Wiesław Myśliwski "Ucho igielne"

Prozę Wiesława Myśliwskiego pokochałam miłością późną, ale wielką. Kiedy dostawał nagrody, wstyd przyznać, jakoś nie byłam zainteresowana, bo kojarzył mi się z nurtem literatury wiejskiej. Jeśli nawet, to co w tym złego? Ale tak myślę dziś, kiedyś byłam głupia, że zacytuję profesora Marcina Króla.  Potem trochę przez przypadek sięgnęłam po "Traktat o łuskaniu fasoli". Poleciła mi ją koleżanka, po której jakoś nie spodziewałam się takiej lektury. No i wpadłam. Szybko przeczytałam "Widnokrąg", a później "Kamień na kamieniu". I tak trwam w zachwycie do dziś. I cieszę się, że kilka lektur jeszcze przede mną. A przypisanie Myśliwskiemu łatki prozy wiejskiej jest sporym uproszczeniem. To raczej powieści o prowincji. Czasem oglądamy ją oczyma bohatera, który wyjechał do dużego miasta na studia, czasem oczyma kogoś, kto na prowincji spędził całe swoje życie. Prawdziwie wiejski jest "Kamień na kamieniu". Piszę tu oczywiście o tym, co znam.

W obliczu takich deklaracji nie ma się w takim razie co dziwić, że bardzo ucieszyła mnie wiadomość sprzed kilku miesięcy, że jesienią wychodzi najnowsza powieść Myśliwskiego "Ucho igielne" (Znak 2018), tym bardziej, że autor, o ile mnie pamięć nie myli, zapowiadał, że już więcej nic nie napisze. A jednak jest. Kiedy tylko zobaczyłam ebook w przedsprzedaży, i to po jakże atrakcyjnej cenie, natychmiast kupiłam. I tak oto udało mi się przeczytać powieść jeszcze przed jej oficjalną premierą, która przypada jutro! (17 października, piszę te słowa 16) Tak na bieżąco chyba jeszcze nigdy nie byłam!

"Ucho igielne" połknęłam jednym tchem, przeczytałam powieść w niecały tydzień i bardzo nie chciałam się z nią rozstawać. Znalazłam tu wszystko, co tak u Myśliwskiego lubię, typowy dla niego, niepodrabialny charakter pisma. Żywioł opowieści, obraz prowincjonalnego świata, zmienność języka w zależności od tego, kto akurat opowiada. Inaczej mówi narrator -profesor historii pochodzący z małego miasta, inaczej jego rodzice, kiedy oddaje im głos, jeszcze inaczej pozostali bohaterowie. Znowu mogłam rozkoszować się charakterystycznymi dla Myśliwskiego frazami, które wciąż brzmią mi w uszach po lekturze  jego wcześniejszych powieści. Znalazłam też znaną mi już z poprzednich książek pisarza konstrukcję całości. Nie ma w jego prozie linearnie rozwijającej się historii. Każdy rozdział stanowi odrębną opowieść, która pączkuje, przekształcając się w kolejną. Nie ma chronologii. Wszystko podporządkowane zostaje wspomnieniom i rządzącej nimi chaotycznie pamięci. Mam wrażenie, że w "Uchu igielnym" jest to jeszcze silniejsze niż w tym, co czytałam dotąd. Ale mimo wszystko historia posuwa się do przodu, łączy się w całość. No i wreszcie jest w tej powieści, tak jak w poprzednich, coś więcej niż tylko ciekawa story.

O czym jest najnowsza książka Myśliwskiego? Jeden z jej tematów to pamięć. Jak pamiętamy? Czy możliwe jest ustalenie jednej wersji przeszłości, skoro każdy pamięta ją inaczej? I nie są to różnice tylko drobne. Jak w takim razie pamiętać o wspólnej przeszłości, skoro mamy problemy z naszą własną? Czy wobec tego wspólna przeszłość istnieje, jeśli każdy zapamiętał ją inaczej? Myśliwski pisze o przypisaniu się do cudzej pamięci, o wciągnięciu się w czyjąś pamięć, a dalej w przeżywanie czyjegoś życia, jakby był naszym dobrym znajomym. Stąd bogactwo historii, mnogość bohaterów, także epizodycznych. Każdy z nich podzielił się z narratorem fragmentem swojego życia, a on opowiada je nam. Opowiada też o swoim dzieciństwie, młodości, o rodzicach, kolegach. Historie, jak już pisałam, pączkują, tworząc barwną mozaikę. Każdy z nas nosi w sobie inne życia, cudze opowieści i historie, cudzą przeszłość i pamięć. Nieliczni potrafią przelać je na papier i wpuścić do pamięci zbiorowej. Ale z pamięci można też wiele wyrzucić. Tak się stało z żydowską przeszłością. Kto chodząc po miasteczku, do którego co jakiś czas wraca narrator, pamięta, że w miejscu, w którym właśnie stoi, była w czasie wojny granica getta? Kto pamięta o jego żydowskich mieszkańcach? Kto wie, co się z nimi stało? Gdzie zniknęli? Wątek żydowski nie jest w powieści nachalny, nawet nie jakoś mocno obecny, a jednak ważny. Nieprzypadkowe jest przecież takie a nie inne, dość zaskakujące zakończenie "Ucha igielnego". Niepamięć dotyczy też spraw o wiele mniej dramatycznych. Zapominamy ludzi, zapominamy miejsca, zapominamy wiele epizodów z naszego życia. Skoro z dzieciństwa pamiętamy podobno tylko około czterysta godzin? Odwołuję się tu do całkiem świeżych "7 uczuć" Koterskiego, o których ostatnio pisałam.

Ale "Ucho igielne" to także powieść o starości. Jak w filmowym "Dniu świstaka" wraca jedna scena - spotkanie starca podpierającego się laską z młodym człowiekiem. Spotkanie na schodach w owym tytułowym uchu igielnym, wąskim przejściu w miejskich murach. Towarzyszą temu spotkaniu te same sceny, te same wspomnienia. O przepowiedni Cyganki, o niespełnionej miłości, o zielonej dolinie, której już nie ma. Kto się z kim spotyka? Podobne pytanie zadawałam sobie, kiedy czytałam "Traktat o łuskaniu fasoli". Tam brzmiało ono trochę inaczej - kto jest tajemniczym gościem narratora? W obu powieściach odnaleźć można metafizyczny ton. Bo tu spotyka się młodość ze starością, narrator stary z sobą młodym. Czy może zmienić bieg jego (swojego) życia? Innymi słowy, czy gdybyśmy w młodości mieli takie doświadczenie jak teraz, czy gdybyśmy wiedzieli wtedy to, co wiemy dziś, postąpilibyśmy inaczej? Uniknęli błędów? Czy stary człowiek jest tym samym człowiekiem, jakim był w młodości? Perspektywa schyłku życia jest w powieści bardzo mocna, może dlatego tyle w niej melancholii.

Jeśli, czytelniku tej notki, przestraszyłeś się, że jest to powieść trudna, na poły filozoficzna, spieszę uspokoić, że nic bardziej błędnego. Myśliwski to przecież, o czym już wspominałam, przede wszystkim wspaniały gawędziarz. Historia goni historię. Jeden z moich ulubionych pisarzy. Koniecznie trzeba go czytać. I "Ucho igielne", i inne powieści. Kolejność nie ma znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty