Krzysztof Varga "Langosz w jurcie"

Kiedy skończyłam czytać ostatnią powieść Krzysztofa Vargi "Sonnenberg", o której pisałam w ostatniej notce, zapragnęłam koniecznie choćby na jakiś czas zanurzyć się w klimacie tej lektury, tak bardzo byłam pod jej wpływem. I wtedy przypomniałam sobie, że w głębinach mojego ukochanego czytnika spoczywa sobie, czekając cierpliwie na swoją kolej, "Langosz w jurcie" (Czarne 2016), trzecia część eseistyczno-reporterskiej trylogii Krzysztofa Vargi poświęconej Węgrom. Nie było na co czekać, pora na lekturę  tego zbioru bardziej esejów niż reportaży była idealna. W "Gulaszu z turula", pierwszej znakomitej części owej węgierskiej trylogii, Varga pisał po prostu o Węgrach i Węgrzech, swojej drugiej ojczyźnie (ojciec pisarza był Węgrem). Dla takiego laika jak ja było to odkrycie. Mnóstwo się z tamtej książki dowiedziałam, a przyjemność z czytania miałam ogromną. Nie tylko ja tak uważałam, recenzje były znakomite, książka znalazła się w finale Nike. Druga część, "Czardasz z mangalicą", to zapis licznych podróży po węgierskiej prowincji. Nastrojowy, klimatyczny, trochę jak u Stasiuka, ale jednak przecież inny. Chociaż ciekawy, to już nie tak fascynujący ani nie tak świeży jak "Gulasz z turula", momentami nawet nużył.

Piszę o tym wszystkim nie tylko po to, aby przypomnieć tym, którzy też czytali, albo poinformować tych, którzy nigdy się z tymi książkami nie zetknęli, ale także dlatego, że przed napisaniem tej notki postanowiłam odświeżyć swoje wrażenia z tamtych lektur. Aby to zrobić, sięgnęłam do moich zapisków zamieszczonych na  blogu, a rzadko mi się to zdarza. Skąd ta potrzeba? Otóż "Langosz w jurcie" po prostu mnie rozczarował, a nawet znużył. Chciałam się przekonać, czy to ja się zmieniłam, czy po prostu ostatnia część węgierskiej trylogii Vargi jest najsłabsza. No i chyba właśnie w tym tkwi problem. Już druga, co przypomniałam sobie z mojej notki, zdradzała podobne symptomy, w trzeciej chyba jeszcze się pogłębiły. Bo "Langosz w jurcie" to kontynuacja "Czardasza z mangalicą". Właściwie mogłabym w tym miejscu skończyć i polecić przeczytanie mojego wpisu o tamtej książce z zastrzeżeniem, że "Langosz" jest po prostu nudniejszy i bardziej monotonny. Varga znowu włóczy się po węgierskiej prowincji. Tym razem jednak wędruje wzdłuż granic, czasem nawet je przekracza, aby zobaczyć coś, co do Węgier już nie należy. Tu trzeba wspomnieć o traktacie z Trianon, który okroił kraj naszych południowych bratanków do rozmiarów kraiku.

Jest tu po trochu wszystkiego - wspomnień, impresji, wrażeń, historii, zabytków, innych miejsc, spotkań z ludźmi, obserwacji, refleksji, no i oczywiście jedzenia. Można nieco złośliwie napisać, że Varga stale szuka albo knajpy, gdzie może zaspokoić głód jakimś ulubionym daniem, albo noclegu. Szukając, odkrywa czasem coś, na co w swoich licznych peregrynacjach dotąd się nie natknął. Króluje oczywiście melancholia, której źródłem jest beznadzieja i nuda węgierskiej prowincji, wymieszana z fascynacją. I tak przez dwieście osiemdziesiąt stron. Im dłużej czytałam, tym bardziej mnie to nużyło. Ta powtarzalność, przewidywalność. Niewiele konkretów z "Langosza w jurcie" zostało mi w pamięci. Opowieść o "Szkole na granicy" Gezy Ottlika, podobno znakomitej węgierskiej powieści, piszę podobno, bo jej nie czytałam. Fragmenty opisujące opuszczone wsie, które co jakiś czas Varga mija, czy spotkania z Polakami przyjeżdżającymi do termalnych źródeł. Jakieś impresje, jakieś obrazy. Początkowo miałam wrażenie, że autor postawił sobie tezę, iż stopień porządności i poziom cywilizacyjny nadgranicznych terenów w dużej mierze zależy od sąsiada, z którym te tereny graniczą. Jeśli tak rzeczywiście było, to wybrzmiała ona słabo.

Być może pisarz sam doszedł do wniosku, że temat się wyczerpał, że będzie już tylko się powtarzać, bo w jednym z wywiadów udzielonych przy okazji wydania swojej najnowszej powieści wspomniał, że wzięła się właśnie stąd. Z fascynacji tematem i niemożności kontynuowania książek, o których dziś pisałam. Polecać? Nie polecać? Kto czytał "Gulasz z turula" i "Czardasz z mangalicą", może domknąć całość. Kto nie zna tamtych książek, niech najpierw koniecznie po nie sięgnie, szczególnie po pierwszą, najbardziej odkrywczą, najciekawszą, po prostu najlepszą. A potem sam zdecyduje.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty