Josef Škvorecký "Tchórze"

Josef Škvorecký to jeden z moich ulubionych pisarzy, czemu

dawałam wyraz trzykrotnie, pisząc o jego książkach - powieści "Przypadki inżyniera ludzkich dusz", zbiorach opowiadań "Fajny sezon""Gorzki świat". Najbardziej ujmuje mnie w jego twórczości połączenie ciekawej opowieści, humoru, liryzmu, bólu istnienia i takich fragmentów, w których pisarz nagle dotyka czegoś najbardziej istotnego, sięga do tajemnic egzystencji i losu człowieka. Jakby odkrywał przysłowiową Amerykę. Wiem, że brzmi to nieco górnolotnie, może nawet znać tu odrobinę egzaltacji (brr!), ale cóż poradzę na to, że nie potrafię znaleźć lepszych słów na wyrażenie tego czegoś, co potrafi zrobić Josef Škvorecký. Pisarz należy do najważniejszych czeskich twórców, niestety w Polsce nie jest tak znany jak Milan Kundera, Jaroslav Haszek czy Bohumil Hrabal. Podobnie jak przywołany Milan Kundera po roku 1968 opuścił Czechosłowację. Osiedlił się w Kanadzie, gdzie nie tylko pisał, ale także prowadził emigracyjne wydawnictwo, jak czytałam o randze porównywalnej do paryskiej Kultury.

Od dawna, a już na pewno od wizyty w Nachodzie, powieściowym Kostelcu, chciałam przeczytać debiutancką powieść "Tchórze" (Wydawnictwo Śląsk 1970; przełożyła Emilia Witwicka), a jednocześnie pierwszą część cyklu o Dannym Smirzickim, alter ego autora. Ale książkę niełatwo zdobyć - dlatego udało się dopiero teraz, kiedy zapisałam się do biblioteki (polecam wszystkim). Ten bohater, jego koledzy i przyjaciele, dziewczyny, w których się kochają, ich rodzice,  Kostelec i inni jego mieszkańcy pojawiają się w wielu książkach autora, dlatego czytając "Tchórzy", miałam cudowne wrażenie spotkania dawno niewidzianych dobrych znajomych. Dodam jeszcze, że książka wywołała skandal, została wycofana z księgarń, a Josef Škvorecký stracił pracę w piśmie literackim. Ale jak to często bywa w takich przypadkach, to wszystko przyczyniło się do jej popularności w Czechosłowacji.

Akcja powieści rozgrywa się przez osiem majowych dni (od piątego do jedenastego) w roku 1945. Wojna zbliża się do końca, w mieście jeszcze stacjonują Niemcy, ale już wiadomo, że ich dni są policzone. Tymczasem mieszkańcy Kostelca szykują powstanie, ma się rozpocząć na znak dany przez praskie radio. Już przygotowaniom towarzyszy chaos i pewien rodzaj niedowierzania. Powstanie? Jakie powstanie? Trzeba iść do browaru, gdzie trwa mobilizacja? A może jednak nie? Mamy tam spać? Głodni? Na podłodze? A może urwać się do domu? Wyspać się we własnym łóżku, najeść się? Po co bez sensu patrolować ulice? Takie myśli towarzyszą Dannemu i jego kolegom. Mają dwadzieścia lat, gdyby nie wojna już dawno byliby w Pradze i studiowali. Tymczasem po ukończeniu szkoły najczęściej musieli pracować jako robotnicy w miejscowych zakładach zbrojeniowych. Przywołane przeze mnie "Przypadki inżyniera ludzkich dusz", chyba najbardziej znana i doceniana w Polsce książka Josefa Škvoreckego, bo nagrodzona Angelusem, usiane są wspomnieniami Dannego z tamtych wojennych lat. Chaos narasta - w mieście szerzą się rozmaite pogłoski, a to że Niemcy się wycofują, a to że wkraczać będą Rosjanie, mieszkańcy wieszają czechosłowackie flagi, niektórzy także czerwone, chcą wychodzić witać Rosjan, chociaż jednocześnie są pełni wątpliwości. Jak to będzie? Co będzie? Nagle zaczyna roić się od żołnierzy zwolnionych z niewoli, francuskich, angielskich i innych, pojawiają się też ocaleńcy z wyzwolonych obozów. Oddział Anglików spotkany przez Dannego bardzo chętnie przygarniają do siebie bogaci mieszkańcy Kostelca, a właściwie ich żony, tymczasem wynędzniałe Żydówki, które cudem przetrwały obóz zagłady, muszą zadowolić się pomocą organizowaną przez miasto.

Żydówka wyciągnęła kościstą rękę i głośno powiedziała coś do pozostałych. (...) Przecież po niej wszystko było widać. (...) ... wciąż kuśtykała obok mnie, z bosymi nogami pokrytymi kurzem i w pasiastej sukni, która wisiała na niej jak na szkielecie ... (...) Miałem poczucie winy. Czułem, że czymś zawiniłem. Może to była głupota, ale szedłem przed nimi syty i nażarty ... (...) Nieprzyjemnie było mieć uczucie, że te kobiety są jakoś poniżone.

Powstanie oglądane oczami Dannego i jego kolegów jest chaotyczne, poczucie bezsensu miesza się z poczuciem patriotycznego obowiązku, grozą śmierci przypadkowych osób, tragedią tych, którzy stracili bliskich, a tchórzostwo z bohaterstwem. Tego drugiego jest wyraźnie mniej.

W "Tchórzach" autor pokazuje świat w momencie przemiany, przepoczwarzania się. Kończy się wojna, do której mieszkańcy jakoś przywykli, jakoś ułożyli sobie z nią życie. Dla Dannego i jego kolegów to czas młodości. Owszem, pracowali w fabrykach, ten i ów stracił kogoś bliskiego, jeden z nich, Żyd, był w obozie, na szczęście został zwolniony, ale jednocześnie spotykali się z dziewczynami, w których się kochali, i grali swój ukochany jazz (to jeden ze stałych motywów w prozie Josefa Škvoreckego). 

... cierpiałem na ten dziwny chaos świata, świata, który do niedawna był jakiś prostszy, nawet kiedy była wojna, a może właśnie dlatego, i życie miało jakiś sens, tyle że ja już byłem żywym trupem.

Z jednej strony cieszą się, że wojna się kończy, ale jednocześnie żałują tego, co było - wspólnego muzykowania, koncertów, przyjaźni, miłości. No i nie wiadomo, co przyszłość przyniesie. Jak to będzie? Bać się tych Rosjan czy być im wdzięcznym za wyzwolenie? 

... potrzebna mi była Irena, żebym mógł o niej myśleć i nie musiał myśleć o tych rzeczach, które naraz, ni stąd, ni zowąd zaczęły chodzić mi po głowie, ten generał [rosyjski], starosta Prudivy, te słodko cuchnące bryczki [wiozące rosyjskich notabli] (...) ... z tego wszystkiego mróz chodził mi po krzyżu (...) gdyby chociaż była tu Irena, która figę wiedziała o życiu, o tym, że to wszystko jest w końcu bzdurą i udręką duszy. Irena, która miała swoje głupie, niesprecyzowane wyobrażenia o jakiejś cudowności, szczęśliwości i cieple życia, podczas gdy ja czułem tylko chłód. 

A może byłoby fajnie, gdyby ten nowy świat urządzili młodzi?

Zawsze tak patrzyli na nas młodzi chłopcy, słysząc jazz, kiedy siedzieli w kawiarni (...) i słuchali z nabożeństwem, jak gramy. (...) ...kochałem za to ich wszystkich i zdawało mi się, że to równe chłopaki, skoro mają w sobie tę miłość do jazzu, i że oni w końcu urządzą ten świat lepiej niż fabrykant Indor, pan Machaczek i kapelmistrz Petrbok z tą swoją kretyńską orkiestrą wojskową, że to może będzie fajny świat, pełen jazzu i w ogóle fajny.

Trzeba też będzie opuścić Kostelec, pojechać na studia, a przecież żal zostawiać kolegów z zespołu, te dziewczyny, do których się wzdychało. A z drugiej strony to nowy rozdział, nowe otwarcie. Danny, który dotąd kochał się nieszczęśliwie, bo bez wzajemności, w Irenie, a w międzyczasie gotów był zakochiwać się w wielu innych ładnych dziewczynach, fantazjuje, że w Pradze spotka tę jedną, jedyną wymarzoną.

Na dole tańczyli chłopcy (...), których kochałem, a których za kilka dni miałem opuścić i odejść gdzie indziej, znów dokądś, a ja grałem dla nich i myślałem o tych wszystkich zwykłych rzeczach, o których myślałem zawsze, o dziewczętach, o jazzie i o tej nieznajomej dziewczynie, którą spotkam w Pradze.

Danny jest pełen sprzeczności. Ale kto nie jest? Z jednej strony czuje się szczęśliwy, bo szczęście dla niego to jazz i dziewczyny.

Takie było życie. Jazz, dziewczyny i wspomnienia. Czułem, że to niemożliwe, żeby było inne. Ponieważ poza tym nic nie było życiem. Przecież nie była życiem fabryka ze wstawaniem o piątej i z przychodzeniem do domu o ósmej.

Z drugiej odczuwa głęboki bezsens i smutek. 

... wiedziałem o tych wszystkich śmierciach i pomyślałem sobie, po co właściwie to życie, i wydało mi się, że chyba po nic, tylko po to, żeby myśleć o dziewczynach i muzyce, i tak mi przeleciało przez myśl, czy to dosyć, żeby było warto, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy ...

Dlatego ten ferment w mieście przyjmuje z nadzieją.

Prędko, czuć coś, coś mówić, żeby zadźwięczało to we mnie, żeby nie było tej drętwoty ... (...) A ja czułem potrzebę odczuwania czegoś i to szybko.

Jednocześnie drażni go to, że wzniosłe oczekiwania mieszają się z trywialną codziennością. Dzieje się tyle, a mieszkańcy jak zwykle myślą o gęsi z knedlami i kapustą. Ten kilkudniowy powstańczy zryw nie okaże się lekiem na poczucie bezsensu. Kiedy wszystko się skończy, ulgę przyniesie jak zwykle jazz i marzenie o tej dziewczynie z Pragi.

Świetna powieść. Namawiam - spróbujcie prozy Josefa Škvoreckego. Na początek można zacząć od opowiadań. Cieszę się, że dzięki znakomitemu pomysłowi zapisania się do biblioteki wracam do klasyki i książek zapomnianych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty