"Sofia"

Zawsze warto przyglądać się kinu, które przybywa do nas spoza głównego nurtu, czytaj spoza Europy i Stanów. Takim filmem jest "Sofia" marokańskiej reżyserki Meryem Benm'Barek-Aloisi pokazywana w Cannes w sekcji Un Certain Regard i nagrodzona tam za scenariusz. Obraz zdążono już porównać do filmów Farhadiego ("Rozstanie", "Co wiesz o Elly?", "Przeszłość", "Klient") i chociaż rzeczywiście konstrukcja opowieści, zaskakujące zwroty akcji, i portret rodziny na tle społecznym przypomina jego kino, to jednak "Sofia" nie osiąga tego poziomu mistrzostwa. Nie znaczy to jednak, że film jest nieciekawy. Przeciwnie, naprawdę warto go obejrzeć. Już samo tło społeczne, obyczajowe i polityczne jest bardzo interesujące. Podobnie jak akcja, która trzyma w napięciu i kilkukrotnie zaskakuje. Nic nie okazuje się takie, jak się początkowo wydaje. No i wreszcie jest o czym pomyśleć, jest o co się pokłócić, bo postawy bohaterów i motywy ich działania wcale nie są jednoznaczne. Punkt wyjścia - dwudziestoletnia Sofia rodzi nieślubne dziecko i nie chce zdradzić, kto jest jego ojcem - w Europie banalny, ale nie w Maroku, gdzie za uprawianie pozamałżeńskiego seksu grozi więzienie. Co ma zrobić dziewczyna, która właśnie zaczyna rodzić? Sytuacja jest bez wyjścia, a dalej nie będzie łatwiej. Do tego różnice społeczne, które w filmie też mają swoje znaczenie. Tyle mogę zdradzić tym, którzy "Sofii" jeszcze nie widzieli. Tych, zapewne niezbyt licznych, którzy w kinie już byli, zachęcam do przeczytania ciągu dalszego, gdzie więcej refleksji.

Sofia skomplikowała życie nie tylko sobie, ale też rodzinie. Gdybym nie widziała wcześniej zwiastuna, już na początku mogłabym się obawiać o to, czy w ogóle uda jej się wyjść z tej katastrofy z życiem. Jak twierdzi jej kuzynka, która skończyła medycynę, Sofia wyparła ciążę, w dodatku boi się powiedzieć cokolwiek rodzicom. Boi się ich gniewu i komplikacji, jakie nastąpią. Jak poradziłaby sobie, gdyby nie Lena i jej kontakty w szpitalu? Czy urodziłaby na szpitalnym korytarzu i została aresztowana? A może wykrwawiłaby się na śmierć w swoim pokoju lub w łazience? A może sama uszłaby z życiem, ale porzuciła albo zabiła urodzone dziecko? Przecież, kiedy nie widzi wyjścia, kiedy nie może, albo nie chce, odnaleźć Omara, kiedy boi się gniewu rodziców, jest gotowa zostawić córeczkę w kartonie gdzieś na ulicy i wrócić do domu, jakby nic się nie stało. Rodzice łyknęliby bajeczkę o poszukiwaniu otwartej apteki i wizycie w szpitalu z powodu zatrucia. Gdyby nie Lena, która jest przerażona i stanowczo protestuje, pewnie tak by się właśnie skończyła ta historia.

Można powiedzieć, że Sofia ma szczęście. Bo ma zaradną kuzynkę i bogatą ciotkę, która nie pożałuje pieniędzy na łapówkę, pożyczy na wesele i załatwi, co trzeba. Jak radzi sobie w podobnej sytuacji dziewczyna z biednej rodziny? Piekło kobiet. Ale pieniądze nie załatwią wszystkiego. Pozostaje strach przed społecznym ostracyzmem. Nie dość, że urodziła nieślubne dziecko, to jeszcze jako ojca wskazała Omara, chłopaka z ubogiej dzielnicy z biednej rodziny. Zszokowani rodzice muszą jeszcze przełknąć taki afront. Już nie pamiętam, czy pada tam zarzut o brak rozumu, czy może pełne rezygnacji stwierdzenie, że zadała się z chłopakiem z takiej dzielnicy! I to w momencie dla rodziny najważniejszym - kiedy kroi się świetny rodzinny interes. Wreszcie mogą się dorobić, wreszcie nie będą żyć w cieniu bogatych krewnych. Bo chociaż rodzice Sofii mieszkają w centrum Casablanki, co z wyższością oświadczają matce Omara, to jednak ich status materialny i społeczny ma się nijak do statusu rodziców Leny, którzy żyją w bogatej, nadmorskiej dzielnicy w efektownej willi. To dlatego Sofia wykrzyczy Lenie - ty nic o mnie nie wiesz. Może nie tyle nie wiesz, ile nie rozumiesz mnie. Bo ty skończyłaś medycynę i nie musisz pracować, spotykasz się z chłopakami, a kiedy zdarzy się jakaś wpadka, będziesz miała pieniądze, aby wyjechać do Europy i sprawę załatwić, tym bardziej, że twój ojciec jest Francuzem. A ja musiałam pracować w call center, gdzie sobie nie radziłam, więc mnie wyrzucili i jedyną osobą, która miała dla mnie życzliwe słowo, był Omar. Sofia oczywiście nie mówi tego wszystkiego, ale wyobrażam sobie, że tak właśnie myśli. 

Jednak prawdziwa ofiara tej sytuacji to Omar, który wcale nie jest ojcem dziecka. To on, Bogu ducha winny, znalazł się w matni. W starciu z silniejszym, czytaj, bogatszym, przeciwnikiem jest bez szans. Pytanie, czy mógłby próbować udowodnić, że to nie jego dziecko, robiąc test genetyczny? Przyznam, że dopiero teraz przyszła mi do głowy ta wątpliwość. Czy to niedoróbka w scenariuszu, czy marokańskie realia? Na pewno jest pod presją swojej rodziny, bo dzięki małżeństwu z Sofią dostanie pracę, będzie mógł pomóc matce i bratu, może siostrze. A jeśli rodzinny biznes stulecia wypali, to ho, ho, dopiero mu się poszczęści. W taki właśnie sposób Sofia, jej matka i ciotka tłumią wyrzuty sumienia, kiedy prawda o tym, kto rzeczywiście i dlaczego jest ojcem dziecka, wyjdzie wreszcie na jaw. Tylko Lena wydaje się być cały czas w szoku. W gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do pieniędzy. Ahmedowi, bogatemu biznesowemu partnerowi rodziny, gwałt ujdzie na sucho, bo wsadzony do więzienia nie mógłby prowadzić interesów, a jeśliby jakoś dzięki pieniądzom się wywikłał, na pewno nie chciałby mieć z nimi nic wspólnego. Tym bardziej, że ma rodzinę. Sofia złoży prawdę w ofierze, aby ocalić rodzinę, matka i ciotki chętnie na to przystaną. Czy tylko o rodzinę chodzi? Pewnie wierzy, że w taki sposób ułoży sobie wygodne życie. Wierzy, że miłość przyjdzie z czasem. Czy zresztą o miłość tu idzie? Jej ciotka, matka Leny, żona francuskiego biznesmena, w chwili zwierzeń wyznaje córce, że nie wyszła za mąż z miłości. Czy dokonała złego wyboru? Skąd. Mają pieniądze i wygodnie się im żyje. Nie muszą się o nic martwić. Czy można te kobiety potępiać? I tylko Omar jeszcze się buntuje. Czy pieniądze sprawią, że kiedyś wybaczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty