Świat, którego juz nie ma, czyli "Wyjście z Egiptu" Andre Acimana.

Tę książkę, wydaną przez wydawnictwo Czarne (2009), przeczytałam jakiś czas temu, ale ponieważ jest jedną z tych, które utkwiły w mojej pamięci, więc w przerwie między poprzednią a aktualną lekturą parę słów o niej. Tytuł nawiązuje do biblijnego wyjścia Żydów z Egiptu, ale jest to powieść, której akcja sięga czasów przed drugą wojną światową, by skończyć się w roku 1964 tytułowym wyjściem z Egiptu. Narrator opowiada historię licznej rodziny Żydów sefardyjskich, która na początku dwudziestego wieku stopniowo osiedlała się w tym kraju po wyjeździe z Konstantynopola, by potem, wraz ze zmieniającą się sytuacją polityczną, stopniowo Egipt opuszczać. Powieść o świecie, którego już nie ma, świecie, w którym obok siebie żyli Żydzi, Arabowie i Europejczycy, tworząc niezwykłą mieszankę kultur i obyczajów.

Przede wszystkim jest to książka niezwykle zabawna i ciekawa. Rodzinną historię i świat Aleksandrii, gdzie mieszkają bohaterowie, poznajemy oczami kilkuletniego, potem kilkunastoletniego, chłopca. To on jest bowiem narratorem. W tej sadze rodzinnej aż roi się od dziwacznych, barwnych i zabawnych postaci. Taki jest wuj Wili, najstarszy z rodzeństwa, podwójny szpieg, drobny hochsztapler, ale w gruncie rzeczy dobry człowiek; obie babki narratora, w dziecinny sposób rywalizujące o względy swojego wnuka tak, jakby chciały go sobie wzajemnie podebrać; głuchoniema matka narratora, często wysługująca się swoim synem, kobieta piękna, o twardym charakterze, potrafiąca wydać z siebie niezwykły pisk, którym terroryzowała otoczenie; liczne ciotki i liczni wujowie o barwnych charakterach i niezwykłych historiach (już same ich imiona powodują nostalgię za tym egzotycznym światem: Flora, Estera, Elza, Klara, Izaak, Nessim, a to jeszcze nie wszyscy); nestorka rodu, czyli prababka narratora, u której w mieszkaniu gromadzi się cała rodzina w chwilach politycznych zawieruch; wreszcie arabska służba, sąsiedzi i przyjaciele różnych narodowości. Aleksandria tamtych lat to istny wielokulturowy tygiel. Wszyscy krewni narratora prowadzą mniejsze lub większe interesy, z mniejszym lub większym powodzeniem.

Ale ta zabawna opowieść podszyta jest smutkiem i nostalgią za światem minionym. Egzystencja Żydów sefardyjskich w Egipcie, początkowo przyjemna i barwna, z powodu zawieruch historycznych staje się z czasem coraz trudniejsza i niebezpieczna. Tak jest szczególnie w roku 1942, kiedy wojska Rommla zbliżają się do Aleksandrii i wydaje się tylko kwestią czasu, kiedy Niemcy zajmą Egipt. Wtedy los Żydów byłby oczywiście przesądzony. Jednak ta historia opowiadana z perspektywy kilkunastoletniego chłopca, który zna ją z przekazów rodzinnych (urodził się na początku lat pięćdziesiątych) jest bardziej zabawna niż groźna. Opowieści na temat Niemców, którymi straszą się wzajemnie członkowie rodziny, powodują raczej śmiech niż lęk. To czytelnik obarczony bagażem wiedzy o tym, co działo się wtedy w Europie, zna prawdziwe zagrożenie. Kolejnym niebezpiecznym momentem jest wojna o Kanał Sueski w roku 1956. Ale i tym razem groza tamtych wydarzeń łagodzona jest przez pamięć narratora. Naloty, zaciemnienia, sparaliżowane życie Aleksandrii, zapamiętane i opowiadane przez kilkuletniego chłopca, są po prostu przygodą. To moment, kiedy rodzina może kolejny raz zgromadzić się w domu seniorki rodu, jego prababki, a rutyna codzienności zostaje zastąpiona niezwykłymi zdarzeniami. Niestety, odtąd życie nie będzie już takie jak dawniej. Niechęć do Żydów narasta (Izrael obok Francji i Wielkiej Brytanii był agresorem w tym konflikcie), stopniowo krewni i przyjaciele opuszczają Egipt, udając się w różne strony Europy. Czujemy upływający czas, wszystko się zmienia i przemija. Ci ludzie bardzo często wyjeżdżają właściwie bez niczego, bo ich majątki podlegają nacjonalizacji. Tu, inaczej niż w historii rodzinnej Amosa Oza, to Europa, do której muszą uciekać, jest światem trochę upragnionym, ale jednak obcym. Istnieje wszak jedno podobieństwo: Żydzi przybywający do Palestyny w latach trzydziestych i Żydzi opuszczający Egipt w latach pięćdziesiatych i sześdziesiątych muszą wszystko zaczynać od nowa.

Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Ta książka jest też opowieścią o poszukiwaniu tożsamości. Kim są ci ludzie, którzy przybywali do Egiptu z Konstantynopola i innych stron? Mieszkają w Egipcie, ale nie znają arabskiego. Mówią po francusku albo w ladino (mieszanka hebrajskiego i hiszpańskiego). Wychowani w kulturze europejskiej marzą o Wenecji, Paryżu czy Toskanii, ale  kiedy nadchodzi czas, z niechęcia opuszczają Egipt. Nie są też specjalnie religijni. Jakże zdziwiony jest narrator, kiedy przypadkiem dowiaduje się, że ma obywatelstwo tureckie. A przeciez Turcja była mu przedstawiana przez różnych krewnych jako kraina ludzi prymitywnych, prostackich, brudnych i zacofanych!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty