Amos Oz

Wczoraj umarł Amos Oz, mój ukochany pisarz. Ciężko pomyśleć, że już nigdy nie napisze nic nowego. A przecież ostatnia powieść, "Judasz", należała do najlepszych w jego literackim dorobku. Mógł więc jeszcze śmiało stworzyć kolejną poruszającą, ważną książkę. Nie dostał Nobla, co uważam za skandal. Podobnie jak, również już nieżyjący, mój drugi ukochany, Philip Roth. Różnica między nimi jest taka, że twórczość Amosa Oza znam niemal w całości, a Rotha odkryłam później i sukcesywnie poznaję, co jakiś czas czytając jego kolejną powieść. Ale wracam do Oza. Jeśli ktoś nie zetknął się dotąd z jego twórczością, to mu zazdroszczę, że tyle wspaniałych książek przed nim. Bo czytać go trzeba koniecznie. Chyba za każdym razem, kiedy o nim pisałam, apelowałam czytajcie Amosa Oza. Pisał o Izraelu, gdzie urodził się i mieszkał, i o rodzinie, nieszczęśliwej, bo jak kiedyś powiedział, nie ma szczęśliwych rodzin. Jego proza jest gęsta, ma swój gatunkowy ciężar, ale nie elitarna, nie hermetyczna. Nie eksperymentował z formą, zero postmodernizmu za to, jak często w literaturze izraelskiej, sporo w jego twórczości biblijnych odniesień, aluzji i tropów. A teraz subiektywny top sześć (tak mi wyszło) najważniejszych książek Amosa Oza. Wskazówka dla tych, którzy go nie czytali, a chcieliby ten skandaliczny brak nadrobić.

Ex aequo "Opowieść o miłości i mroku" (jeden z pierwszych wpisów na blogu) i "Judasz". Zacząć należy od tej pierwszej, żeby wiedzieć, skąd wziął się Amos Oz, gdzie ma źródło jego twórczość. To niesamowita historia przodków pisarza, którzy jeszcze przed wojną wyjechali do Palestyny, historia jego rodziców, jego dzieciństwa i młodości. W tle Jerozolima, Palestyna, a potem świeżo powstały Izrael. Smutne, poruszające, fascynujące, piękne. "Judasz", ostatnia powieść. Bardzo klimatyczna, melancholijna, też smutna, znowu z Jerozolimą w tle. O nieszczęśliwej miłości studenta do dojrzałej kobiety i intelektualna dyskusja o konflikcie izraelsko-palestyńskim. To ostatnie brzmi być może mało zachęcająco, ale takie nie jest, bo Amos Oz jest mistrzem.

Na trzecim miejscu stawiam "Fimę". Powieść, o której rzadziej się wspomina, dlatego bardzo się zdziwiłam i ucieszyłam, kiedy znalazłam ją na drugim miejscu w zestawieniu, jakie zrobił Michał Nogaś. Rzecz o nieszczęśliwym, wiodącym samotne życie dojrzałym mężczyźnie, marzycielu, wiecznym chłopcu, o jego relacjach z przyjaciółmi. I znowu Jerozolima w tle.

Potem dwa zbiory opowiadań. "Sceny z życia wiejskiego" i "Wśród swoich". To dziwne, bo nie jestem miłośniczką tej formy literackiej, raczej od niej stronię. Ale te opowiadania są genialne. Tym razem za tło mają niewielką galilejską wioskę (pierwszy zbiór) i kibuc (drugi). Bardzo smutne, poruszające. Jest w nich coś nieuchwytnego, metafizycznego. Udało się Amosowi Ozowi uchwycić w nich cały ból istnienia, nieznośny ciężar bytu.

"Mój Michael". Od tej powieści zaczęła się moja przygoda z twórczością pisarza. Czytałam ją kilkanaście lat temu (dlatego nie ma o niej notki na moim blogu), powinnam przeczytać ponownie. O kobiecie przechodzącej kryzys, osobisty i małżeński.

To nie oznacza, że nie polecam innych jego książek. Wszystkie są warte lektury. Wyróżniłabym jeszcze "Poznać kobietę" (też z epoki przedblogowej). Jakoś we mnie utkwiła, chociaż dziś już nie umiem odtworzyć dlaczego. Nie znam kilku starszych zbiorów opowiadań, esejów i książki reporterskiej. Szczególnie opowiadania chciałabym przeczytać. A z półki zdjęłam powieść "Dotknij wiatru, dotknij wody", której dotąd nie przeczytałam. I to będzie moja najbliższa lektura. A co z innymi, których tyle czeka w czeluściach czytnika? Kiedy doczekają swojego czasu? Ratunku!!!

PS. Kto chce dokładniejszych informacji i więcej refleksji o książkach Amosa Oza, może wpisać w wyszukiwarkę na moim blogu imię i nazwisko pisarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty