Do twórczości izraelskiego pisarza Eshkola Nevo mój stosunek jest
niejednoznaczny. Sięgam po każdą kolejną jego powieść wydaną w Polsce, czytam z zainteresowaniem, ale zawsze odczuwam niedosyt. Tak było z "Neulandem" i z "Samotnymi miłościami". Podobnie mam teraz, kiedy przeczytałam "Ostatni wywiad" (Pauza 2022; przełożyła Anna Halbersztat). Powieść zbiera znakomite recenzje, ja jednak aż tak wysoko jej nie oceniam. Był taki moment w trakcie lektury, kiedy wydawało mi się, że to rzeczywiście może być najlepsza z jego trzech książek, które znam, ale potem przyszło rozczarowanie. Ponownie miałam wrażenie, iż czegoś mi w niej brakuje, czegoś, co wynosi powieść ponad lekturę, którą świetnie się czyta, czegoś, co nada jej ciężaru gatunkowego. Eshkola Nevo stawia się obok Amosa Oza i Dawida Grosmana. Moim zdaniem to nie ta sama liga. Zdecydowanie wyżej cenię też niektóre powieści Zeruya'i Shalev czy Meira Shaleva (to, jak słyszałam, jej kuzyn), szczególnie "Dwie niedźwiedzice". No ale do rzeczy."Ostatni wywiad" to rzeczywiście powieść napisana w formie wywiadu. Pisarz, który przechodzi kryzys twórczy i osobisty, odpowiada na pytania zadane przez internautów na jakimś portalu internetowym. Ich treść i waga są różnorodne, jednym słowem od Sasa do lasa. Ale te banalne w większości pytania często prowokują go do udzielania długich odpowiedzi, które czasem przybierają formę mini opowiadań, a innym razem wywołują wspomnienia. Jednym słowem daje o sobie znać jego pisarska natura. Stopniowo te chaotyczne skrawki zaczynają się składać w całość niczym puzzle. Poznajemy historię jego małżeństwa, rodzinnego kryzysu, przyjaciół, poglądy polityczne, wstydliwe tajemnice z przeszłości. Nie, nie ma tam nic specjalnie strasznego, raczej zaniechania, jakieś świństwa wyrządzone kolegom. Dowiadujemy się o twórczym niespełnieniu, bo jako pisarz czuje się jednak niedoceniony mimo książek, które wydał, licznych spotkań z publicznością, nie tylko izraelską, i prowadzonych kursów kreatywnego pisania. Zazdrości pewnemu skandynawskiemu autorowi kryminałów, który odniósł czytelniczy i komercyjny sukces. Do tego trochę kontekstu izraelskiego, ale czytelnik obeznany z literaturą z Izraela niczego nowego się nie dowie. To wszystko, jak w powieści, prowadzi jednak do konkluzji, wszystkie wątki zostają zamknięte, a dla pisarza ten wywiad okaże się ważny, każe spojrzeć w przeszłość i w głąb siebie.
Wydaje mi się, że bez trudu mogę odgadnąć, co podoba się krytykom. Podejrzewam, że nie sama story. Jedno to pewnie forma - te różnorodne skrawki, które jednak układają się w powieść. Drugie, być może ważniejsze, to nieustanna gra między tym, co prawdziwe, a wymyślone. Pisarz wielokrotnie wodzi czytelnika na manowce, fantazjuje, oszukuje, w końcu zaczynamy się zastanawiać, kiedy mówi prawdę. Stopniowo on sam dostrzega, że nieustanne tworzenie nowych historii, a zwłaszcza przerabianie życia na literacką twórczość, kanibalizowanie go, stało się przyczyną jego problemów osobistych.
Powiedziałem mu, że stałem się kłamcą, kompulsywnym opowiadaczem i kanibalem, bo wszystko, co mi się przydarza, staje się materiałem do opowieści (...) A świat jest teraz przepełniony kłamstwami, kłamstwa są dziś globalną walutą.
Ale czy to coś odkrywczego? Przyjmuję, ale mnie to nie kręci, przynajmniej podane w taki sposób.
Na koniec jednak powieść zyskała w moich oczach, tyle że nie za sprawą pisarskich dylematów, rozkminiania, gdzie kończy się prawda, a zaczyna kłamstwo. Tym, co rzeczywiście mnie poruszyło, jest sposób, w jaki Eskhol Nevo pisze o utracie, o jej nieuchronności. Bo stale coś tracimy, choćby chwile, które uciekają, bliskich, przyjaciół, wszystko przemija. Strata jest wpisana w nasz los. I to właśnie jest prawdziwe. Oczywiście ktoś może odbić piłeczkę i powiedzieć, że to też banał. Tak, ale rzecz w tym, że autor opowiedział o tym w sposób poruszający. Przynajmniej mnie.
Cóż, kiedy za jakiś czas wyjdzie kolejna powieść Eskhola Nevo, na pewno znowu po nią sięgnę i prawdopodobnie znowu będę się na nią zżymać.
Chyba nie do końca trafiłaby w moje gusta ;)
OdpowiedzUsuń