Henry James "Dom na placu Waszyngtona"

Henry James to autor, do którego co jakiś czas wracam. "Dom na placu Waszyngtona" (PIW 1998; przełożyła Maria Skroczyńska) miałam ochotę przeczytać już dawno, tak bardzo utkwiła mi w pamięci jego wersja filmowa przeniesiona na ekran przez Agnieszkę Holland. Do dziś pozostał mi w pamięci dojmujący smutek filmu. Co jakiś czas przypominałam sobie o tej książce, ale nie tak łatwo ją zdobyć. W końcu kupiłam w antykwariacie. W porównaniu z powieściami Henrego Jamesa, które znam, ta jest lekturą łatwą, nie tylko z powodu skromnych rozmiarów. Nie ma tu długich, niezwykle rozbudowanych zdań, dociekań, rozważań i opisów. Jest za to sporo dialogów (momentami powieść przypominała mi tekst sztuki teatralnej) i bardzo żywa akcja. Napisałam żywa akcja i natychmiast zadumałam się, czy słowo akcja jest tu na miejscu. W gruncie rzeczy nie tak wiele się dzieje. Powieść jest jednowątkowa, dramat rozgrywa się pomiędzy czterema bohaterami, pozostałe to postaci epizodyczne. Mimo tego bardzo byłam ciekawa, jak potoczą się wydarzenia (chociaż finał znałam z filmu). Jednym słowem to książka, którą czyta się jednym tchem.

Czytelnik, który zetknął się już z twórczością Henrego Jamesa, znajdzie w tej powieści motywy charakterystyczne dla jego twórczości. Jest młoda kobieta, wokół której kręci się mężczyzna-drań, jest przyjaciółka-doradczyni, jest relacja córka-ojciec, jest wreszcie podróż po Europie (tutaj potraktowana dość powierzchownie, pewnie ze względu na niewielką objętość powieści). Są przede wszystkim wnikliwe portrety psychologiczne tej czwórki, bo nie należy zapominać, że powieści psychologiczne to domena Henrego Jamesa. I jak zwykle w jego książkach bywa, trudno pozostać obojętnym na losy bohaterów, którzy często irytują, drażnią albo przeciwnie, wywołują współczucie.

Między trojgiem bohaterów powieści, doktorem Sloperem, jego owdowiałą siostrą, panią Penniman, i Maurycym Townsendem, stoczy się swoisty pojedynek, zawzięta walka o Katarzynę, córkę doktora. Każde z nich traktuje ją instrumentalnie, każde chce postawić na swoim. Maurycy zdobyć ją wraz z jej majątkiem, ojciec niby w trosce o jej przyszłość nie chce się zgodzić na to małżeństwo (piszę niby, bo w gruncie rzeczy pragnie postawić na swoim, a z uczuciami córki nie liczy się wcale), a ciotka? A ciotka, niezbyt mądra, nieco sentymentalna kobieta, intryguje i knuje, aby urozmaicić sobie swoje monotonne życie. Nie bez znaczenia jest to, że pozostaje pod wpływem i urokiem przystojnego i obdarzonego urokiem Maurycego. Z czasem zaczyna go traktować jak syna i, jak matka zakochana ślepo w swoim jedynaku, jest gotowa zrobić dla niego wiele. Mężczyźni nie liczą się z uczuciami Katarzyny. Miałam wrażenie, że od pewnego momentu ważne już było tylko, który z nich postawi na swoim. Maurycy zręcznie nią manipuluje, a ojciec żąda, drwi, rozmyślnie rani, chcąc zmusić do zmiany decyzji. Prowadzi swoją podstępną rozgrywkę, nie licząc się z jej uczuciami. Obaj nie cenią jej i lekceważą. Katarzyna nie jest zbyt urodziwa ani specjalnie bystra, ot przeciętna i nijaka, pewnie dlatego długo pozostaje nieświadoma gry, jaka się wokół niej toczy. Ale wbrew pozorom ta prostoduszna kobieta potrafi postawić na swoim. Chociaż dużo ją to kosztuje, zmuszona do wyboru między ukochanym a ojcem, z którym jest bardzo związana, wyboru dokona, a kiedy to zrobi, nie zmieni zdania bez względu na konsekwencje. Ona jedna jest szlachetna, prostolinijna i uczciwa. Nie kręci, nie kombinuje, nie intryguje. Gra, która się wokół niej toczy, naznaczy ją na całe życie. Zraniona przez obu mężczyzn, ukochanego i ojca, przeżyje wielkie rozczarowanie, straci złudzenia (szczególnie bolesne będzie rozczarowanie ojcem, świadomość, że tak naprawdę jej nie kocha i nie szanuje), ale jednocześnie dojrzeje, stanie się samodzielną kobietą, nie podda i nie załamie. Samodzielność, dojrzałość brzmią dumnie i krzepiąco, ale życie Katarzyny na zawsze zostanie naznaczone smutkiem, z którym będzie musiała nauczyć się żyć. Czasy, w których żyła, niewiele miały do zaoferowania takiej kobiecie. Z godnością dźwigała swój los, ale pozostawała jej tylko działalność na rzecz ubogich i robótki ręczne.

Warto sięgać od czasu do czasu po klasykę, warto czytać Henrego Jamesa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty