"Ajka"

"Ajka" Siergieja Dworcewoja to nie jest kino lekkie, łatwe i przyjemne. Przeciwnie to film ciężki, mroczny, wyprowadzający widza ze strefy komfortu, a ze względu na sposób filmowania (zdjęcia Jolanty Dylewskiej) nie najłatwiejszy w oglądaniu. Dużo tu scen rozgrywanych w ciemności, w półmroku, kamera często pozostaje blisko bohaterów, szczególnie w ciasnych, mrocznych wnętrzach, czasem zdjęcia kręcone są z ręki, tak to się chyba nazywa, efektem jest niestabilny, ruchomy obraz. Mimo tego należy ten film obejrzeć. Oczywiście mogę sobie tak pisać, mogę namawiać, ale i tak na "Ajkę" wybierze się garstka zapaleńców. Każdy ma swoje kłopoty, po co się jeszcze katować problemami, które nas nie dotyczą. A jednak przywołam tu (niedokładnie) cytat z nie pamiętam kogo, w każdym razie kogoś mądrego, który usłyszałam w jednej z audycji radiowych Tomasza Stawiszyńskiego - musisz to przeczytać i musisz z tym żyć. Tu czytać należy oczywiście zastąpić czasownikiem obejrzeć.

"Ajka" to opowieść o ludziach niewidzialnych, o równoległym świecie, którego syci mieszkańcy Moskwy nie znają. Widzą ich na ulicach, w metrze, w autobusach, widzą, jak sprzątają ulice, odgarniają śnieg, wykonują inne najrozmaitsze prace, za które nikt inny się nie chwyci. Widzą, ale nie dostrzegają. Czy wiedzą, jak żyją? Gdzie mieszkają? W jakich warunkach? Nie zastanawiają się nad tym. Kim są ci oni? To przybysze z Kirgizji, Turkmenistanu, Kazachstanu, Uzbekistanu i innych państw Azji Środkowo-Wschodniej, które kiedyś były republikami Związku Radzieckiego. Przyjeżdżają do Moskwy za pracą. Młode pokolenie nie zawsze mówi już nawet po rosyjsku. Kiedyś w jednym państwie, dziś budzą w najlepszym razie niechęć. Pogardzani, wykorzystywani, wielu mieszkańców stolicy boi się ich, żyją swoim życiem. Żyją? Raczej wegetują. Na peryferiach Moskwy, po kilkanaście osób w jakimś najpodlejszym hostelu. To hostel tylko z nazwy. W rzeczywistości zatłoczona, ciemna, duszna nora, w której mowy nie ma o przyzwoitych warunkach, o odrobinie intymności. Walczą o pracę, jakąkolwiek. Ponieważ często zatrudniani są nielegalnie, bo dawno już skończyło się im pozwolenie na pobyt, padają ofiarą oszustów, którzy ulatniają się w momencie, kiedy trzeba zapłacić. Toczy się bezwzględna walka o byt. Każdy czyha na czyjeś potknięcie. Człowiek człowiekowi wilkiem. Koleżanka skorzysta z okazji, aby wygryźć tę drugą z pracy, szczególnie jeśli ta praca jest chociaż trochę lepsza. Wykorzystują ich Rosjanie i swoi, którzy są wyżej w hierarchii. Często to mafiosi. Trudno w takich warunkach zachować godność i człowieczeństwo.

A Ajka? To jedna z nich, a jej sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Ma długi i nóż na gardle, bo kiedyś marzyła o własnym biznesie. Pewnie naiwnie, być może, ktoś ją oszukał, nie zmierzyła sił na zamiary, rzuciła się z motyką na słońce. Jakby tego było mało, właśnie urodziła dziecko, które zostawia w szpitalu, bo nie widzi innego wyjścia. Kto jest ojcem? Historia, jaką opowiada, może być przez nią zmyślona, ale jest bardzo prawdopodobna. Chce za wszelką cenę spłacić gangsterów, dlatego mimo fizycznej słabości wraca do pracy. Ale wypadła z obiegu, miejsca, w których pracowała, są już zajęte. Ajka jest stale w biegu, przemierza ulice zasypanej śniegiem, zimnej Moskwy, którą dotknęła akurat wyjątkowo sroga zima. Zmarznięta, słaba, zmęczona, głodna, spragniona i chora. Czujemy jej zmęczenie, jej strach, fizyczne dolegliwości. Jest jak kropla w morzu, ziarnko piasku na plaży. Niewidzialna, przezroczysta. Z wszystkich kobiet w biegu - pędzących filmowych bohaterek z nożem na gardle, które muszą załatwić jakąś sprawę w ciągu bardzo krótkiego czasu (bułgarska "Lekcja", "Dwa dni, jedna noc" braci Dardenne), sytuacja Ajki jest najbardziej beznadziejna. Samotna, bezradna, zagubiona w miejskiej dżungli, której właściwie nie zna. Grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo. Znikąd pomocy i ratunku. Jak w takiej sytuacji myśleć jeszcze o dziecku? Wyjście z sytuacji, jakie zrezygnowana znajduje, szokuje, ale czy możemy ją potępiać, my syci ludzie Zachodu? Jak się jej historia skończy? Finał jest niejednoznaczny, widz nie dostaje rozstrzygnięcia.

Kiedy wyszłam z kina, przytłoczona, rozjechana, zgnębiona, miałam poczucie wyjątkowej nieprzystawalności świata, w którym żyję, do tego, jaki zobaczyłam na ekranie. Nie od razu doszłam do siebie. Czasem mi się to przytrafia po wyjątkowo mocnym filmie. Cóż, musisz to obejrzeć i musisz z tym żyć. Przynajmniej tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty