Miałam dwa powody, aby koniecznie przeczytać powieść
kubańskiego pisarza Leonardo Padury "Człowiek, który kochał psy" (Noir sur Blanc; przełożyli Dorota Walasek-Elbanowska, Adam Elbanowski) - Kuba i Trocki. Dlaczego Trocki? Bo trzy lata temu czytałam bardzo interesującą książkę o Meksyku Patricka Deville "Viva". Jednym z wątków tego skrzyżowania eseju z reportażem była opowieść o Trockim, z czasów kiedy przebywał na wygnaniu w Meksyku. "Człowiek, który kochał psy" to nie pierwsza pozycja Leonarda Padury, która ukazała się w Polsce. Wcześniej można było przeczytać trzy powieści kryminalne, których akcja toczyła się w Hawanie. Ja wówczas sięgnęłam po pierwszą, "Gorączkę w Hawanie", która mnie jakoś specjalnie nie zachwyciła, o czym pisałam. Nie wykluczam, że dziś spojrzałabym na nią inaczej. Tymczasem najnowsza powieść kubańskiego pisarza zrobiła na mnie spore wrażenie. Co prawda okazało się, że Kuby nie ma w niej bardzo dużo, za to jest też Hiszpania z czasów wojny domowej, co również bardzo mnie interesuje.Kuba, Trocki, hiszpańska wojna domowa - jak to się wszystko łączy w jednej powieści? Otóż znakomicie. Historia składa się z trzech przeplatających się wątków. Jeden to opowieść o kubańskim pisarzu, Ivanie, który pewnego dnia spotyka na plaży tajemniczego starszego człowieka. Łączy ich miłość do psów. Ów mężczyzna chce koniecznie opowiedzieć nowemu znajomemu historię swojego przyjaciela, a tym przyjacielem był Ramon Mercader, zabójca Lwa Trockiego. Stąd wątek hiszpański, bo Ramona poznajemy jako młodego komunistę, który walczy w wojnie domowej po stronie Republiki. No i wreszcie wątek trzeci - historia Lwa Trockiego, która zaczyna się w momencie, kiedy jest na zesłaniu w Ałma Acie i decyzją swojego śmiertelnego wroga, Stalina, zostaje wydalony z kraju. Odtąd staje się wygnańcem, którego żaden kraj nie chce przyjąć, od którego odwracają się niemal wszyscy. Zdaje sobie sprawę, że i tak nie uniknie swojego losu - prędzej czy później wyrok na niego zostanie wydany. Macki NKWD sięgają wszędzie.
"Człowiek, który kochał psy" to powieść przejmująca i bardzo pesymistyczna. Już sama historia Lwa Trockiego, ściganego banity, robi wrażenie. Za swoją bezkompromisowość i spór ze Stalinem płaci ogromną cenę. Gdziekolwiek dostaje azyl, Turcja, Francja, Norwegia, a wreszcie Meksyk, jest właściwie więźniem. Kiedy przybywa, najczęściej towarzyszą mu protesty. Potem żyje pod nadzorem miejscowej policji i własnych ochroniarzy. W Turcji omal nie ginie razem z bliskimi w pożarze domu, w którym mieszkał. W Norwegii pozostaje właściwie w areszcie domowym. W Meksyku dom, który wynajmuje, staje się twierdzą. Cenę tych wyborów płacą jego bliscy. Stracił wszystkie dzieci, dwie córki i dwóch synów. Jest samotny, niewielu trwa przy nim. Większość jego dawnych towarzyszy i światowej lewicy ślepo wierzy Stalinowi. Oczywiście nie należy zapominać, kim Trocki był. Przecież i jego obciążają liczne zbrodnie. Nie żałuje swojej postawy, wyborów, podejmowanych decyzji. Rodzi się pytanie, czy ktoś tak bardzo oddany sprawie, sprawie, która wymaga poświęcenia i ofiar, ma prawo mieć dzieci? To one zapłaciły za działalność ojca największą cenę.
Prawdziwą zgubną pułapką, mówił sobie, było uczynienie z polityki nieokiełznanej pasji i dopuszczenie do stanu, w którym jej wymogi zaślepiły go do tego stopnia, że porzucił ludzkie wartości i cele.
I tak przechodzę do najważniejszego tematu tej powieści. Bo jest to historia fanatyzmu i bankructwa idei. Idei pięknej i szlachetnej, ale jednak utopijnej, na domiar złego wcielanej siłą i bez liczenia się z kosztami. Kto nie z nami, ten nasz wróg i trzeba go wyeliminować. Jak każda rewolucja tak i ta zjadła swoje własne dzieci i przerodziła się w monstrum. Ofiarą złudzeń jest sam Trocki, jego rodzina, ale także jego zabójca, Ramon Mercader. A przynajmniej tak wyobraził go sobie autor. Nie zapominajmy, że "Człowiek, który kochał psy" to powieść. O ile materiałów o Lwie Trockim jest pod dostatkiem i chcę wierzyć, że Leonardo Padura zrobił rzetelny research, o tyle o Ramonie Mercaderze, agencie NKWD zwerbowanym w czasie hiszpańskiej wojny domowej, nie wiadomo zbyt wiele, a już na pewno nie to, co myślał i czuł. Pisząc tę notkę, znalazłam reportaż, o czasach, kiedy jako bohater ZSRR mieszkał w Moskwie. Fakty się zgadzają, ale reszta już nie. Z tekstu wyłania się raczej obraz człowieka, który pozostał wierny idei i nie żałował tego, co zrobił. Tak przynajmniej wynika z opowieści tych nielicznych, którzy go jeszcze pamiętają. Tymczasem Leonardo Padura wyobraził go sobie jako człowieka bankruta, przegranego, który zrozumiał, że stawiając wszystko na jedną kartę, dokonał niewłaściwego wyboru, a kiedy zaczął mieć wątpliwości, było już za późno. Nie mógł się wycofać. A właściwie mógł, ale zapłaciłby za to swoim życiem i na pewno życiem swoich najbliższych.
(...) ukrył się za parawanem wiary i przekonania, że walczy o lepszy świat, żeby tylko nie myśleć o tym, co było prawdą: o zabójstwach (...), machinacjach Partii przed wojną domową i w jej trakcie (...)
Tu następuje wyliczenie wielu łajdactw jego mocodawców i jego samego.
No i jest wreszcie trzeci przegrany - kubański pisarz, Ivan, który w młodości, jak inni z jego pokolenia, a były to lata siedemdziesiąte, uwierzył w rewolucję. Tymczasem jego życie jak życie milionów Kubańczyków okazało się pasmem nieszczęść, niepowodzeń, wyrzeczeń, borykania się z brakiem wszystkiego. Bardzo bolesne było też skazanie na utratę marzeń. Bo jak można być prawdziwym pisarzem w kraju takim jak Kuba? To historia całego przegranego pokolenia, a właściwie narodu. Sama nie wiem, który z trzech wątków jest najbardziej przejmujący. Może właśnie ten kubański? Bo Trocki sam sobie winien - fanatycznym oddaniem idei ściągnął na siebie swój los. Podobnie Ramon Mercader, chociaż był ofiarą ideologicznej manipulacji, to jednak sam dokonał wyboru. Tymczasem żaden Kubańczyk z pokolenia Ivana i kolejnych takiego wyboru nie miał. Przypadek sprawił, że urodzili się na Kubie. Zacytuję słowa jego przyjaciela.
Czy pytali mnie, czy pytali Ivana o zgodę na odroczenie marzeń, życia, wszystkiego, do czasu aż marzenie, życie (...) rozwieją się w znużeniu historii i perwersyjnej utopii?
(...) nie prosiliśmy o to, by się w niej znaleźć (w historii), ale nie mogliśmy od niej uciec.
Ciekawe jest w tej książce wszystko. Opowieść o strachu, straconych złudzeniach, fanatyzmie, cynizmie, manipulacji i mechanizmach obronnych, które sprawiają, że człowiek nie chce dopuścić do siebie prawdy. Ale także fragmenty o hiszpańskiej wojnie domowej, o szkoleniu Ramona Mercadera w ZSRR i wiele innych. Dla młodszych czytelników to też lekcja historii - opowieść o stalinowskich czystkach. No i trudno oprzeć się wrażeniu, że pewne metody i mechanizmy się nie zmieniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz