Wybrałam się do kina po raz kolejny. Na film, o którym słyszałam, że warto. "Nigdy, rzadko, czasami, zawsze" - nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale, dostał też kilka nagród na innych festiwalach. To historia siedemnastoletniej Autumn mieszkającej w niewielkiej miejscowości w Pensylwanii. Dziewczyna zachodzi w ciążę i decyduje się na aborcję, ale ponieważ nie chce powiedzieć o swoich problemach matce, będzie musiała samotnie przebyć drogę najeżoną przeszkodami. Bo wprawdzie w Pensylwanii ciążę może usunąć, ale ponieważ jest niepełnoletnia, potrzebuje zgody jednego z rodziców. Kółko się zamyka. Bezradna, samotna, zdana na siebie dostaje nieoczekiwane wsparcie od kuzynki i razem z nią wyrusza do Nowego Jorku, gdzie będzie mogła usunąć ciążę bez zgody rodziców.
To kolejny bardzo ciekawy i bardzo dobry film, jaki po otwarciu kin widziałam. Nie jest to rzecz lekka, łatwa i przyjemna. Przeciwnie - przygnębiająca i bardzo smutna. Kto, mimo pandemicznej i politycznie niewesołej rzeczywistości, nie stroni od kina podejmującego trudne problemy, niech koniecznie obejrzy.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, ten film nie wpisuje się w dyskusję na temat prawa kobiety do decydowania o tym, czy dziecko urodzić. Dlaczego, skoro opowiada o staraniach bohaterki, aby ciążę usunąć? Bo nie o wątpliwości, wahania i moralne wątpliwości tu chodzi. Autumn od początku ma pewność, że nie chce urodzić dziecka. Mówi lekarce, że nie jest gotowa na bycie matką. I trudno się dziwić. Nie tylko dlatego, że ma dopiero siedemnaście lat. Prawdopodobnie nie mogłaby liczyć na niczyje wsparcie. Na pewno nie ojca dziecka, o którym w ogóle nie wspomina. Widz nie dowie się, kim jest, może się tylko domyślać. Z jakichś powodów Autumn nie ufa też rodzicom. Kiedy kilka razy mamy okazję śledzić sceny z życia rodzinnego, przestajemy się dziwić. Zdominowana przez męża matka, zajęta młodszymi dziećmi, i wyjątkowo niesympatyczny, żeby nie powiedzieć - chamowaty, dziwnie się zachowujący ojciec, który traktuje córkę z góry, nie próbuje jej zrozumieć, niecierpliwi go jej przygnębienie. Dlatego trudno się dziwić, że Autumn nie chce o swojej sytuacji opowiedzieć w domu.
Jest jeszcze drugi powód, który sprawia, że moim zdaniem nie aborcja jest głównym tematem tego filmu. Kiedy bohaterka w końcu ciążę usunie, poczuje ulgę. Jej dramat nie na tym polega, że nie wie, co zrobić, że cierpi, bo okoliczności zmuszają ją do podjęcia takiej decyzji, że ma wyrzuty sumienia, że ktoś ją namawia, aby urodziła albo wręcz do tego zmusza.
O czym w takim razie jest ten film? Jak go odbieram? Dla mnie ważne są tu trzy inne tematy. Jeden to przerażająca samotność Autumn, która nie potrafi zwierzyć się ze swoich problemów ani rodzicom, ani żadnej koleżance. Najprawdopodobniej w szkole jest outsiderką, być może obiektem kpin. Jeśli to prawda, nie dowiemy się dlaczego. Dopiero kuzynka wyciąga do niej rękę. Nadal jednak obie zdane są same na siebie. Nie wiem, czy Autumn poradziłaby sobie bez jej pomocy i wsparcia. Droga, jaką wspólnie przejdą, zbuduje między nimi prawdziwe siostrzeństwo. Nie przepadam za tym słowem, ale nie znajduję lepszego na nazwanie więzi, jaka się między nimi wytworzyła. Jest taka symboliczna, piękna, a jednocześnie bolesna i dojmująca scena, która świetnie pokazuje siłę relacji, jaka się między dziewczynami stworzyła.
No i jest jeszcze drugi temat, jaki porusza ten film. To opowieść o ludziach gorzej urodzonych. Bo Autumn pochodzi z takiej rodziny i z takiego miejsca, czytaj z prowincji. Swoją gorszość, brak obycia i brak pieniędzy odczuje w czasie podróży na każdym kroku. Nie ma w tym filmie zbędnego gadania i zbędnego moralizatorstwa - kilka rekwizytów, scen określa sytuację obu dziewczyn. Wystarczy spojrzeć na walizkę, z jaką wyruszają w podróż, wystarczy popatrzeć na ich bezradność w nowojorskim metrze, aby wiedzieć, skąd są. Wystarczy popatrzeć, jaka przepaść dzieli je od chłopaka, którego poznają w autobusie. On w Nowym Jorku porusza się jak ryba w wodzie. Wielkie miasto, dobre miejsca to dla niego naturalne środowisko. Na jedzenie bez wahania wyda kwotę, jaka dla nich stanowi o ich być albo nie być. To zderzenie pewnego siebie chłopaka i dziewczyn niewiedzących, jak poruszać się w tym świecie, mówi wszystko. Gdyby Autumn pochodziła z zamożnej rodziny, jej droga do usunięcia ciąży byłaby o wiele prostsza.
I wreszcie temat trzeci - trochę w tle, a jednak stale obecny. To molestowanie i seksistowskie traktowanie kobiet. Być może właśnie dlatego Autumn zaszła w niechcianą ciążę - bo została do seksu zmuszona. Nawet jeśli nie było tak tym razem, to na pewno zdarzyło się wcześniej. O tym wszystkim dziewczyny milczą, na to wszystko się godzą. Dlaczego? Pewnie dlatego, że nie mają odwagi się przeciwstawić, bo znajdują się w relacji podległości wobec mężczyzn, którzy je wykorzystują, bo takie wzorce wynoszą z domu, bo nie wiedzą, że można powiedzieć NIE.
Ten przejmujący, świetnie zagrany film znakomicie oddaje beznadziejną sytuację, w jakiej znalazły się obie dziewczyny. Widz współodczuwa z nimi - czuje ich dramat, ich bezradność, ich coraz większe fizyczne zmęczenie. Skromne, świetne, ważne kino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz