Był taki czas, że miałam fazę na książki opowiadające o Iranie,
raczej nonfiki, bo na irańską prozę natrafiłam chyba tylko raz i nie do końca byłam zachwycona. A nie, przepraszam, dwa razy, bo niemal dwa lata temu przeczytałam powieść "Lalka i Marks" Maryam Madjidi, a znacznie, znacznie dawniej "Irańską historię miłosną" Shariar Mandanipou. No ale Iran nadal pozostaje w kręgu moich zainteresowań, bardzo bym chciała tam pojechać, ale na razie raczej nic z tego. Dlatego zastrzygłam uszami, kiedy usłyszałam, że wychodzi powieść "Wszystkie moje rewolucje" Négar Djavadi, irańskiej pisarki mieszkającej we Francji (Czarne 2025; przełożyła Katarzyna Marczewska).Pisarka urodziła się w Teheranie, jej rodzice byli w opozycji do ostatniego szacha, Mohammada Rezy Pahlawiego, popieranego przez Amerykanów, odsuniętego od władzy w wyniku rewolucji, po której do Iranu wrócił z wygnania we Francji ajatollah Chomejni, szyicki przywódca duchowy. Wkrótce potem rodzina Négar Djavadi musiała uciekać z kraju.
Piszę o tym, bo powieść częściowo oparta jest na jej przeżyciach. Podkreślam - tylko częściowo, bo wiele rodzinnych szczegółów, a przede wszystkim losy dorosłej Kimji Sadr, zarazem narratorki, zostały przez pisarkę wymyślone, o czym opowiedziała, rozmawiając z Michałem Nogasiem z radiowej Trójki. Od razu napiszę, nie owijając w bawełnę, że "Wszystkie moje rewolucje" bardzo mi się podobały i zrobiły na mnie spore wrażenie.
Kimja, siedząc w poczekalni paryskiego szpitala zajmującego się leczeniem niepłodności i czekając na zabieg, dzięki któremu będzie mogła zostać matką, wspomina historię rodziny i swoją. Przywołuje nawet pradziadka, który miał harem z pięćdziesięcioma żonami, ale najważniejsze są kolejne pokolenia - jej dziadek, dwie babcie, w tym jedna Ormianka, stryjowie (każdy oznaczony numerem), rodzice, Sara i Dariusz, oraz siostry.
Początkowo miałam wrażenie, że autorka ucieka w konwencję trochę baśni, trochę gawędy. Zastanawiałam się, na ile opowieści o czasach, w których nie było jej jeszcze na świecie i które znała tylko z rodzinnych przekazów, są prawdopodobne. Potem jednak gdzieś ten ton znika i historia staje się realistyczna, nawet jeśli Emma, jej ormiańska babcia, wróży z fusów po kawie i snuje fantastyczne teorie związane z narodzinami Kimji.
W powieści znajdziemy mnóstwo tematów, problemów, portretów bohaterek i bohaterów, bardzo ciekawych historii rodzinnych, nostalgicznych opisów miejsc, w którym Kimji i jej siostry spędzały dzieciństwo, obyczajowości irańskiej, choćby kwestię tego, jak inaczej wychowywano dziewczynki i chłopców, a wszystko to niezmiernie interesujące, dlatego skupię się na tym, co mnie poruszyło lub zafrapowało najbardziej.
Zacznę może niekoniecznie od sprawy pierwszoplanowej, ale dla mnie ważnej. Książka Négar Djavadi, mimo że to beletrystyka, a nie podręcznik do historii, bardzo rozjaśniła mi w głowie i poukładała historię Iranu związaną z ostatnimi latami rządów Rezy Pahlawiego, irańską rewolucją, przybyciem Chomejniego i tego, co nastąpiło potem, a co właściwie w większym lub mniejszym natężeniu trwa do dziś i na zmianę, niestety, nadal się nie zapowiada. Wreszcie zrozumiałam, dlaczego szach miał opozycję i jak różna światopoglądowo była to opozycja, i dlaczego jej odłam, do którego należeli rodzice głównej bohaterki, początkowo łączył jakieś nadzieje związane z powrotem Chomejniego do kraju, a potem szybko te nadzieje legły w gruzach, co doprowadziło wielu działaczy do ucieczki z kraju. Historia kraju stała się nagle klarowna nie tylko dzięki opowieści o losach rodziców Kimji, ale również dzięki utrzymanym w nieco ironicznym tonie przypisom przygotowanym przez samą autorkę.
Najbardziej jednak poruszyła mnie opowieść o rodzicach narratorki, o ich politycznych wyborach, konsekwencjach tych wyborów i związanych z tym dylematach moralnych. Jak już wspominałam, Sara i Dariusz to opozycjoniści, ludzie odważni i bezkompromisowi. Najpierw sprzeciwiali się rządom ostatniego szacha, potem Chomejniego. Za swoją działalność byli prześladowani, aresztowani, musieli się ukrywać, zmieniać miejsce pobytu, zniszczono ich mieszkanie, a w końcu postanowili uciekać, zostawiając za sobą całe swoje dotychczasowe życie i bliskich. Początkowo mieli nadzieję, że to nie potrwa długo, że będą mogli do Iranu wrócić. Ich francuska egzystencja przez jakiś czas była naznaczona tymczasowością. Sarą kierowały także osobiste ambicje. Marzyła o tym, że i Dariusz, i ona dokonają czegoś wielkiego, pozostawią po sobie jakiś ślad, nie chciała żyć tylko codziennością. Problem w tym, że nie byli sami - mieli trzy córki, których dzieciństwo też wywrócili do góry nogami.
W owej chwili, kiedy Sara Sadr, wkrótce trzydziestosiedmioletnia, siedziała w ciasnej kuchni, słuchając Dariusza Sadra, lat czterdzieści dziewięć, przedstawiającego problemy, które chciał poruszyć w swoim liście, ani przez sekundę nie pomyślała o córkach, lat dwanaście, dziesięć i pięć, śpiących w swoich pokojach w głębi mieszkania. Przez całe życie nigdy nie chciała przyznać, że działalność polityczna i jej ciemna strona, życie autonomiczne, były dla niej równie ważne jak własna rodzina.
Jaki los im zgotowali? Strach, bycie świadkiem scen, których dzieci być nie powinny, zniszczenie mieszkania, ukrywanie się u sąsiadów albo u krewnych, a wreszcie trwająca kilkanaście długich dni ucieczka z kraju do Turcji. Razem z matką jechały na koniach przez góry, marznąc z zimna, brnąc przez śnieg, śpiąc w kurdyjskich chatach, bojąc się, że mogą zostać zdradzone, za przewodników mając obcych mężczyzn. Potem musiały odnaleźć się we Francji, gdzie nie miały nikogo poza rodzicami i gdzie traktowane były jak obce.
Byliśmy tymi ludźmi, których życie wywróciły do góry nogami wojny, deportacje, przeciwności losu, pospieszne wyjazdy, śmierć
Kimji, wspominając tamte wydarzenia, z jednej strony podziwia rodziców, z drugiej ma jednak do nich żal, szczególnie do Sary.
Czasem budziła we mnie strach. Czasem ten strach mieszał się z uwielbieniem, takim samym, jakim darzyłam Angelę Davis i Lajlę Chalid, moje bohaterki-rewolucjonistki, które wyobrażałam sobie jako pół kobiety, pół cyborgi Super Jamie.
To dlatego córki nie chciały przeczytać książki napisanej przez matkę, książki, która stała się w Iranie bestselerem, bo nie miały ochoty wracać do bolesnych wspomnień. Czy ludzie mają prawo tak bardzo angażować się politycznie, jeśli mają dzieci? Jest jeszcze jedno pytanie - czy było warto angażować się, opuszczać kraj? Jaki jest bilans zysków i strat? Na chwilę oddam głos Sarze.
Powtarzam sobie, że nie, nie możemy dłużej tu zostać, żyć na poły w ukryciu we własnym mieszkaniu, obce we własnym domu; (...) Mimo to nie posiadam się z wściekłości. Skradziono nam własny kraj: czarne połacie lasów, ryżowe pola Mazandaranu, ogromne urwiska pełne surowej, niepokojącej urody, turkusowe kopuły, jesienne słońce w Teheranie.
Dariusz i Sara to postaci tragiczne, szczególnie on. We Francji osamotniony, żyjący w poczuciu klęski, wszystkie strony irańskiego konfliktu miały mu coś za złe, o coś go oskarżały, mając za nic jego cierpienie i dokonania. Co było alternatywą? Milczenie, konformizm, życie pod butem tyranii, ale z najbliższymi.
Kolejne ciekawe zagadnienie to zderzenie fantazji i marzeń z rzeczywistością. Dziewczynki były wychowywane w kulcie Francji, uczyły się francuskiego, rodzice podsuwali im literaturę francuską. Ciężka przeprawa przez kurdyjskie góry, podróż przez Turcję, problemy ze zdobyciem dokumentów umożliwiających wjazd do Francji, to wszystko miał im osłodzić pobyt w tym wyśnionym, wyidealizowanym kraju. Otrzeźwienie przyszło bardzo szybko. Nikt tam na nich nie czekał.
Wszystkie te piękne cytaty, piękne postacie w rodzaju Hugo, Woltera, Rousseau, Sartre'a, będące ośrodkiem naszego życia, okazały się bliskowschodnią fikcją, naiwna bajeczką dla osób o romantycznych umysłach - takich jak Sara.
(...) nasza ziemia obiecana okazała się ślepym zaułkiem. Wykorzenienie sprawiło, że staliśmy się obcy nie tylko dla otoczenia, lecz także dla siebie nawzajem.
Nikogo nie interesowały sprawy Iranu, chociaż przez lata to Francja trzymała u siebie Chomejniego. Nie szła jednak za tym żadna refleksja, że może rząd francuski i jego wyborczynie oraz wyborcy są współwinni temu, co stało się w Iranie po zwycięstwie islamskiej rewolucji.
Po niemal trzydziestu pięciu latach nadal zaskakuje mnie to samo zjawisko: szybkość, z jaką Francja wymazała z pamięci fakt, że wcześniej udzieliła schronienia Chomejniemu, i przemilczała swoją część odpowiedzialności za to, co się potem wydarzyło.
W owym czasie, na początku lat osiemdziesiątych, Francuzi nie dostrzegali właściwie żadnej różnicy pomiędzy nami a hezbollahi. Nauczyciele i uczniowie zadawali nam dziwaczne, obraźliwe pytania, które świadczyły o ich niewiedzy. Jakaś dziewczynka podczas lekcji zwróciła się do Miny z pytaniem, czy nie przeszkadza jej przychodzenie do szkoły bez hidżabu.
Sara miała nadzieję, że jej książka, gdyby została przetłumaczona na francuski, mogłaby to zmienić, ale i ona nikogo nie interesowała. Tu wkracza szersza refleksja - to niestety normalne. Większość z nas też nie zaprząta sobie głowy tym, co się dzieje gdzieś na świecie. Nie chcemy słuchać o wojnach, nieszczęściach, katastrofach, ludziach, którzy uciekają z krajów, gdzie trudno żyć, a tym bardziej o tych, którzy robią to ze względów ekonomicznych, zobojętnieliśmy na los Ukraińców.
Wreszcie bardzo ważnym zagadnieniem poruszanym w powieści jest kwestia tożsamości, szukania siebie, swojej prawdziwej natury, borykania się z tym problemem, konsekwencji, jakie niesie konieczność milczenia, ukrywania się, udawania. Paradoksalnie Kimji, chociaż to ona najbardziej nie umiała odnaleźć się we Francji, co przypłaciła okresem buntu, ucieczek, życia na krawędzi, właśnie w końcu dzięki temu, że tam mieszkała, mogła bez strachu być sobą. Gdyby została w Iranie, czekałby ją los stryja numer dwa. Jak widać, często jest coś za coś. Coś się traci, ale coś się zyskuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz