Filmowe remanenty - "Inni ludzie", "Piosenki o miłości", "Przeżyć"

Dawno nie pisałam o filmie, tymczasem ostatnio w kinie bywałam bardzo często, zdarzało się dwa razy w tygodniu. Premiery i nadrabianie zaległości. W sumie zobaczyłam aż sześć filmów i, co nie zdarza się często, wszystkie warte polecenia, przynajmniej bardzo dobre. Niestety brak czasu sprawił, że zaniedbałam pisanie o kinie. Szkoda mi jednak nie podzielić się chociaż krótką refleksją o każdym z tytułów, które obejrzałam. Dziś będzie o trzech, wkrótce o  następnych. W kolejności w jakiej je oglądałam. Większość z nich stale można obejrzeć na dużym ekranie, pozostałe pewnie na platformach streamingowych.

Najpierw "Inni ludzie" ekranizacja książki Doroty Masłowskiej w reżyserii Aleksandry Terpińskiej. Tu muszę się do czegoś przyznać - nie czytałam nic Masłowskiej, za to widziałam kilka jej tekstów przeniesionych na deski teatru albo zekranizowanych. O "Innych ludziach" było już głośno po gdyńskim festiwalu, gdzie reżyserka dostała nagrodę za debiut lub drugi film, a Jacek Beler za najlepszą pierwszoplanową rolę męską. Wydaje się, że przeniesienie na ekran prozy Masłowskiej to rzecz karkołomna, a może nawet niemożliwa. A jednak kiedyś ta sztuka udała się Xaweremu Żuławskiemu, który zekranizował "Wojnę polsko-ruską pod flaga biało-czerwoną" (widziałam, a ostatnio również w teatrze), teraz Aleksandrze Terpińskiej. "Inni ludzie" to nie jest film przyjemny - szara, smutna Warszawa i szarzy, smutni, pogrążeni w depresji ludzie, także ci z górnej półki. Każdy zanurzony w swojej beznadziei - samotności, niezrealizowanych planach, rozczarowaniach, pustce, ciasnych mieszkaniach albo apartamentach na kredyt. Niby nic nowego, ale film nie pozostawia obojętnym. Znakomicie wykreowana atmosfera, mistrzostwo języka Masłowskiej, świetne role, połączenie słowa mówionego z rapem. Wszystko się udało. A na koniec zrobiło mi się żal Kamila, granego przez Jacka Belera, co bardzo zdziwiło moją przyjaciółkę. On jeden, mimo że odstręczający, wydał mi się po prostu ludzki.

Drugi film to "Piosenki o miłości" Tomasza Habowskiego. Objawił mi się ten tytuł jakoś tak nagle, nic o nim wcześniej nie słyszałam, a powinnam, bo w Gdyni wygrał Konkurs Filmów Mikrobudżetowych. Tytuł raczej zniechęcał niż zachęcał. Dopiero kiedy wysłuchałam kilku rozmów o filmie, między innymi z reżyserem, uznałam, że warto zobaczyć. I rzeczywiście. Skromny, czarno-biały, ale poruszający. Niby prosta historia o spotkaniu dwojga ludzi z różnych światów. On, syn znanego aktora, może spokojnie realizować swoje ambicje muzyczne i nie musi się martwić, skąd weźmie pieniądze na życie. Ona pochodzi z małego miasta, w Warszawie pracuje jako kelnerka w eleganckiej knajpie. Gra i śpiewa, amatorsko, dla siebie. Ale nie jest to tylko opowieść o miłości, czego się spodziewałam. To także historia łajdactwa, zdrady, wykorzystania, rozczarowania, ale również niezależności i niezłomności. To wszystko razem działa mocno. Dzięki znakomitym, magnetycznym rolom Justyny Święs i Tomasza Włosoka, dzięki zdjęciom, wykreowanej atmosferze i piosenkom śpiewanym przez Justynę Święs. Obejrzałam z wielką przyjemnością. Film, który mimo wszystko niesie nadzieję.

Kolejny tytuł to "Przeżyć". Słyszałam o nim dużo, od początku miał świetne recenzje, ale żeby go obejrzeć, musiałam się przełamać. Dlaczego? Bo to animacja, czego po prostu nie lubię. No ale przeważył temat, uznałam, że film muszę zobaczyć. To historia oparta na faktach, główny bohater, Amin, jest postacią prawdziwą. Zresztą właśnie dlatego reżyser zdecydował się na dokumentalny film animowany, chodziło o to, aby bohater pozostał anonimowy. Temat jest jak najbardziej aktualny, chociaż nie dotyczy wydarzeń współczesnych. To opowieść o afgańskim chłopaku, Aminie, który razem ze swoją matką, dwiema siostrami i bratem uciekł z Afganistanu, kiedy po raz pierwszy zwyciężyli talibowie. Zostawili za sobą wszystko, dom, szkoły, przyjaciół, znajomych. Uciekli do Moskwy jednym z ostatnich samolotów, tam czekał na nich najstarszy brat Amina od lat mieszkający w Szwecji. Dalej jednak ruszyć się legalnie nie mogli. Aby wydostać się z Moskwy potrzebowali dużo pieniędzy. To opowieść o determinacji, aby dotrzeć do miejsca, w którym będzie można normalnie żyć. Pełna bólu, nieoczekiwanych zwrotów akcji, upokorzeń, cierpienia i nieszczęścia. Oglądając historię Amina, jego rodziny i innych uchodźców, trudno nie myśleć o tych wszystkich biednych ludziach, którzy ryzykując wszystko, próbują przekroczyć granicę do raju. Także tę polsko-białoruską, o której w obliczu wojny w Ukrainie mało kto myśli. A tam przecież stale umierają ludzie. I chociaż historia Amina znalazła swój pozytywny finał - nie tylko w końcu udało mu się przedostać do Danii, skończyć studia, zrozumieć i zaakceptować to, że jest gejem, ale został też cenionym naukowcem - to o przeżytych traumach trudno mu zapomnieć. Mając świadomość, jak wiele zawdzięcza swojej rodzinie, nie tylko mieszkającemu w Szwecji najstarszemu bratu, czuje się zobowiązany spłacić ten dług. Nie chce ich zawieść, chce, żeby byli z niego dumni. A to koliduje z jego życiem prywatnym, z planami małżeńskimi. Chociaż film opowiada o dramatycznych sprawach i mamy świadomość, że tylko nielicznym udaje się tak jak Aminowi, to jednak oprócz mroku jest w nim też nadzieja i jasność, co znakomicie podkreśla kolorystyka kadrów. Każdy powinien "Przeżyć" zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty