Powieść Martyny Bundy "Nieczułość" (Wydawnictwo Literackie 2017) zbierała bardzo dobre, a nawet rewelacyjne, recenzje. Potwierdzeniem rangi literackiego debiutu doświadczonej reporterki była Nagroda Gryfia, a także nominacje do Nagrody Literackiej Gdynia (dostały ją "Mikrotyki" Pawła Sołtysa) oraz Nagrody Conrada. Ta ostatnia, przyznawana debiutantom, wręczana jest pod koniec października na Festiwalu Conrada w Krakowie, a więc wszystko jeszcze przed autorką. Mimo achów i ochów krytyki, mimo nominacji jakoś nie miałam ochoty po powieść sięgać, a potem było jak często - zbieg okoliczności sprawił, że jednak sięgnęłam. Po obejrzeniu "Kamerdynera" Filipa Bajona bardzo chciałam pozostać jeszcze w atmosferze filmu, dowiedzieć się więcej na temat Kaszubów i Kaszub - tego wielokulturowego terenu. I wtedy przypomniałam sobie o powieści Martyny Bundy. Pamiętałam, że jej bohaterkami są cztery kobiety - Rozela i jej trzy córki, Ilda, Gerta i Truda mieszkające w kaszubskiej wsi Dziewcza Góra. To dlatego nie zwlekając, zabrałam się za lekturę "Nieczułości".
Niestety dość szybko zorientowałam się, że powieść nie może spełnić moich oczekiwań, bo jej akcja zahacza wprawdzie o czasy przedwojenne i drugiej wojny światowej, ale przede wszystkim toczy się już po wojnie, kiedy z wielokulturowości Kaszub zostało niewiele. Niemieccy junkrzy wraz ze zmianą granic musieli wyjechać, większość uciekła wcześniej ze strachu przed Armią Czerwoną. O to do autorki pretensji mieć nie mogę, to moja nieuwaga sprawiła, że miałam nadzieję na coś innego. Ale ... ale zastanawiam się, dlaczego właściwie akcja powieści rozgrywa się na Kaszubach? Jakie to ma znaczenie? Poza imionami bohaterek i Jacobem, za którego matka nie pozwoliła Trudzie wyjść za mąż, bo Niemiec, nie znajduję nic, żadnego punktu zaczepienia. A i z imionami mam problem. Czy są kaszubskie? Brzmią raczej z niemiecka. Ale może Kaszubi żyjąc obok Niemców, przejmowali od nich imiona? Poszperałam i znalazłam Rozelę i Trudę (jeśli jest zdrobnieniem od Gertrudy), jest Gertka, ale nie Gerta, jako zdrobnienie od Geraty, Ildy nie ma w ogóle. To wszystko prowadzi do wniosku, że problematyka kaszubska nie została przez autorkę wykorzystana. Równie dobrze akcja powieści mogłaby się toczyć w innym miejscu w Polsce.
Mimo tego, a także innych wątpliwości, o których za chwilę, nie żałuję, że po "Nieczułość" w końcu sięgnęłam - wprawdzie nie znalazłam tu opowieści o Kaszubach i wielokulturowości tych terenów, ale historia czterech kobiet jest bardzo ciekawa i czyta się ją niemal jednym tchem. Zawiłości losu bohaterek zostały wtłoczone w schemat - silne kobiety, które same muszą zmagać się z losem i walcem dziejów, ponieważ na mężczyzn nie bardzo mogą liczyć. Bo albo ich nie ma - to przypadek Rozeli nieślubnej córki nieślubnej córki, która wprawdzie wychodzi za mąż, ale niewiele może się mężem nacieszyć, bo ten buduje Gdynię i stale jest nieobecny w domu. Jeśli już do niego wraca, to płodzi kolejne córki. Albo są to mężczyźni słabi, którymi trzeba się opiekować lub wyciągać z tarapatów. Takich wybrały sobie Ilda i Gerta. A ten jedyny zaradny i obrotny, mąż Trudy, z czasem popadnie w największe kłopoty i też nie będzie z niego pożytku.
Bohaterki są świetnie scharakteryzowane, dostajemy ich rozbudowane portrety, poznajemy motywacje. Każda z nich jest inna. Matka - oschła, skrywa wojenną tajemnicę, która cieniem położyła się na jej życiu. Wprawdzie to twarda kobieta i na co dzień nie daje po sobie poznać, co przeszła, pozbierała się, bo musiała, ale nie zapomniała. Potrafi dostać histerii, kiedy wnuczki dopytują się o bliznę na brzuchu. Gerta - rozważna, też twarda, rozsądna i zaradna. Truda - najbardziej nieprzewidywalna z sióstr, atakami histerii wymusza na otoczeniu to, na czym jej zależy. Przez całe życie będzie pamiętała matce, że nie pozwoliła jej wyjść za mąż za Jacoba. Mimo romantycznego uczucia potrafi swoją wielką miłość przez całe lata sprytnie wykorzystywać. I wreszcie Ilda - motocyklistka, samodzielna, silna, a mimo to uwikłana w toksyczny związek. Siostry rozjeżdżają się w różne strony, czasem mają do siebie pretensje, ale zawsze wracają do rodzinnego domu w Dziewczej Górze i mogą na siebie liczyć. Gładko brzmi? I takie też trochę jest. Chociaż meandrów losów bohaterek nie sposób przewidzieć, to sam schemat w pewnym momencie zaczął mnie irytować. Za dużo też tu dziwnych sytuacji, nieprawdopodobnych splotów okoliczności, co szczególnie widoczne jest w zakończeniu. Właściwie nie wiem, czy jest ono pisane serio, czy autorka świadomie gra z konwencją. Szkoda, że powieść nie jest dłuższa. Akcja to kilkadziesiąt lat, im dalej, tym szybciej gna, tym bardziej dziurawa i powierzchowna się wydaje.
Oprócz portretów bohaterek powieść ma jeszcze inne mocne strony. Jedną z nich jest zanurzenie w detalach, szczegółach. Autorka buduje świat, a nie kreśli go paroma cienkimi kreskami. Druga to tragiczny epizod wojenny, bardzo mocny, przejmujący. Trzecia - dobrze oddane realia komunistycznej Polski. Szczególnie te najwcześniejsze - lata czterdzieste i pięćdziesiąte. Dla młodszych czytelniczek (Dlaczego zakładam, że po "Nieczułość" sięgną raczej kobiety niż mężczyźni?) będzie to szczególnie ciekawe.
Nie żałuję, że po powieść Martyny Bundy sięgnęłam, ale, co widać, nie potrafię się zachwycić aż tak bardzo jak recenzenci. Znacznie wyżej cenię "Tylko Lolę" Jarosława Kamińskiego czy "Krótką wymianę ognia" Zyty Rudzkiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz