Jak niedawno wspominałam, szukanie interesującej, niebłahej prozy
współczesnej to zajęcie bardzo ryzykowne. Więcej rozczarowań i straty czasu niż spełnień i poczucia, że warto było. Tym razem jednak się udało. Mój czytelniczy radar nastawiony między innymi na literaturę bałkańską wyłapał debiutancką powieść Lany Bastašić "Złap zająca" (Wydawnictwo Literackie 2023; przełożyła Dorota Jovanka Ćirlić). Zachęcona pozytywną recenzją, chociaż to gwarancji nie daje, szybko się za nią zabrałam i połknęłam jednym tchem. Wreszcie współczesna powieść bardzo dobrze napisana i przede wszystkim o ważnych problemach! Zanim podzielę się refleksjami, jeszcze kilka informacji o autorce. Nie ma tego wiele. Na Bałkanach sprawy tożsamościowe bywają skomplikowane, podaję więc za wydawnictwem, że jest Bośniaczką urodzoną w Zagrzebiu. Gdzieś znalazłam jeszcze informację, że w serbskiej rodzinie. Mieszka, a może nadal mieszka, w Barcelonie.Na początek jednak kamyczek do ogródka wydawnictwa i dobra rada dla przyszłych czytelniczek i czytelników tej powieści. Jeśli ktoś nie bardzo orientuje się w najnowszej historii Bałkanów, jeśli niewiele wie o Bośni i Hercegowinie, która powstała po upadku Jugosławii, przed lekturą koniecznie powinien zajrzeć do jakichś źródeł. W przeciwnym wypadku nie zrozumie istotnych dla tej książki kwestii narodowościowych. Stąd moje pretensje - aż się prosi o wstęp dotyczący tej problematyki i przypisy. Co to jest AVNOJ? Dlaczego jedna z bohaterek zmieniła imię i nazwisko - z Lejli Begić stała się Lelą Berić? Tego pierwszego musiałam szukać, drugiego się domyśliłam, bo szczęśliwie dzięki lekturom nieco się orientuję w zawiłościach bałkańskiej historii i konfliktach narodowościowych. Wiem, wiem, dziś wszystko można sprawdzić, dużo czasu to nie zajmuje, są jednak wydawnictwa, które w takich wypadkach opatrują książkę wstępem i przypisami. Ale czas wreszcie przejść do powieści.
"Złap zająca" to historia pewnej przyjaźni, powieść drogi, a to wszystko na tle skomplikowanej sytuacji w Bośni i Hercegowinie. Zagadnienia tożsamości, konfliktu narodowościowego zajmują w książce bardzo istotne miejsce. Spokojne życie Sary, narratorki powieści, Serbki z Banja Luki mieszkającej od lat w Dublinie, nieoczekiwanie przerywa telefon od jej dawnej przyjaciółki Lejli. Nie rozmawiały ze sobą od kilkunastu lat, poróżniły się jeszcze w swoim mieście rodzinnym, kiedy obie były studentkami. Lejla domaga się od Sary, aby ta przyjechała do Mostaru, gdzie teraz mieszka, i zawiozła ją do Wiednia, bo straciła prawo jazdy, a nikt inny nie może tego zrobić. Przyznacie, że to prośba dziwna i właściwie bezczelna. Kupić z dnia na dzień bilet na samolot do Zagrzebia, tłuc się stamtąd kilkanaście godzin nocnym autobusem do Mostaru, a potem jechać do Wiednia? Tak nagle rzucić wszystko, wywalić pieniądze, aby podporządkować się żądaniu kogoś, z kim nie rozmawiało się kilkanaście lat i do kogo ma się zadawniony żal? Ale Lejla właśnie taka jest. Ona się nie tłumaczy, nie wyjaśnia, ona się domaga. Zdumiona Sara odmawia, ale kiedy dowiaduje się, że w Wiedniu jest Armin, starszy o kilka lat brat Lejli, który nagle zniknął w czasie wojny w Bośni i Hercegowinie, decyduje się spełnić prośbę dawnej przyjaciółki. Tego dowiadujemy się w pierwszym rozdziale powieści. Dlaczego wieść o Amirze tak bardzo zelektryzowała Sarę? Stopniowo będziemy odkrywać prawdę.
Towarzysząc Sarze i Lejli w ich podróży, powoli poznajemy historię ich przyjaźni, dowiadujemy się, co je poróżniło, o co mają do siebie pretensje. To rodzaj relacji nierównej. W ich przyjaźni Lejla była tą silniejszą, wodziła Sarę za nos, imponowała jej, a ona się podporządkowywała. A przecież ich przyjaźń właściwie nie powinna się zdarzyć. Sara to Serbka, Lejla Bośniaczka. Przed wojną to by nie miało znaczenia, nieżyjący ojciec Lejli był popularnym śpiewakiem, ale jego śmierć i wojna zmieniły wszystko. Nagle ona, jej matka i brat zaczęli być traktowani jak trędowaci. Zmiana imion i nazwiska niewiele dała, przecież wszyscy wiedzieli, kim naprawdę są. Ta przyjaźń nie była w smak rodzicom Sary. Wybierając Lejlę, odsunęła się też od grupy rówieśników, w których łaski za wszelką cenę chciała się wkraść.
Kiedy w pewnym momencie musiałam wybierać, coś przeważyło na twoją korzyść. Może Armin, może coś innego. może się bałam, że zabierzesz ze sobą wiedzę, jak zabiłam wróbla. Póki jestem twoją przyjaciółką, nie wykorzystasz tego przeciwko mnie. Pewnie dlatego wybrałam ciebie, a może z powodu czegoś mniej oczywistego.
Tu koniecznie muszę wyjaśnić, że Banja Luka, gdzie mieszkały, to miasto w tej części Bośni i Hercegowiny, w której Serbowie przeważali, dziś to faktyczna stolica Republiki Serbskiej będącej częścią Bośni i Hercegowiny. Być może dlatego dorosła Lejla mieszka w Mostarze, chociaż jej matka została w ich rodzinnym mieście.
Muszę przyznać, że Lejla to bohaterka wyjątkowo irytująca. Silna osobowość, antypatyczna, despotyczna, potrafi drwić z dawnej przyjaciółki, milczy, trudno do niej dotrzeć, niczego nie wyjaśnia, nie tłumaczy, zachowuje się dziwnie. Z drugiej strony kiedy ją lepiej poznajemy, rozumiemy, że nie ma jej czego zazdrościć. Że prawdopodobnie jest pełna kompleksów, czuje się niedoceniona i nie dość ważna dla swoich bliskich, a jej sposób bycia to maska chroniąca ją przed światem. Tak jak przed wrogością serbskich sąsiadów miała ją chronić zmiana imienia i jednej literki w nazwisku. W jej oczach Sara odniosła sukces. Bo wyjechała z Bośni, bo pisze, bo ma pracę, ma faceta. Nie wie, że to stabilne, uporządkowane, przeciętne życie okupione było latami samotności, brakiem pieniędzy, łapania byle jakiego zajęcia. Teraz też Sara nie należy do krezusek. Różnica jest jednak taka, że dla niej smartfon to coś oczywistego, a Lejla nadal posługuje się starą komórką z klapką, nie dlatego, że taką ma fantazję, ale dlatego, że jej nie stać na to, co dla innych jest przedmiotem codziennego użytku.
Nie biorę udziału w licytacji. Nie mam się czym chwalić. Jestem zdrowa, przyjechałam z Irlandii, mam Michaela i jadę do Mostaru, bo mam pieniądze, by sprostać kaprysom Lejli. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że swoim zaproszeniem złamała mi kręgosłup. Jak miałabym się ścigać z ich zmarłymi, ruinami nędznymi emeryturami?
Tak myśli Sara, przyglądając się współpasażerom nocnego autobusu z Zagrzebia do Mostaru i przysłuchując się ich rozmowom. Swoim nagłym pojawieniem się Lejla wytrąca ją z jej spokojnego życia, przypomina, że świat to chaos i nieład i nie da się przywrócić w nim porządku. Bo nawet jeżeli uciekniemy, tak jak uciekła Sara, to i tak Bośnia nas dogoni.
... nadal wyczuwałam ją [Bośnię] między nami, jakbyśmy przebyły morze popiołów i spaloną ziemię. "Zawsze jesteśmy w Bośni". Teraz zaczęłyśmy ją wlec ze sobą do Europy. Nasz kraj z niespokojnymi granicami tak naprawdę jest bezgraniczny. Na próżno się wadziliśmy, przeganiali i zabijali: nigdy nawet się w nim nie odnaleźliśmy, to on wdarł się w nas niczym fantomowy świerzb.
Sara zdaje się nienawidzić Bośni i wszystkiego, co ją z nią łączy. Tożsamościowe zawirowania odcisnęły na niej piętno. Wprawdzie jej rodzice byli Serbami, ale kiedyś nie miało to dla nich znaczenia. Potem swoją serbskość, jak inni, musieli udowadniać na siłę - obchodząc serbskie prawosławne święta, przygotowując tradycyjne potrawy, w końcu chrzcząc kilkunastoletnią Sarę w cerkwi.
Mój tata. który, ot tak, nagle zdecydował, że będziemy obchodzić prawosławną slavę. Mama ukradkiem szukała jakichś artykułów prasowych o tym, jak to przygotować. W tamtym czasie jakiekolwiek odstępstwa od reguł były niewybaczalne; goście zasiedli przy naszym stole niczym ława przysięgłych, gotowi osądzić każdy, nawet najmniejszy błąd.
Czy z powodu tej nienawiści do kraju nie przyjechała na pogrzeb ojca i nie utrzymuje właściwie kontaktu z matką? Jest w powieści scena wstrząsająca, której czytanie powodowało we mnie dyskomfort, a właściwie nawet obrzydzenie. Narratorka idzie na podwórko rodzinnego domu i ukryta w ciemności z odrazą obserwuje matkę. Chociaż kibicowałam Sarze, to muszę przyznać, że nie wszystko potrafiłam w niej zaakceptować. Ona też była pogubiona, rozdarta.
Może właśnie wtedy rozpadłam się na pół - na tę, która akceptuje twoją [Lejli] prawdę (...) i tę drugą, która po szkole idzie do domu i spełnia sen matki o dziewczynce w różowej sukience. A może to poszło jeszcze dalej - może już wtedy wymyśliłam siebie dla tego całego kolorowego świata (...) Dlatego łatwo było wyjechać, zmienić język, inaczej wymawiać swoje imię, udawać, że gdzieś daleko w czarnym sercu Europy nie istniejesz.
Bardzo dobra powieść o powikłanych ludzkich relacjach, o stosunku do własnego kraju, przed którym chce się uciec, ale chyba nie można, o tożsamości, przed którą też nie ma ucieczki, wreszcie o bałkańskich konfliktach z wojną, której właściwie w powieści nie ma, w tle. No i świetnie się czyta, bo autorka żonglując czasem, umiejętnie podsyca naszą ciekawość, stopniowo zdradzając tajemnice bohaterek. A wisienką na torcie jest zaskakujące, zupełnie nieoczekiwane zakończenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz