesi i Amerykanie chcą go ewentualnie wykorzystać do swoich celów, i jedni, i drudzy zastanawiają się, kim naprawdę jest. Pavel Kral staje się zakładnikiem, pionkiem w grze, a wraz z nim jego przyjaciele i urzędnicy mimowolnie zaplątani w tę sprawę. Napisałam, że jest jednym z bohaterów powieści, ale on sam na jej kartach nigdy się nie pojawi. Dlatego stale obecne jest pytanie – kim jest naprawdę? Jakie ma intencje? Czy to szlachetny człowiek, który chce zrobić coś dobrego, czy też sprytnie umie się ustawić, wykorzystując swoich przyjaciół i krzywdząc ich przy okazji?

Egon Hostovsky w swojej powieści miesza klimaty. Z jednej strony książka jest śmieszna, dowcipna, lekka. Wiele tu zabawnych zdarzeń i postaci, bohaterowie próbują jakoś z wdziękiem iść przez życie, jakoś się w nim ustawić, czerpać z niego to, co najlepsze, nie narażając się nikomu. Lubią proste przyjemności, wieczorne spotkania z przyjaciółmi w knajpie, gdzie kelner doskonale ich zna i nie musi pytać, co zamawiają. Oni nie chcą być bohaterami, nie chcą dokonywać rzeczy wielkich, nie chcą mieszać się do polityki. Nawet kiedy zostają do tego zmuszeni, próbują ratować się fortelem. Ale przecież nie zawsze się tak da. Nie wszystkim się uda. Niektórzy poznają smak emigracyjnej poniewierki i rozstania. Tragiczne nuty, których w „Zaginionym” nie brakuje, przełamane zostają lekką konwencją i śmiechem. Ale nad całością dominuje jednak czarny klimat i klaustrofobiczna atmosfera podejrzeń i nieufności. Nieprzypadkowo bohaterowie przemykają szarymi, zimowymi ulicami, spotykają się w ciasnych, ciemnych, brzydkich wnętrzach, często nocą.

Bardzo ciekawa powieść. Kto ją przeczyta, może sięgnie po inną, trochę bardziej wymagającą, wznowioną niedawno, nagrodzoną kilka lat temu Angelusem. Myślę o „Przypadkach inżyniera ludzkich dusz” Josefa Skvoreckiego, też czeskiego emigranta. Ja kilka lat temu zachwyciłam się nią ogromnie.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty