O filmie Pawła Łozińskiego "Ojciec i syn" usłyszałam jakiś czas temu chyba w Tygodniku Kulturalnym w TVP Kultura. Opinie były entuzjastyczne, a przynajmniej tak zapisały się w mojej pamięci. I oto teraz grany jest w moim mieście tylko w jednym kinie, na szczęście moim ulubionym. Skorzystałam z okazji i właśnie go obejrzałam. Natychmiast siadam do pisania, aby zwrócić na niego uwagę. Kto może, niech zobaczy koniecznie. To jeden z tych filmów, bywają też takie książki, po obejrzeniu którego człowiek bardzo żałuje, że to już koniec. Dlaczego? Co w nim takiego ujmującego i fascynującego? Zamysł był prosty. Ojciec, wybitny dokumentalista Marcel Łoziński, i syn, Paweł Łoziński, wyruszają w podróż do Paryża, miejsca urodzenia Marcela. Będą filmować podróż, siebie i przede wszystkim swoje rozmowy. Z materiału powstały dwa niezależne filmy, jeden Marcela "Ojciec i syn w podróży", drugi Pawła "Ojciec i syn". I właśnie ten trafił na ekrany (nieliczne zapewne, niestety).
Zaczyna się dość drętwo, jakby obaj bohaterowie byli skrępowani sztucznością sytuacji. Wszak mają kręcić film nie tyle o drodze, ile o sobie, swoich relacjach. Padają pierwsze, niby banalne, pytania skierowane do ojca. O najważniejszy dzień w życiu, o to, kim jest (Polakiem, Żydem czy Francuzem?), o kobiety, o związki. Ale z tych banalnych pytań i odpowiedzi na nie powstaje niezwykły portret Marcela Łozińskiego, jego powikłanej historii rodzinnej, jego stosunku do życia, do kobiet. I opowieść o relacji ojca i syna. Wybitnego dokumentalisty, artysty i jego syna dorastającego w cieniu sławnego ojca. Relacja to niełatwa, z czego Marcel nie bardzo zdawał sobie sprawę. I chociaż pretensje zostają wyłożone jasno, nikt tu nie rozdziera szat, nie zieje nienawiścią. Mimo że bywało trudno i nieprosto, z filmu bije radość i optymizm. Ich źródłem są bohaterowie, Marcel i Paweł Łozińscy. Świadomi swoich wad, błędów, jakie popełnili, ale pogodzeni z życiem, z upływającym czasem i z sobą. Mimo wszystko dobrze im razem. Zwyczajna-niezwyczajna podróż, zwyczajne-niezwyczajne rozmowy.
Film skłania do namysłu, zadaje ważne pytania. O model życia, o rodzicielstwo, o manipulację drugim człowiekiem. Na ile wolno nam żyć tak, jak chcemy? Gdzie jest granica kompromisu? Czy realizując siebie, żyjąc zgodnie z własnymi zachciankami i przekonaniami, możemy nie ranić najbliższych? Te refleksje nie dotyczą tylko Marcela, odnoszą się także do jego rodziców. Można też zapytać, czy kręcenie filmu o sobie, o sprawach dość jednak intymnych, to nie nadmierny ekshibicjonizm? Odpowiedzi są co najmniej dwie. Po pierwsze akt twórczy zazwyczaj w jakiś sposób, bardziej lub mniej dosłowny, obnaża artystę (nie oni pierwsi nakręcili film o sobie). Po drugie w czym są lepsi albo gorsi od bohaterów swoich filmów?
Po obejrzeniu "Ojca i syna" Pawła Łozińskiego natychmiast nabrałam ochoty na ojcowską wersję tej podróży, na inne filmy Łozińskich i wreszcie na książkę Mikołaja (brat Pawła, syn Marcela) pod tytułem "Książka". Na koniec jeszcze raz namawiam na "Ojca i syna". Bardzo ciekawy, mądry i sympatyczny film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz