Zanim wyjaśnię, dlaczego jednak rozczarowała mnie powieść kubańskiego pisarza,
kilkanaście zdań wstępu. Jestem miłośniczką dobrego kryminału. Jak każdy fan tego gatunku mam swoich ulubionych autorów. Moją przygodę z literaturą kryminalną zaczęłam od Agaty Christie, pewnie to nic oryginalnego. Potem czytałam angielską pisarkę P.D.James. Opasłe tomiska, skomplikowana zagadka i takież śledztwo, wielu bohaterów, rozbudowane tło obyczajowe i komendant Scotland Yardu Adam Dalgiesh w roli głównej to zalety jej książek. Po pobycie w Wenecji sięgnęłam po Donnę Leon i nadal kupuję jej kryminały, ale muszę z przykrością stwierdzić, że nowsze nie są już tak dobre jak na przykład "Śmierć w La Fenice" czy "Strój na śmierć". Zawsze czytam je z planem Wenecji w ręce, przypominając sobie miejsca, w których toczy się akcja. Potem oszalałam dla mojego ukochanego komisarza Kurta Wallandera. Powieści Mankella to nie tylko skomplikowana zagadka, wymyślna zbrodnia, ale też ponury, przytłaczający świat Wallandera, jego żmudne zmagania z codziennością, powolne dochodzenie do prawdy. Poszukiwanie mordercy to znój, nic nie dzieje się ot tak sobie, śledztwo trwa często długo. Nie mogę przeboleć, że seria prawdopodobnie już się skończyła. Przeczytałam też trzy kryminały wrocławskie Marka Krajewskiego, ale w końcu znurzyla mnie wyszukana perwersyjność jego zbrodniarzy i po kolejne nie sięgnęłam. Gdzieś tak rok temu odkryłam świetne książki Szkotki Denise Miny. Jak dotąd ukazały sie dwie: "Pole krwi" i "Martwa godzina". Ich akcja rozgrywa sie w Glasgow na początku lat osiemdziesiątych zeszłego wieku, a bohaterką jest młoda dziewczyna, Paddy Meehan, która rozpoczyna pracę w dzienniku "Scottissh Daily News", początkowo jako goniec, potem awansuje na stażystkę w dziale miejskim. Książki są fascynujące nie tylko ze względu na zagadkę kryminalną (nawiasem mówiąc, za każdym razem jej rozwiązanie dokonuje się trochę na siłę, to jedyny minus), ale na super ciekawe tło obyczajowe (na przykład konflikt katolicko-protestancki, zderzenie ubogiego świata Paddy ze światem dziennikarskim) i świetnie nakreśloną postać głównej bohaterki, młodej dziewczyny, która za wszelką cenę usiłuje wyrwać się ze swojego środowiska: robotniczej, konserwatywnej, katolckej rodziny żyjącej na obrzeżach Glasgow. Mam nadzieję, że wydawnictwo WAB wyda kolejne tomy cyklu (ma być ich pięć). Od czasu do czasu zwabiona recenzją sięgam po kryminał z jakiegoś nowego cyklu, ale często kończy się tylko na jednym. Tak było z Andreą Camirellim, mimo że uwielbiam Sycylię, gdzie toczy się akcja jego powieści. Za to bardzo polubiłam wersję serialową jego książek (odwrotnie jest z ekranizacją powieści Mankella: denerwują mnie swoją powierzchownością). Nie przekonałam się też do Karin Fossum czy Iana Rankina. Cóż, wszystko wskazuje na to, że podobny los spotka kryminały Leonarda Padury i ich bohatera porucznika Mario Conde.
Jego pierwsza powieść "Gorączka w Hawanie" ukazała się w Znaku w roku ubiegłym. Teraz wyszła trzecia z cyklu. Towarzyszą im świetne recenzje. Mnie, oprócz nich, skusiła Kuba i Hawana. Pomyślałam, że to ciekawe zanurzyć się w zupełnie obcym, egzotycznym, owianym legendą świecie. Nie należy zapominać, że to jednocześnie kraj komunistycznej dyktatury, więźniów politycznych, biedy. Początkowo byłam zadowolona. Od razu zorientowałam się, że książka Padury to nie tylko kryminalna zagadka, ale też powieść obyczajowa i psychologiczna, a, jak wynika ze wstępu, dla mnie to niezbędna część kryminału. Stopniowo poznajemy historię trzydziestoczteroletniego, zgorzkniałego i rozczarowanego życiem porucznika Mario Conde. Jego mlodość, przyjaźnie, historie miłosne, dwa nieudane małżeństwa. Wiemy, że doskwiera mu samotność, ma jednego przyjaciela, Chudego, uwielbia dobrą kuchnię, rum (bywa, że go nadużywa), jest niespełnionym pisarzem, a jego literacki idol to Hemingway. Poznajemy też innych policjantów, zawsze scharakteryzowanych zwięźle, ale tak, że dzięki kilkunastu zdaniom stają się ludźmi z krwi i kości. Podobnie jest ze szkolnymi kolegami, których wspomina Mario. Akcja toczy się na dwóch planach: współczesnym (rok 1988) i wspomnieniowym (głównie lata licealne i studenckie). Poznajemy też realia obyczajowe Hawany lat osiemdziesiątych. Rozwarstwienie społeczne, świat zwykłych mieszkańców i uprzywilejowanej władzy. Mówi się o ucieczkach do Stanów, o handlu walutą, ale oczywiście nie o więźniach politycznych. Porucznik Conde jest człowiekiem porządnym, ściga przestępców, ale ja odebrałam go raczej jako obywatela prawomyślnego niż zbuntowanego. Cóż, skoro powieść ukazała się na Kubie, nie można niczego innego oczekiwać. A wszystko to zanurzone w różnorodnej narracji: a to trzecioosobowej, a to narratorem bywa sam Mario, czasem jeszcze ktoś inny.
Skąd w takim razie moje rozczarowanie? Otóż mnie książka wydała się zdecydowanie za krótka, a ponieważ naprawdę sporo miejsca zajmuje historia Mario, na zagadkę kryminalną nie zostaje zbyt wiele miejsca. Nie jest to kryminał, od którego nie można się oderwać. Nie zagryzamy nerwowo palców, nie umieramy ze strachu, nie jesteśmy wodzeni za nos. Rozwiązanie zagadki jest dość banalne, a dojście do celu w gruncie rzeczy proste, nie wymaga od porucznika wielu starań. Historia miłosna mnie wydała się dość letnia, a nieudane życie porucznika jest niczym wobec bólu istnienia, jakiego doświadcza mój ukochany komisarz Wallander z depresyjnego Ystad. Czego mi jeszcze zabrakło? Opisów Hawany. Lubię widzieć miejsca wykreowane przez pisarza, a Padura nie opisał porządnie nawet mieszkania porucznika, że o mieście nie wspomnę! Świat jest tu raczej nazywany niż opisywany. Ale być może dla niektórych to zaleta. Tak więc zachwyty nad tą serią wydają mi się zdecydowanie przesadzone. Owszem, można przeczytać, ale ja nie odczułam przymusu następnego spotkania z porucznikiem Mario Conde. Za jakiś czas, kiedy znowu zatęsknię za powieścią kryminalną, spróbuję czegoś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz