Jakub Żulczyk "Informacja zwrotna"

Na początek wyznanie - dotąd nie czytałam żadnej powieści Jakuba

Żulczyka. Wiem, wiem, prasę ma świetną - ceniony przez ludzi od literatury i przez czytelników. No ale wiadomo, nadmiar powoduje, że trzeba wybierać, więc z jego twórczością było mi do tej pory nie po drodze. Ale jego najnowsza powieść, "Informacja zwrotna" (Świat Książki 2021), nie dość, że znowu zbierała bardzo dobre recenzje i znalazła się w wielu rocznych zestawieniach, to jeszcze dotyka tematu alkoholizmu, który mnie jakoś zawsze interesował od strony społecznej i socjologicznej, a od lektury "Mireczka. Patoopowieści o moim ojcu" Aleksandry Zbroi i obejrzenia "Powrotu do tamtych dni" Konrada Aksinowicza działa także emocjonalnie. Po prostu zrozumiałam, o ile to możliwe, jeśli na szczęście nie ma się podobnych doświadczeń, co przeżywa dziecko wychowujące się w rodzinie, w której jest alkohol. Kropkę nad i postawił plebiscyt O!Lśnienia, który powieść Żulczyka wygrała, pokonując "Przewóz" Andrzeja Stasiuka i biografię Stanisława Lema pióra Agnieszki Gajewskiej.

"Informacja zwrotna" to zwierzenia Marcina Kani, muzyka, autora jednego wielkiego przeboju, menadżera innych grajków, może też producenta (nie pamiętam), no a przede wszystkim alkoholika. Nagle w niejasnych okolicznościach znika jego dorosły syn, Piotrek. Spotkali się poprzedniego wieczoru, ale Marcin nic nie pamięta z tego spotkania poza jednym - syn powiedział mu, że go nienawidzi. W mieszkaniu zaginionego leżą zakrwawione prześcieradła. Ojciec wyrusza na poszukiwania. Przemierza miasto, spotyka się z ludźmi. Szybko okazuje się, że nic o swoim synu nie wie. W tle pojawia się warszawska afera reprywatyzacyjna. Czy ma jakiś związek z zaginięciem Piotrka? Co się z nim stało? Uciekł? Został zamordowany? Dlaczego? Żulczyk umiejętnie dawkuje emocje, myli tropy, niemal do końca zaskakuje czytelnika. Długo nic nie jest takie, jak się wydaje. Dzięki formalnym zabiegom historię Piotrka poznamy z kilku punktów widzenia. Fabuła wciąga od pierwszej strony i trzyma do samego końca. Ale nie jest to przyjemna lektura.

Bo w ramę powieści sensacyjnej włożył autor dwa trudne tematy - alkoholizm i warszawską zbójecką reprywatyzację. Zacznę od drugiego, bo o nim będzie krótko. Doceniam, że Żulczyk, pisarz popularny wśród czytelników, zajął się tą kwestią. Prawdopodobnie wielu dowie się tego, na czym polegał ten nieetyczny i przestępczy proceder, właśnie z tej powieści. Dla mnie nie było tam nic nowego, bo od kiedy afera wypłynęła na światło dzienne, sporo o niej czytałam i słuchałam. O jej mechanizmach, antybohaterach i ofiarach. No ale to nie jest zarzut.

Za to drugi temat - alkoholizm znowu mnie poraził. Żulczyk znakomicie oddaje różne stany Marcina Kani - trzeźwość, względną trzeźwość, alkoholowe ciągi, a wreszcie potworny głód alkoholu, kiedy próbuje nie pić. Szczególnie opisy alkoholowych ciągów, wyróżniające się odmiennym językiem i stylem, oddające bełkot, kompletne zamroczenie, a nawet zmianę stanu świadomości, czyta się bardzo ciężko - bo trudno nie poczuć obrzydzenia do narratora. Złość, nienawiść, obrażanie ludzi, wybuchy agresji - w taki sposób zmienia się psychika Marcina, takie są konsekwencje chlania. Autor nie romantyzuje swojego bohatera i jego nałogu, co zarzuca się na przykład Jerzemu Pilchowi (nawet bohater "Informacji zwrotnej" śmieje się z tego), tym bardziej nie podlewa niczego humorem. Pokazuje cały bezmiar upodlenia, degradacji, zniszczeń, a wreszcie pustki, jakie są konsekwencją choroby alkoholowej. Pokazuje też, jak trudno z niej wyjść. I to wszystko jest przerażające. Bo Marcin Kania zniszczył nie tylko swoje życie. Skrzywdził też po drodze kilka osób, ale przede wszystkim zniszczył też swoich bliskich - żonę, córkę i syna. Kiedy w obliczu tragedii próbuje trzeźwieć i coś robić, aby odnaleźć Piotrka, okazuje się, że ostatnie trzydzieści lat to dziura w pamięci, w którą wpadła jego rodzina. Niewiele pamięta, nic nie wie o swoich dzieciach, które go po prostu nienawidzą. A mają za co. Jest w powieści kilka przejmujących scen, o których trudno zapomnieć. Największymi ofiarami jego nałogu są właśnie córka i syn, którym zrujnował życie. Piotrek powie mu wprost, że go nienawidzi, Ula wykrzyczy, że chciałaby po prostu zwyczajnie żyć, a on zamienił jej codzienność w piekło. To rany, które się nie zagoją. Brak pewności siebie, poczucie, że jest się kimś gorszym, wstyd, a wreszcie budząca się nienawiść i agresja. W powieści Żulczyka, inaczej niż w książce Aleksandry Zbroi i w filmie Konrada Aksinowicza,  Ula i Piotrek nie miotają się od odrazy i nienawiści do miłości. Tu jest czysta nienawiść. A najbardziej przeraża bezmiar samotności i pustki, jakie odczuwa Marcin Kania. Być może właśnie sięgnął dna. Czy się podniesie? Czy jest dla niego jeszcze jakiś ratunek? I czy trzeba było zapłacić taką cenę, aby na chwilę wytrzeźwieć i spojrzeć w prawdzie na swoje życie?

A w tle obserwujemy losy kilkorga innych alkoholików, z którymi główny bohater regularnie spotyka się na terapii. No i światek, a właściwie w tym wypadku półświatek, muzycznej branży. 

PS. Jakub Żulczyk zna temat, bo sam był uzależniony, o czym otwarcie mówi. Prowadzi też razem z Juliuszem Strachotą podcast o uzależnieniach. Podobno bardzo dobry i bardzo popularny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty