Najciekawszy w tym filmie jest melodramat. Obserwowawanie rozwoju wydarzeń między tą trójką. Kamila początkowo oburza sie na propozycję Romana, potem godzi się, bo go kocha i w swojej naiwności wierzy, że będzie robiła coś ważnego. Wcześniej nie ma pojęcia, że jej ukochany to ubek. Dla niego sytuacja też nie jest łatwa, ba, jest wręcz dramatyczna, bo i on ją kocha, a musi wykonać rozkaz służbowy. Wszystko się oczywiście komplikuje, bo Kamila powoli zakochuje się w Adamie. Śledzimy rozwój uczucia, a jednoczesnie budzenie sie jej świadomości i dojrzałości. Kiedy nie może dać sobie rady z wyrzutami sumienia, postanawia zerwać współpracę. I tu wątpliwość pierwsza: czy byłoby to możliwe? czy tak łatwo mogłaby wywikłać się ze szponów ubecji? Dramat narasta, bo wzmaga się zazdrość Romana. Odrzucony, autentycznie cierpi. Nie pomoże alkohol ani pocieszanie sie inną. Nie umie zapomnieć, pogodzić się z tym, że Kamila decyduje się na małżeństwo ze swoim figurantem, i to małżeństwo z miłości. Doprowadzony do szaleństwa dekonspiruje ją. I tu wątpliwość druga: czy funkcjonariusz służby bezpieczeństwa tak by postąpił? Wydaje mi się to nieprawdopodobne. Jakże inny jest Roman w porównaniu z zimnym, cynicznym, a jednocześnie diabelsko uwodzicielskim i przystojnym ubekiem z "Rewersu"! I wreszcie wątpliwość ostatnia, czyli zakończenie. Zupełnie nieprawdopodobne wydaje mi się to, że Adam, który początkowo słusznie czuje się zdruzgotany, po jakimś czasie, powodowany uczuciem, wybacza Kamili i ostatecznie biorą ślub. Ja wiem, że miłość bywa wielka i ślepa, ale to, co może zdarzyć się w życiu, na ekranie wygląda mało wiarygodnie. A śmierć pisarza? Popełnił samobójstwo czy zabił go doprowadzony do obłędu Roman? Potem tak spokojnie wyjeżdża?
I jeszcze chwilę (strasznie się rozpisałam, a w internecie podobno trzeba krótko, ale co tam!) o tym, co oprócz tego przykuło moją uwagę.
Kontrast pomiędzy światem Kamili i Romana, a światem Adama. Z jednej strony prostactwo (szczególnie Roman, chociaż Kamila początkowo też), z drugiej książki, dyskusje, spotkania z intelektualistami, teatr itd.
Dalej narastanie grozy, napięcie i wreszcie unicestwienie Adama: prywatne i zawodowe. Traci wszystko: ukochana okazała się agentką, wyrzucają go z Uniwersytetu, wydawnictwo zrywa współpracę. Lawina została wprawiona w ruch. W końcu pozostaje wyjazd.
No i sprawa marca 68. Gdzieś tam najpierw mimochodem ktoś rzuca antysemickie uwagi, potem wraz z przemówieniami Gomułki fala się rozlewa. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie scena wyjazdu, na Dworcu Gdańskim. Ci ludzie z walizkami jak Żydzi w czasie wojny wsiadajacy do pociągów i udający się w swoją ostatnią drogę. Różnica tylko taka, że w 68-ym nie podróżowali bydlęcymi wagonami, na peronie żegnali ich przyjaciele i rodziny, odjazdu pilnowała milicja obywarelska, a pociąg jechał do Wiednia. Świadomość, że wyjeżdzają w nieznane, zmuszeni, przykro porusza moją wyobraźnię. Tu przypomina mi się autobiograficzna powieść Amosa Oza i historia jego rodziny, o której pisałam niedawno.
I jeszcze postać ubeka granego przez Jacka Braciaka. Początkowo prawie niezauważalny ze swoim apartem fotograficznym, stopniowo urasta do roli demiurga, który decyduje o wydarzeniach.
Mimo wątpliwości, o których wspomniałam, a które moim zdaniem wynikają z położenia akcentu na melodramat, a nie na rozrachunki, uważam, że film warto było zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz