"Wczorajsza mgła" (Noir sur Blanc 2024; przełożył Adam
Elbanowski) kubańskiego pisarza Leonardo Padury to moje trzecie spotkanie z jego twórczością. Wiele lat temu przeczytałam powieść "Gorączka w Hawanie", pierwszą część serii o poruczniku Mario Conde. Wtedy jeszcze nie szkoda mi było czasu na kryminały i czytałam ich sporo. Dziś sięgam po nie sporadycznie, zawsze bardziej dla tła społecznego czy politycznego niż dla samej zagadki. Po prostu tytułów wartych przeczytania jest tyle, że czasu na wszystko nie starcza. Tamta książka nie zachwyciła mnie na tyle, abym sięgnęła po kolejną z serii. Ale do Leonarda Padury wróciłam kilka lat temu, kiedy to dałam się skusić na powieść sensacyjną zanurzoną częściowo w realiach historycznych, ale z bardzo rozbudowanym tłem obyczajowym i społecznym, "Człowiek, który kochał psy". I tym razem się nie zawiodłam. Dlatego jakiś czas temu kupiłam dwie kolejne powieści tego kubańskiego pisarza. No i dziś będzie o jednej z nich."Wczorajsza mgła" to znowu kryminał, którego głównym bohaterem jest Mario Conde, do którego autor wrócił po latach. Właściwie sama nie wiem, dlaczego przeprosiłam się z tą serią, skoro jej pierwsza część przed laty rozczarowała mnie na tyle, że po dwie kolejne nie sięgnęłam. Na pewno nie bez znaczenia było to, że odzyskałam zaufanie do pisarza, no i wszystko zmieniła moja podróż po Kubie trzy lata temu. Zachwyciłam się tym krajem, po powrocie rzuciłam się na książki o nim i na fali tego zainteresowania kupiłam dwie kolejne powieści Leonardo Padury. Skoro już o tym piszę, muszę wspomnieć, iż smutkiem napawa mnie fakt, że wyspa pogrąża się w coraz większym kryzysie, a perspektyw na zmianę sytuacji politycznej i gospodarczej nie ma. Zresztą nie tylko tam.
No ale wracam do "Wczorajszej mgły". Akcja toczy się w Hawanie w roku 2003. Mario Conde przed laty rzucił pracę w policji i zajął się handlem książkami. Literatura to jego pasja, książki kocha i zna się na nich bardzo dobrze. Nie jest jednak typem bezwzględnego łowcy okazji, przestrzeganie zasad etycznych, zresztą nie tylko w tej dziedzinie, jest dla niego bardzo ważne, dlatego nie kupi książki, która stanowi dziedzictwo narodowe Kuby. Nawet wtedy, jeśli mógłby na niej bardzo się obłowić. Cóż, najpewniej zdesperowany właściciel i tak znajdzie innego nabywcę, który nie będzie podzielał jego skrupułów. Pewnie dlatego na handlu książkami nie dorobi się tak jak inni. Raz ma pieniądze, raz ich nie ma. Ale jeśli ma i tak szybko je wyda - woli sprawić przyjemność swoim przyjaciołom niż myśleć o sobie.
W czasie jednej z wędrówek w poszukiwaniu zbiorów, które ktoś chce sprzedać, natrafia na prawdziwą żyłę złota. Nie zdaje sobie sprawy, jakie konsekwencje ta wizyta będzie miała dla niego i dla gospodarzy. W jednej z książek znajduje artykuł z roku 1960, w którym mowa o tym, że znana piosenkarka bolero, Violeta del Rio, rzuca karierę. Ma niejasne przeczucie, że gdzieś już o niej słyszał. To przeczucie każe mu podążać jej tropem, co nie będzie takie łatwe. Niewielu ją pamięta, a ci, którzy ją znali, z jakichś powodów nie chcą wracać do tamtych wydarzeń.
Kiedy dzieliłam się refleksjami o "Gorączce w Hawanie", narzekałam, że zagadka kryminalna jakoś mnie nie porwała, a nie rekompensowały tego skromne opisy miasta i życia jego mieszkańców. Tym razem miałam jednak inne oczekiwania. Sięgnęłam po "Wczorajszą mgłę", bo potrzebowałam książki lżejszej po trzech wyjątkowo przygnębiających lekturach. A więc kryminał wydał mi się w sam raz. Na pewno nie jest to arcydzieło tego gatunku, ale czytałam tę powieść z zainteresowaniem i przyjemnością. Przyznam, że początkowo dałam się zwieść autorowi, a myślę tu o listach sprzed ponad czterdziestu lat, które nieoczekiwanie rozbijają narrację. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, kto je pisał. Najpierw wydawało mi się, że była to inna osoba. A jeśli chodzi o samą intrygę - już od jakiegoś momentu domyślałam się, jak jest odpowiedź na pytanie, kto jest mordercą. I rzeczywiście zaskoczenia nie było.
Powieść daje wgląd w niewesołe życie mieszkańców Hawany - kryzys, biedę, braki żywności, szerzącą się przestępczość, handel narkotykami, prostytucję, rozczarowanie polityczne pokolenia, do którego należy Mario Conde. Ale jak zawsze nawet w najgorszym kryzysie są tacy, którzy radzą sobie znacznie lepiej. Jedni nie mają co jeść, innych stać na kolację w luksusowej restauracji. Poznajemy też rozrywkowe życie miasta u schyłku lat pięćdziesiątych, tuż przed upadkiem Batisty i zwycięstwem rewolucji. Nie jest to wszystko jakoś bardzo głębokie. Nie wiem, ile wyniesie z tej powieści ktoś, kto o Kubie tej dawnej i tej współczesnej wie niewiele. Dla mnie to przypomnienie tego, czego się od czasów mojej podróży dowiedziałam. A wartością dodaną były wędrówki po mieście razem z Mario Conde. Pod powiekami miałam obrazy Hawany. Ja nie zapamiętałam jej w takich ciemnych barwach, w jakich rysuje ją pisarz. No ale w samej stolicy byłam tylko kilka dni. Poza tym moja wizyta miała miejsce niemal dwadzieścia lat później i stare miasto było w dużej części odnowione, przynajmniej z zewnątrz, i miało swój nieodparty urok.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz