Spokojna, sielska wieś, z dala od frontu. Jakoś się tu wszystkim żyje. I Polakom, i niemieckim żołnierzom. Dzięki temu, że miejscowość położona jest w pobliżu obozu, kto sprytny, może całkiem nieźle żyć z szabru. Napisałam dzięki temu, a przecież to okropne. Bo płaszcze, bluzki, apaszki, czasem całe walizki to przedmioty należące do Żydów wysyłanych na śmierć. Ale nikt tu się nad tym nie zastanawia. Ani Romek, ani jego matka, ani tym bardziej Leon. Kurs na rampę to fart, bo jest znakomitą okazją, aby się obłowić. Zawsze się z czymś wróci. Dopiero kiedy Romek w zdobycznej walizce znajdzie album z rodzinnymi zdjęciami, na chwilę się zaduma, zacznie się zastanawiać. Ale już za moment kiełkującą refleksję przyćmi nietypowe znalezisko - patefon i płyty. Niby to wszystko bezużyteczne, ale przecież sprawi tyle radości. Można zatańczyć z dziewczyną, która się podoba. Bo wojna wojną, ale życie toczy się dalej. Chce się żyć, chce się bawić, chce się kochać.
Tańczyć chce też Guido, bardzo młody niemiecki żołnierz wcielony do wojska za karę. Najmłodszy na posterunku, delikatny, nie potrafi odnaleźć się wśród żołnierzy. Żył gdzieś w jakimś niemieckim mieście, kochał jazz i nagle znalazł się daleko od domu, wśród starszych od siebie facetów. Niewybredne żarty, żołnierskie obowiązki, którym nie potrafi sprostać. W końcu nadejdzie dzień, kiedy utraci niewinność. Wcześniej kilkakrotnie udawało mu się ją ocalić. Nie potrafi i nie chce strzelić do Romka. Dwukrotnie ratuje mu życie. Wróg jest wrogiem, ale kiedy to chłopak taki sam jak on, kiedy stanie się z nim twarzą w twarz, kiedy spojrzy się w jego oczy, bardzo trudno go zabić. Podobnie rzecz ma się z Romkiem - gdy role się odwrócą, on też nie będzie potrafił strzelić. Ale prawa wojny są okrutne. Los drwi sobie z ich dobrego serca. Dobry uczynek nie zostanie nagrodzony. Przeciwnie, darując życie, wikłają się w jeszcze większe kłopoty.
Te kilka dni to przełomowy moment w losach obu bohaterów. Każdy staje przed dramatycznymi wyborami, a czasu na zastanawianie nie ma, decyzję trzeba podjąć natychmiast. Podpalić stóg, jak każe dowódca, czy odmówić wykonania rozkazu, narażając się na śmierć? Wziąć winę na siebie czy skorzystać z pomocy starszego towarzysza i wikłać się w kłamstwa? Strzelić czy nie strzelić? Pomóc uciekającej żydowskiej dziewczynie czy zostawić ją na pastwę losu? A los, jak już wspominałam, drwi sobie z nich. Chcą dobrze, a i tak wychodzi źle. Ich drogi stale się splatają. Aż do dramatycznego finału. Kiedy Guido chce ratować najpierw dziewczynę a potem siebie, nie zdaje sobie sprawy, czego zażąda od niego sadystyczny przełożony w zamian za spełnienie prośby.
Kiedy po dramatycznej kulminacji wszystko wróci na swoje tory, przynajmniej na razie, obaj bohaterowie nie będą już tacy sami. Gdy po okrutnym wojennym chrzcie, po gwałcie dokonanym na wrażliwości i psychice Guido spokojnie przyszywa belkę oznaczającą awans, mamy wrażenie, że nie ma już tego delikatnego chłopaka. Teraz pewnie bez mrugnięcia okiem, bez zastanowienia będzie wykonywał najokrutniejsze rozkazy, a potem spokojnie jadł kolację i żartował z kolegami. A Romek? Czy pomoże jakiejś uciekinierce z transportu, jeśli ją spotka? Czy nadal bez skrupułów będzie zabierał fanty znalezione na rampie? Poza Leonem i sadystycznym dowódcą posterunku nie ma tu postaci czarno-białych. Ofiary mogą w każdej chwili stać się katami. W dodatku trudno uciec od myśli, że gdyby Romek zastrzelił Guida, jak chciała Bunia, wszystko potoczyłoby się prościej. Chociaż czy na pewno? Może Niemcy wzięliby odwet za zastrzelenie swojego towarzysza?
Obraz wojny w filmie Michała Rogalskiego daleki jest od heroizmu. Jeśli się jest bohaterem, to trochę przez przypadek i tylko na chwilę, a potem skóra staje się jeszcze grubsza. Polacy i Niemcy, mimo że wrogowie, są tu na siebie zdani, muszą żyć w pewnej symbiozie. Kiedy na co dzień jest się tak blisko, trudno nie zwrócić uwagi na piękną Polkę, a i jej podoba się młody, delikatny niemiecki żołnierz. Trudno nie pomóc młodemu chłopakowi, kiedy biedzi się, przyszywając nową belkę do munduru. Trudno nie zagadać i nie zauważyć, że mama będzie z niego dumna. Tak tu się wszystko razem splata. Lubimy wyobrażać sobie, że niemal wszyscy Polacy byli w ruchu oporu, ale przecież nie tak wyglądała wojna. Większość jakoś próbowała żyć i jeśli nie staczali się moralnie to już dobrze. Taki zwyczajny obraz okupacji daleki od bohaterstwa pokazuje Michał Rogalski w "Letnim przesileniu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz