Eshkol Nevo "Neuland"

Jeśli, czytelniku tej notki, zaglądasz na te strony w miarę regularnie albo przynajmniej od

czasu do czasu, być może zorientowałeś się, że literatura izraelska pozostaje w ścisłym kręgu moich zainteresowań. Oczywiście jej niekoronowanym  królem jest dla mnie Amos Oz, który plasuje się w ścisłej czołówce moich ulubionych pisarzy (wszystkich, nie tylko tych z Izraela). Być może dzierży nawet palmę pierwszeństwa, chociaż właściwie jak to ocenić? Literatura to nie sport, gdzie wynik da się zmierzyć, zważyć i policzyć, a przecież nawet wtedy pozostaje niedosyt, no bo czy naprawdę lepszy jest ktoś, kto zwyciężył o tysięczne części sekundy? Ale porzucam już dygresję i wracam do tematu. Oprócz mojego literackiego idola czytałam jeszcze Zeruyę Shalev (pogmatwana psychologiczna proza; muszę do niej wrócić), Avrahama B.Jehoshuę, Idę Fink (wstrząsająca, ale warto), rozpoczynam swoją przygodę z Dawidem Grosmanem ("Tam, gdzie kończy się kraj" znakomite), no i koniecznie muszę wspomnieć o dwóch książeczkach (tylko tyle wyszło; wydała je Muza) Lizzie Doron (przejmujące, świetne, namawiam wszystkich). Pewnie coś przeoczyłam, chociaż  staram się pilnie śledzić nowości wydawnicze z tej dziedziny, niestety dużo tego nie ma. Mniej więcej rok temu, kupiłam powieść współczesnego izraelskiego pisarza Eshkola Nevo "Neuland" (Muza 2014; przełożyła Magdalena Sommer). To jego druga książka, która wyszła w Polsce. Pierwszej nie czytałam, chociaż zapisałam na liście książek, które chcę przeczytać. O "Neulandzie" sporo się mówiło, co mnie zmobilizowało do kupna. Trochę sobie ta pokaźnych rozmiarów powieść poczekała na swój czas. W końcu impuls kazał mi wreszcie po nią sięgnąć.

Od razu napiszę, że "Neuland" czyta się znakomicie. Kto lubi oddać się lekturze bez reszty, kto pragnie zatopić się w wartkiej akcji, kto szuka czegoś nie nazbyt ciężkiego, ale chociaż trochę wartościowego, kto nie lubi postmodernistycznych zabaw, kto raczej woli prozę tradycyjnie skonstruowaną, ten niewątpliwie będzie miał z tej lektury przyjemność. Bo taki właśnie jest "Neuland", mainstreamowy, ale jednocześnie dostarcza czytelnikowi solidną porcję wiedzy o demonach męczących izraelskie społeczeństwo. Dla kogoś, kto niewiele wie o Izraelu, może ta powieść być początkiem odkrycia terra incognita. Ale nawet ja, chociaż temat dzięki literaturze pięknej, ale przede wszystkim dzięki licznym reportażom (polecam książki Pawła Smoleńskiego i Palestyńczyka Raji Shehadeha) nie jest mi obcy, odkryłam coś nowego. Myślę o bardzo ciekawej historii jednej z bohaterek, Lili, polskiej Żydówki, która niedługo przed wybuchem wojny opuszcza kraj w zorganizowanej grupie kilkuset Żydów pragnących osiedlić się w Erec Israel. Niewiele dotąd wiedziałam o tym, jak organizowane były takie wyprawy. Warto pamiętać, że wtedy  terytorium Palestyny objęte było tak zwanym Mandatem Brytyjskim, a Anglicy niechętnie przyjmowali nowych imigrantów. Zgodę otrzymywały jednostki, a nie całe statki wypełnione po brzegi. Dlatego takie przedsięwzięcie było nielegalne i różnie mogło się zakończyć. Lili, siadając na swym krześle wspomnień, snuje opowieść o swojej wyprawie. A więc najpierw rozstanie z rodziną (nikt nie przypuszczał, że na zawsze), szkolenie w Warszawie, potem męcząca i najeżona przeszkodami podróż pociągiem do portu w Konstancy, stamtąd jeszcze dłuższy i jeszcze bardziej wyczerpujący rejs do Tel Avivu, oczekiwanie na dogodny moment, aby pod osłoną nocy przedrzeć się na ląd, gdzie czekali już umyślni, którzy zajmowali się uchodźcami. Ale to tylko jeden z wątków powieści. W swojej głównej warstwie jest ta książka historią miłości czasem określanej mianem niemożliwej, a mówiąc wprost i trywialnie, to historia pewnego romansu. Zupełnie przypadkiem gdzieś w Ameryce Południowej, na granicy Ekwadoru i Peru spotykają się Ona i On. Inbar i Dori. Ona w związku, On mąż i przede wszystkim nadopiekuńczy ojciec. Ona do Peru poleciała pod wpływem impulsu, aby przemyśleć swoje życie, które, jak łatwo zgadnąć, weszło akurat w ostry wiraż. On do Ameryki Południowej wybrał się z przymusu. Szuka ojca, który zaginął. Tak, tak, czytelniku tej notki, słusznie domyślasz się, że i w jego życiu osobistym nie dzieje się najlepiej. I tak oboje z przeszłością i po przejściach (ściślej mówiąc w ich trakcie) spotykają się i wyruszają we wspólną podróż, która także czytelnikowi dostarczy miłych i interesujących wrażeń. Co zdarzyło się potem, można sobie dośpiewać.

Oczywiście "Neuland" to znacznie więcej niż historia miłosna. Odkrywając przeszłość bohaterów i ich najbliższych, poznajemy historie rodzinne i kawał historii Izraela. Nieporozumienia, konflikty, zawody, niewypowiedziane pretensje w rozmaitych  konfiguracjach (żona - mąż, rodzice - dzieci) mieszają się z opowieścią o wojennej traumie (chodzi o wojnę na Synaju), trochę o Holokauście i przede wszystkim o życiu w ciągłym zagrożeniu. Kolejne pokolenia Izraelczyków naznaczane są wojną, a traumy nie sposób się pozbyć, jeśli żyje się w stałym zagrożeniu. Izrael to państwo bez wizji, państwo, którego jedynym celem jest przetrwanie, a to dusi i nie pozwala na rozmach. Taką diagnozę odnajdujemy w powieści. Receptę stanowi ów tytułowy Neuland. Czym jest dokładnie, zdradzać nie będę, chociaż wszystko wyjaśnia się właściwie na początku. Napiszę tylko, że autor nawiązuje do koncepcji Herzla, ideologa syjonizmu.

Powieść Eshkola Nevo przy wszystkich zaletach literatury mainstreamowej ma też jej wady. Jest dość przewidywalna, w warstwie osobistej raczej banalna (no cóż, autor Ameryki nie odkrywa), ale najbardziej drażniła mnie natrętna paralelność losów bohaterów z pokolenia dziadków i wnuków. W dodatku właściwie od początku łatwo ją odgadnąć. No i jeszcze te zbiegi okoliczności! Mimo że na okładce znajdziemy laurkę wystawioną przez samego Amosa Oza (wzruszająca opowieść o rodzinie, miłości, stracie i samotności), to nie oczekujmy arcydzieła. Rzeczywiście jest to historia wzruszająca, na pewno ciekawa, ale, jak już wspomniałam, jednak dość banalna. Jeśli ktoś właśnie ma ochotę na taką lekturę, niech śmiało po nią sięga. Jeśli jednak, czytelniku tej notki, szkoda ci na banał czasu, możesz sobie darować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty