To druga książka Doris Lessing, jaką przeczytałam. Poprzednia, "Lato przed zmierzchem", zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Kobieta może przejrzeć się w niej jak w lustrze, które bezlitośnie obnaża wszelkie słabości. W wielkim skrócie, bo przecież nie o "Lecie ..." mam dziś pisać, jest to powieść o gotowości kobiet do całkowitego podporządkowania swojego życia mężczyźnie, o skłonności do poświęceń, których nikt nie wymaga, rezygnacji z siebie. Kilka moich koleżanek mocno ją przeżyło. "Zloty notes", podobno najważniejsza książka Lessing, również drąży ten sam temat: relację kobieta-mężczyzna. Ale nie tylko. To także powieść o fascynacji i rozczarowaniu zachodniej inteligencji komunizmem i Związkiem Radzieckim, o artystach i procesie twórczym, o chorobie psychicznej i wyborze drogi życiowej. Sporo? Tak, ale "Zloty notes" liczy ponad osiemset stron, więc nie ma się co dziwić, że aż tyle (a nawet więcej) można z niego wycisnąć. Spróbuję teraz uporządkować moje rozważania i jak zwykle podzielić się refleksjami z lektury.
Od czego zacząć? Od krótkiej informacji o treści czy o formie? Wszak i jedno, i drugie ważne. Może jednak na początek parę słów (a raczej zdań) o treści. Jest to opowieść o Annie, pisarce, kobiecie wolnej, która w młodości (lata drugiej wojny światowej) spędza kilka lat w Afryce Środkowej. Z tamtego okresu wywodzi się jej flirt z komunizmem. Ta fascynacja rozwieje się dopiero w jakiś czas po śmierci Stalina. Obserwujemy zmagania Anny z mężczyznami, z własną niemocą twórczą, z komunizmem, z rodzicielstwem. Wszystko to bardzo ważne. Śledzimy też losy jej przyjaciółki Molly, również artystki i kobiety wolnej, jej syna, jej byłego męża i jego obecnej żony. Przez karty powieści przewija się mnóstwo różnych postaci, przede wszystkim mężczyzn. Anna prowadzi cztery różne notesy, a każdy z nich dotyczy innego obszaru jej życia (pobyt w Afryce i zmagania twórcze; nowa powieść inspirowana jej losami i szkice opowiadań; komunizm; codzienność). W ten sposób zgrabnie przeszłam do formy. Notesy wplecione są w główną narrację zatytułowaną Kobiety wolne. Wszystko wzajemnie się uzupełnia, oświetla, pisząc powieść, Anna obficie czerpie ze swojego życia, i w ten sposób poznajemy bogatą osobowość głównej bohaterki, historię jej barwnego, skomplikowanego życia, jej kochanków, ewolucję poglądów, twórcze cierpienia, dylematy, wybory życiowe. Bardzo ciekawe jest obserwowanie pisarskiej kuchni. Mężczyźni, których Anna spotyka na swojej drodze, pojawiają się na kartach tworzonej przez nią powieści pod innymi nazwiskami, z nieco zmienioną biografią, ale niezmienna pozostaje istota relacji Anny z nimi. A ów tytułowy złoty notes? Kiedy bohaterka dochodzi do wniosku, że jej życie to jednak całość, a nie chaos, jak myślała, zaczyna wszystko zapisywać w jednym, złotym, notesie, zresztą najkrótszym. W pewnym momencie zadałam sobie pytanie: czym jest spinająca całość narracja zatytułowana Kobiety wolne. Zasadniczym trzonem powieści Doris Lessing, taką ramą, na której autorka rozpięła całość, jak się długo wydaje, czy może jeszcze jedną powieścią pisaną przez samą Annę, co zasugerowane zostaje pod koniec całości? Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. Nie wiem zresztą, czy to takie istotne, wszak, jak przed chwilą pisałam, wszystkie elementy tej układanki składają się na niezwykle bogaty, ciekawy portret Anny, kobiety wolnej, świadomej siebie, żyjącej na własny rachunek, a przynajmniej starającej się tak żyć.
Anna to zupełnie inna kobieta niż bohaterka wspomnianego przeze mnie "Lata przed zmierzchem". Dawno już nie odnalazłam tyle z siebie w jakiejś literackiej postaci, chociaż wiele jej wyborów czy poglądów jest mi zupełnie obcych. Ale wystarczy to coś, aby poczuć bliskość i przynajmniej częściowo się z nią utożsamić. Zbyt to jednak osobiste, więc pisząc o niej, nie zdradzę, w czym odnajduję siebie, a w czym zupełnie nie. Główna bohaterka "Lata .." była mężatką, matką, kobietą całkowicie na usługach swojego męża i dzieci. Bez nich nie umiała istnieć, funkcjonować, odnaleźć się w życiu. Znaczyła coś o tyle, o ile żyła dla nich, ich problemami. Inaczej Anna, od początku samodzielna (w każdym sensie), mająca wielu mężczyzn, później samotna matka, nie z konieczności, ale ze świadomego wyboru. Pielęgnuje swoją wolność, która jest dla niej bardzo ważna. Bycie wolnym to jej ideał, ale życie nie zawsze dorasta do ideału. Anna co jakiś czas wpada w uczuciową pułapkę. Wikła się w miłosną zależność od mężczyzn, z którymi się wiąże. Czeka na ich powrót do domu, jej, kobiecie wolnej, sprawia przyjemność przygotowywanie dla nich kolacji, dzielenie z nimi codzienności. Jest zazdrosna o ich żony, o inne kobiety, z którymi się umawiają, z którymi sypiają, cierpi, kiedy ją porzucają. A jednocześnie uważa, że ona, kobieta wolna, powinna być ponad zazdrość, codzienność, uzależnienie od miłości. Gani siebie za głupie uczucia, które nie powinny być w jej życiu ważne, a są, za emocje, które nie pasują do naszych czasów (lata pięćdziesiąte zeszłego wieku), a jednak je odczuwa. Okazuje się, że nawet kobiety wolne mimo starań traktują tę sferę życia niczym narkotyk. Inaczej mężczyźni. Bo to również powieść o facetach, a ich portret nie jest tu zbyt pochlebny. Są często słabi i taka silna kobieta jak Anna (przynajmniej silna pozornie), potrzebna im jest, aby ich wspierać, leczyć ich traumy, lęki, kompleksy. Jest dobra do zwierzeń i do łóżka. Mogą jej opowiadać o swoich wspaniałych żonach, które nie chcą się z nimi kochać, o swoich równie wspaniałych dzieciach. Potem odchodzą, od Anny, nie od swoich ślubnych. Inni latami żyją podwójnym życiem, a ich udręczone żony godzą się na to, bo nie umieją żyć bez nich (jak bohaterka "Lata przed zmierzchem"). Żałują tych swoich biednych, udręczonych, poświęcających się dla rodziny kobiet, więc przy nich trwają, mimo że traktują dom jak magazyn czystych koszul. Potrafią żyć w takim uczuciowym rozkroku bez większych dylematów moralnych. A Anna, jak już napisałam, cierpi. Kiedy jej kolejni kochankowie kończą, czasem długoletni, romans z nią, nie może się pozbierać, ale na nich wydaje się to nie robić większego wrażenia. Wydaje się, że kobiety mimo starań zawsze będą na straconej pozycji. Małżeństwo po jakimś czasie wieje uczuciową nudą, żona sprowadza siebie do roli służącej, jest traktowana przez męża przedmiotowo. A wolny związek to tylko pozór wolności, bo kobieta i tak uzależni się uczuciowo od swojego ukochanego. To mężczyźni potrafią być prawdziwie wolni, żyć pracą, uczucie postawić na drugim planie.
Ciekawy jest stosunek Anny do macierzyństwa. Córka z jednej strony ją ogranicza, zabiera swobodę, ale z drugiej zmusza do życia, stawia do pionu, nadaje jej egzystencji zewnętrzną formę, porządek. Kiedy na własną prośbę wyjedzie do szkoły z internatem, życie jej matki się rozsypie. Nic nie będzie musiała, żadnych obowiązków, a ponieważ zbiegnie się to z osobistym kryzysem, zacznie osuwać się w rodzaj letargu, odrętwienia, a może nawet choroby psychicznej.
Niezwykle ważna część tej powieści to fascynacja i powolne rozczarowanie Anny i jej środowiska komunizmem. Dla nas, mieszkańców Europy Wschodniej tak bardzo doświadczonych przez komunizm, naiwność intelektualistów Zachodu wydaje się niewiarygodna. Początek zauroczenia Anny marksistowską ideologią można zrozumieć. Stało się to w czasie jej pobytu w Afryce. Komunizm i środowisko lewicowych intelektualistów było jedyną alternatywą dla rasizmu i kolonializmu. Ale potem? W latach pięćdziesiątych w Londynie? Kiedy docierają już wieści o komunistycznych zbrodniach, o sfingowanych procesach, więzieniach i egzekucjach? Kiedy Anna jedzie do Berlina Wschodniego i na własne oczy widzi, jak się tam żyje, co się dzieje z ludźmi? Nawet po śmierci Stalina, gdy w Związku Radzieckim zachodzą zmiany, ona i jej środowisko nadal pozostają pod jego wrażeniem. Długo zadają sobie pytanie, czy te przerażające wieści są aby na pewno prawdziwe? Długo potrafią usprawiedliwić zbrodnie i niegodziwości, tłumacząc je wyższą koniecznością. Dopiero hipokryzja i fałsz w szeregach angielskiej partii komunistycznej zniechęcają Annę ostatecznie do idei komunizmu.
To oczywiście nie wszystko. Bardzo ciekawe są partie książki poświęcone wspomnieniom głównej bohaterki z wojennych lat spędzonych w Afryce. Barwne, ciekawe środowisko młodych ludzi starających się wyszarpać z życia wszystko, bo toczy się wojna i śmierć zagląda w oczy. Miejscowe stosunki, tragiczne postacie. Dużo jest o twórczości, sporo o chorobie psychicznej. Osobne, też ważne, wątki to historia przyjaciółki Anny, Molly, jej syna, jej byłego męża i jego drugiej żony. I wiele, wiele więcej.
Warto wiedzieć, że powieść w czytaniu jest bardzo nierówna (podobnie "Lato przed zmierzchem"). Są partie, które dosłownie pochłaniałam, przez inne przedzierałam się powoli, czasem nawet ze znużeniem (fragmenty opisujące osuwanie się Anny w chorobę psychiczną). Obok całych stron zapisanych dialogami, sporo tu różnych ideologicznych rozważań albo dla przeciwwagi fragmentów opisowych, lirycznych (okres afrykański). Nie zmienia to faktu, że to powieść bardzo ważna, jedna z tych, które powinno się poznać, bo jeśli nawet nie zmienią życia, to każą się sobie boleśnie przyjrzeć. Śmiało mogłabym umieścić ją na liście dziesięciu książek, które trzeba przeczytać (patrz: zainicjowana niedawno przez Gazetę Wyborczą akcja). Na pewno za jakiś czas dam się sponiewierać kolejnej powieści Doris Lessing.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz