Alia Trabucco Zerán "Do czysta"

"Do czysta" (Czarne 2025; przełożył Tomasz Pindel) chilijskiej

pisarki Alii Trabucco Zerán to kolejna powieść z Ameryki Łacińskiej, którą przeczytałam. Nowy boom na literaturę latynoamerykańską trwa, a ja z przyjemnością mu się poddaję, bo Ameryka Łacińska żywo mnie interesuje. Autorka należy do młodego pokolenia pisarek i pisarzy (rocznik 1983), mieszka w Santiago, studiowała w Stanach i w Londynie. "Do czysta" to jej druga powieść, jak wynika z brytyjskiej Wikipedii, bo w nocie biograficznej zamieszczonej na stronie wydawnictwa nie zostało to jasno powiedziane.

To kolejna bardzo dobra książka latynoamerykańska, jaką ostatnio przeczytałam. Książka, która sporo mówi o chilijskim społeczeństwie, a tego właśnie najchętniej szukam w literaturze obcej, a już szczególnie z miejsc odległych. Ma też oczywiście wymiar uniwersalny.

Narratorką jest czterdziestoletnia Estela Garcia, która przybywa do Santiago z jakiejś wyspy leżącej na południu Chile w poszukiwaniu pracy. Zostaje gosposią, a potem niańką dziewczynki, która ma się wkrótce urodzić. Pracuje w zamożnym domu w dobrej dzielnicy Santiago, gdzie bogate wille, jak to w Ameryce Łacińskiej bywa, otoczone są płotem zwieńczonym zwojem drutu pod napięciem. Ma tam swój niewielki pokoik przy kuchni. O pracodawcach mówi najczęściej - pani i pan, o ich córce - dziewczynka. Ona jest prawniczką w jakiejś firmie, on lekarzem w szpitalu. 

Estela opowiada historię swojej siedmioletniej (mogłam się odrobinę pomylić) pracy u państwa, znajdując się w jakimś miejscu odosobnienia. Ktoś jej być może słucha, a przynajmniej ona jest o tym przekonana. Gdzie jest, możemy się tylko domyślać. Zaraz na początku dowiadujemy się, że dziewczynka nie żyje. Jej opowieść ma wyjaśnić, jak doszło do jej śmierci. Czy ona była odpowiedzialna? Nie dopilnowała czegoś? A może ją zabiła? Dlaczego? W każdym razie miejsce odosobnienia, w którym się znajduje, oraz jej opowieść skierowana do kogoś, komu ma? chce? wyjaśnić, jak do tej śmierci doszło, mogą sugerować, że to ona jest winna. Przynajmniej ja tak to odbierałam. Jak jest naprawdę, dowiadujemy się na końcu. Muszę przyznać, że zakończenie bardzo mnie zaskoczyło, ale świetnie wpisywało się w całość opowieści. 

Estela jest kobietą refleksyjną, zastanawia się nad sobą, nad światem, panią, panem i dziewczynką. Wielokrotnie używając jakichś trudniejszych słów czy sformułowań, prowokuje słuchających. Domyśla się, że dziwią się temu, że zna takie wyrazy. Noszą w sobie obraz służącej, która jest nikim - prostą, niewykształconą kobietą. Ona dziwi się ich zdziwieniu.

Wróćmy jednak do mojego głosu - gosposia powinna używać innego słownictwa, prawda? Powinna mówić pośpiesznie, niezdarnie, połykać głoski i wypowiadać je niewyraźnie. Głos inny, wyróżniający się na tle pozostałych. Żeby można taką od razu zidentyfikować, bez wkładania fartucha.

Podobnie myśleli o niej pani i pan. Chociaż była świadkiem ich życia, sprzątała po nich, oglądała ich brudną bieliznę i pościel, zajmowała się ich córką, była dla nich przeźroczysta. Dostrzegali ją, kiedy coś źle zrobiła albo kiedy wydawali jej polecenia. Czasem poprawność polityczna kazała im zaprosić ją do stołu, pocieszyć, kiedy zmarła jej matka. Żyli w jednym domu, ale prowadzili równoległe życia.

Obraz świata, jaki wyłania się z tej powieści, jest przerażający z kilku powodów.

Pierwszy to życie Esteli. Przyjechała do stolicy, aby zarobić pieniądze, pomóc matce, rozbudować i ulepszyć ich skromny domek. Była przyzwyczajona do swobody i życia blisko natury, rozpoznawała ptaki, rośliny, to wszystko było dla niej ważne. Trafiła do wielkiego, szarego miasta, żyła zamknięta w klatce domu i ogrodu swoich państwa. Wychodziła tylko do pobliskiego supermarketu na zakupy. Miała popracować rok, może trochę dłużej, została na siedem lat zmuszona okolicznościami i przyzwyczajeniem. Wielokrotnie podkreśla monotonię swojej pracy, poczucie, że żyje prowizorycznie, a nie naprawdę, swój wygląd wskazujący na więcej niż czterdzieści lat.

Twarz sześćdziesięcioletniej kobiety, kobiety liczącej sobie sto dwadzieścia milionów lat. Obwisła skóra na szyi, pierwsze siwe włosy na skroni, zmarszczki tu czy tam, opuchlizna wokół oczu ze zmęczenia. Twarz jednak, nie dajcie się nabrać, nigdy nie mówi prawdy. Twarz udaje, kłamie, ukrywa. Toteż ślady na niej są śladami najczęstszych kłamstw, grzecznościowych uśmiechów, niezliczonych godzin kiepskiego snu.

Stała się kimś, kim nie była naprawdę.

... patrzyłam na tę obcą kobietę, która zmiatała podłogę, wyrzucała spleśniałe wiśnie, myła kubeł po śmieciach, myła szyby, wyciągała włosy z odpływu wanny. Zaprawiałam się tak, jak zaprawiają się sportowcy, żeby znosić ból, jak zaprawiani jesteście wy i ja, kiedy uczy się nas wzajemnej pogardy. I sama ćwicząc, ćwiczyłam także ją. (...) Tę kobietę, która umiała stać się nieodzowna. Nauczyła się pleść warkocz małej. Nauczyła się stosować do wskazań lekarza. Nie mówić "buzia", tylko "usta". Nie mówić "przyszedli", tylko "przyszli". Odkładać noże do przegródki z nożami. Łyżki do tej z łyżkami. A słowa trzymać w gardle, skąd nigdy nie powinny wychodzić.

Z czasem coraz bardziej wtapia się w tło, znika, staje się niewidoczna, milczy, a państwu to nie przeszkadza, dopóki praca jest wykonana - warkocz małej zapleciony, łyżki odłożone do łyżek, widelce do widelców.

Trwałam w niemocie dzień po dniu i odeszła mi ochota na gadanie. Bo i z kim? Po co, skoro nie było już Yany, nie było mojej mamy? A w międzyczasie rutyna, ciągle i tak samo: wyrzucić cudze śmieci, odkurzać cudze dywany, polerować cudze lustra, prać cudze ubrania.

Ratunkiem może być powrót na południe. Życie na swoich warunkach. Ale czy jej się to uda? Czy będzie jej łatwiej? Doświadczenie jej matki, która tak samo jak ona, musiała kiedyś harować u jakichś państwa, i kuzynki pracującej ciężko w przetwórni ryb, pokazuje, że nie będzie to pewnie możliwe. 

Przerażający jest też obraz rodziny, u której pracuje Estela. Co z tego, że mają pieniądze, stać ich na dom w dobrej dzielnicy, na gosposię. Żeby otoczyć się tym luksusem, harują od rana do nocy. Żyją w strachu przed światem pełnym przemocy, od której starają się oddzielić, przed upływem czasu i nieuchronną starością. Córkę tresują, a nie wychowują. Ma dorosnąć do ich oczekiwań, świetnie się rozwijać, uczyć, pójść do prywatnej szkoły, potem na studia. Po co? Żeby żyć tak jak oni. Ten dom jest przeraźliwie zimny, nie ma w nim ciepła, bliskości, miłości. Oni też żyją udawanym życiem, w ciągłym napięciu. Nie są sobą, nie mogą ani na chwilę opuścić gardy, udają szczęśliwych ludzi, szczęśliwe małżeństwo, szczęśliwą rodzinę i szczęśliwe życie.

Świat Esteli i jej państwa jest w gruncie rzeczy podobny. Wszyscy muszą harować, aby utrzymać się na powierzchni. Ale jest też między nimi zasadnicza różnica - ona nigdy za swoją harówkę nie dostanie takich pieniędzy, aby godnie żyć. Jej matka musiała ją zostawić na wsi z krewnymi, a sama pracowała w mieście u swoich państwa. Oni za swoją harówkę zarabiają dobre pieniądze, ich stać na nianię dla dziecka. I pewnie mają wybór - mogliby trochę zwolnić i też utrzymaliby się na powierzchni. Ale nie chcą, bo muszą mieć więcej, więcej i więcej.

A gdzieś na obrzeżach ich idealnego świata toczy się życie. Wybucha gniew takich jak Estela - wykluczonych, niezauważanych, przeźroczystych. Ten gniew miga na ekranie telewizora, na który Estela zerka ukradkiem, pracując w kuchni. Jak to się skończy?

Kolejna bardzo dobra powieść z Ameryki Łacińskiej, która nie daje o sobie zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty