"Jakuck" Michała Książka (Czarne 2013) to książka, która wyrasta z pasji, z fascynacji miejscem, jego kulturą, językiem, przeszłością, dniem dzisiejszym, przyrodą i wreszcie zamieszkującymi je ludźmi. Użyłam słów pasja i fascynacja, a może właściwsze byłoby słowo miłość, no ale ponieważ brzmi dość egzaltowanie, niech zostaną dwa pierwsze. Czytając ten reportaż z dalekiej, skutej lodem, zmrożonej mrozem, zasypanej śniegiem Jakucji, chwilami odnosiłam wrażenie, że autor pisze dla siebie, nie oglądając się na czytelnika. Szczególnie wtedy, kiedy drobiazgowo, ulica po ulicy, zaułek po zaułku, dom po domu kreśli obraz Jakucka. Albo kiedy opowiada o ptakach. Nie ukrywam, że czasami nadużywał mojej cierpliwości. Początkowo nie mogłam się też przekonać do rozbudowanego słownika języka jakuckiego. Z czasem jednak zrozumiałam, że poznając znaczenie słów, poznajemy mentalność, kulturę Jakutów (a właściwie Sacha, jak nazywają siebie), poznajemy miejsce. Łatwo zgadnąć, dlaczego na określenie śniegu, zimna czy lodu znajdziemy w tym języku nie jedno słowo, ale kilka. Ale dlaczego podobnie jest ze słowem miejsce? Objaśnienia wyrazów to w wykonaniu autora mini opowieści, które z czasem doceniłam i czytałam z ciekawością. Podobnie było z całą książką. Początkowy opór zastąpiło zaciekawienie, ba, Książek wciągnął mnie w swój świat. Aż w końcu nie mogłam się oderwać od opisu zmrożonego miasta, starych, drewnianych domów (dieriewiaszek), których w Jakucku coraz mniej, bo, jak wszędzie, zastępują je betonowe bloki, od prowadzonych przez autora poszukiwań śladów po chacie Wacława Sieroszewskiego, od relacji z odbytej w tym celu podróży do wiosek położonych na północ od Jakucka. Z otwartymi ustami czytałam o przeprawach przez skutą lodem Lenę pieszczotliwie zwaną Babcią, o zimowej wyprawie na północ w roli pomocnika kierowcy ciężarówki (od takiej ciężarówki zależy zaopatrzenie odległych wiosek), o wilkach czy o obyczajach mieszkańców. Długo tak jeszcze mogłabym wymieniać. Michał Książek swoimi drobiazgowymi opisami i opowieściami sprawił, że zaczęłam sobie wyobrażać miasto, rzekę, wszechogarniającą pustkę przestrzeni, biel śniegu, ciemności i mgłę, przez którą ludzie gubią się we własnym mieście. Dotkliwy mróz nie pozwalał złapać oddechu, a ból grubo obutych nóg walczących ze skutą lodem i śniegiem ziemią nie dawał o sobie zapomnieć. Mogę zachwycać się tym światem, ale wiem jedno: on nie dla mnie. Nie dla mnie ciemności panujące przez wiele miesięcy, szarość, brak kolorów, nie dla mnie grubaśne stroje, nie dla mnie ponad czterdziestostopniowy mróz, śnieg, wiatr i lód!!! Zima to pora roku, której nienawidzę, czuję, że kradnie mi rok w rok kilka miesięcy z życia, więc nie wyobrażam sobie, jak można egzystować w miejscu, w którym zaczyna się już we wrześniu, a kończy w maju. A autor tej książki potrafi! Spędził w Jakucji kilka lat, studiował tam, uczył się języka, poznawał kulturę i historię, założył rodzinę, podróżował, szukał śladów polskich zesłańców (szczególnie wspomnianego już Sieroszewskiego), którzy często wnieśli wiele do kultury tej lodowej krainy. A tym, co zobaczył, co przeżył, czego się dowiedział, dzieli się z czytelnikiem.
Reportaż Michała Książka rozpoczyna się jesienią 2008 roku, a kończy wiosną roku 2009, no a w środku jest nieubłagana zima. Autor na przemian opisuje miejsca, przyrodę, swoją codzienność, wyprawy, opowiada o historii tej części Syberii, o jej mieszkańcach, ich obyczajach, kulturze i życiu. Pisze o tym, jaki wpływ na ich egzystencję ma niemal wieczna zima, a jak odcisnęła się na nim Rosja, a potem Związek Radziecki. Jak chronili swój język, kulturę, tradycję, swoją odrębność. Uświadamia, że Jakucja to nie tylko Jakuci, ale także Eweni, Ewenkowie i inni. Ale przede wszystkim sprawia, że Jakuck, Jakucja, Jakuci przestają być pustymi nazwami, zyskują swoje desygnaty, już nie są białą (nomen omen) plamą na mapie, a miejscem konkretnym, chociaż oddalonym od nas tysiące kilometrów. A przecież Jakucja nie jest na Syberii jedyna. Czytając reportaż Michała Książka, możemy zrozumieć, jak wielki to obszar, ciekawy i nieznany. A wszystko zaczęło się od młodzieńczej fascynacji Sieroszewskim. Na półkach w domu rodzinnym autora stał komplet jego dzieł, które jako dziecko czytał. Po latach ta literacka fascynacja zawiodła go do Jakucji, tropem idola, który tam spędził lata zsyłki, przeżył wiele chwil strasznych, ale miał też na swoim koncie niejedną prawdziwą przygodę, a w końcu pokochał ten kraj i tych ludzi (nie on jeden). Zazdroszczę autorowi, że udało mu się zrealizować młodzieńcze marzenie.
Kończę zapewnieniem, że książkę warto przeczytać, chociaż trzeba mieć świadomość, że lektura momentami wymaga skupienia i kontemplacji. Ale znajdziemy równie wiele fragmentów trzymających w napięciu czy po prostu zabawnych. Przede wszystkim jednak całość jest po prostu zajmująca. I jeszcze jedno. Wysłuchałam w radiu arcyciekawej rozmowy z autorem "Jakucka". Michał Książek wydał mi się człowiekiem niezwykle interesującym, refleksyjnym i głębokim. Pewnie niejednym doświadczeniem czy przemyśleniem mógłby się jeszcze z czytelnikiem podzielić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz