Twórczość Magdaleny Tulli odkryłam dla siebie stosunkowo niedawno. Zaczęło się od "Szumu", którym zachwyciłam się ogromnie, dlatego nic dziwnego, że natychmiast rzuciłam się na "Włoskie szpilki". Taki sam zachwyt! Od tamtej pory czekam na nową książkę pisarki, no i bardzo chciałabym przeczytać poprzednie, co nie jest takie proste, bo nakłady już dawno się wyczerpały. A jeśli normalną drogą, czytaj w księgarni, nie można czegoś kupić, tylko trzeba zadać sobie trochę więcej trudu, to niestety czyta się to, co dostępne natychmiast. Mam całą listę książek, które chciałabym poznać, ale szukać ich trzeba w internecie albo w antykwariatach, a to już zawsze więcej zachodu. Najprostszym wyjściem byłaby biblioteka, ale należę do tych, którzy lubią książki mieć, mieć je zawsze pod ręką. Jednym słowem bardzo żałuję, że wcześniej nie sięgnęłam po twórczość Magdaleny Tulli. A powody były dwa. Po pierwsze to przez niezrozumiałą niechęć do polskiej literatury współczesnej, zmądrzałam - to już nieaktualne, a po drugie książki Magdaleny Tulli wydawały mi się niszowe i nie dla mnie. Proza pisarki funkcjonowała pod hasłem lingwistycznej, hermetycznej. Teraz wiem, że to nie tak. A jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu po lekturze jej rozmów z Justyną Dąbrowską opublikowanych w książce "Jaka piękna iluzja. Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską" (Znak 2017).
Nie jest to ani wywiad-rzeka, ani żaden inny wywiad, tylko rzeczywiście rozmowy, w których główną rolę pełni oczywiście Magdalena Tulli. Całość podzielona została na rozdziały poświęcone sprawom dla pisarki istotnym. Zaczyna się od wychowania dzieci, potem jest o dźwiganiu ciężarów (zesłanych przez los oczywiście), szukaniu zawodu, o pisaniu, o muzyce, o książkach, jest rozdział o emocjach - smutku i gniewie, o wolności, przemocy, uchodźcach, wreszcie o miłości i na koniec o upływie czasu i śmierci. W jakimś sensie są te rozmowy tym samym, czym jest jej proza. Dają możliwość wejścia w głąb duszy pisarki (wiem, brzmi bardzo egzaltowanie, ale nadal nie znajduję lepszego sformułowania). Odkrywa się w nich, dzieli swoimi poglądami, refleksjami, słabościami, uczuciami, lękami, ale przecież to samo robi pisarz w swoich powieściach, też się odsłania i wystawia na osąd.
Magdalena Tulli jawi się dzięki tym rozmowom jako postać nietuzinkowa, fascynująca i osobna. Skomplikowana i niepospolita, refleksyjna, zadająca sobie pytania i szukająca odpowiedzi. Naznaczona trudnym dzieciństwem, którego efektem były kłopoty w kontaktach z ludźmi i problemy szkolne, takie zupełnie podstawowe z pisaniem, czytaniem, liczeniem. Przebyła długą i żmudną drogę, aby to zmienić. Żeby kontakty z ludźmi stały się możliwe, żeby, jak mówi, ręka nadążała za umysłem. Bardzo ciekawe są jej opowieści o tym, jak sobie radziła w dzieciństwie, nie tylko w szkole, jakie strategie przetrwania obierała. Równie ciekawie mówi o drodze pisarskiej pełnej wahań, nieporozumień, porażek i sukcesów. Najbardziej boli ją niezrozumienie jej wczesnych książek przez krytyków, nadanie im etykietek, które według autorki były niesprawiedliwe, bo nie dotykały tego, o czym rzeczywiście była jej proza. Mocno dostaje się recenzentom i ludziom zawodowo zajmującym się literaturą. Tulli mówi o tym, jak w gruncie rzeczy boją się o swoją pozycję, o to, że się wychylą i narażą na śmieszność i krytykę ze strony środowiska. I rzeczywiście, kiedy zastanowić się nad tym, kiedy przyjrzeć się, jak ocenia się pisarzy i książki, jak najczęściej podobne są oceny, jak często unika się w recenzjach tego, co trudne, trudno nie przyznać racji pisarce. To samo, zauważyłam, dotyczy filmu, a zwłaszcza teatru. Ileż razy jako widz szukałam w recenzjach teatralnych objaśnienia czegoś trudnego, niejasnego, na ogół nadaremnie.
Magdalena Tulli mówi też o swoich lękach egzystencjalnych wynikających z kondycji świata i Polski. Nie jest optymistką. I tu w pełni się z nią zgadzam. Jej obawy, niepokój, przekonanie, że wszystko raczej zmierza w złą niż w dobrą stronę, jej przekonanie, że nie ma łatwych rozwiązań, jeśli w ogóle, są mi bardzo bliskie. Dlatego pewnie mówi wprost i bardzo mocno o sytuacji w kraju, nie robi uników, nie kryje się ze swoimi poglądami. Zwierza się, jak bardzo przeżywa stopniowe ograniczanie wolności, jak bardzo nie zgadza się z takim urządzaniem świata, gdzie wszyscy mają być tacy sami, identycznie myśleć, podporządkować się karnie rozmaitym instytucjom. Tego właśnie nie mogła znieść w czasach swojej młodości, dlatego przeraża ją to, co dzieje się teraz. Bardzo ciekawy jest rozdział poświęcony uchodźcom. Chociaż Magdalena Tulli jednoznacznie opowiada się za ich przyjmowaniem, to mówi też o swoich obawach i trudnościach. Tak bardzo po ludzku. Na przykład zastanawia się, czy potrafiłaby podzielić się swoim mieszkaniem. No bo skoro powiedziało się a, to może konsekwencją tego powinno być powiedzenie b. Przyznam, że i tym razem bardzo bliskie mi są jej przemyślenia na ten temat. Równie ciekawy jest rozdział o roli, jaką odgrywa muzyka w jej życiu i wcale nie jest to tylko opowieść o ulubionych kompozytorach czy o tym, czego słucha. Nie, to znacznie więcej. To również próby nauczenia się gry na instrumencie, śpiewanie w chórze mimo braku warunków, a przynajmniej tak o sobie myślała.
Czytając rozmowy z pisarką, nabrałam przekonania, że może w pewnym sensie jej ograniczenia stały się dla niej błogosławieństwem, bo nauczyły ją uważności, wytrwałości i poświęcania się czemuś całkowicie i dogłębnie. Skupiania się na jednej sprawie. Raz będzie to muzyka, innym razem czytana książka, pisanie, zabawa z dziećmi albo naprawianie jakiegoś przedmiotu.
Na koniec łyżeczka dziegciu. Nie wszystko zainteresowało mnie w równym stopniu. Niektóre rozdziały lekko nudziły, a nawet irytowały. To te, w których Magdalena Tulli za bardzo zmierza w stronę psychologii, w dodatku robi to w taki poradnikowy sposób. Tego nie lubię, ale to na szczęście (dla mnie) drobny ułamek tych rozmów. Dla kogo wobec tego jest ta książka? W pierwszym rzędzie oczywiście dla miłośników jej twórczości. Dla nich to lektura obowiązkowa. Ale śmiało mogą sięgnąć po te rozmowy wszyscy ci, którzy chcą spotkać ciekawego, fascynującego człowieka. Jeśli takiego czytelnika znudzi rozdział o pisaniu, może go przecież pominąć. A jeśli jednak przeczyta, być może sięgnie po książki pisarki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz