Może zacznę od zdziwienia. Naprawdę zaskoczyło mnie, że Adela, która odkrywa, że jest lesbijką, spotyka się w swoim szkolnym środowisku nie tylko z nietolerancją, ale i z agresją. Scena, kiedy koleżanki szydzą z niej, kpią, a wreszcie jedna z nich wybucha nienawiścią, przeraża. Jest w tej wykrzykującej pogardliwe obelgi dziewczynie coś obrzydliwego. Wykrzywiona złością twarz, pogarda, furia. Drugie zdziwienie budzi rodzina. Adela boi się powiedzieć rodzicom prawdę, dlatego przedstawia Emmę jako starszą koleżankę, która pomaga jej w filozofii. Naiwnie sądziłam, że wyzwoleni Francuzi nie mają problemów z odmiennością seksualną. A jednak okazuje się, że wszędzie jest podobnie. Adela nie ukrywa się, kiedy pali i pije, ale to, że kocha kobietę, musi zatrzymać w tajemnicy. Oczywiście zupełnie inaczej sytuacja wygląda w artystycznym środowisku Emmy. Tu nikt niczego nie chowa pod korcem, najwyżej ciekawość prowokuje pytania. Tyle zdziwień, a teraz przejdę do tego, co najważniejsze.
Ten prosty film opowiada o tych zwyczajnych, codziennych sprawach, które stanowią istotę naszej egzystencji. Niby nie ma tu wielkich dylematów, problemów czy tragedii. Są obowiązki: szkoła, studia, praca, jest życie domowe, rodzinne, jest poszukiwanie uczucia, a może tylko bliższej relacji z drugim człowiekiem, jest miłosny zawrót głowy, cielesna namiętność, są wreszcie małe dramaty: rozstania, zdrady, zawiedzione zaufanie, łzy. Ale to wszystko, przeżywane świadomie, buduje nasze człowieczeństwo.
Adela jest zamkniętą w sobie, spokojną nastolatką, trochę zakompleksioną. Nie bardzo wierzy w swój urok. Pozornie na tle koleżanek niczym się nie wyróżnia. A jednak jest inna. Interesuje się literaturą, ma swoje zdanie, wie, czego chce. Szuka, próbuje. Nie obejdzie się bez ofiar. Zrani chłopaka, kiedy się z nim rozstanie, ale i ona zostanie zraniona, kiedy zaufa koleżance. Dla Adeli, która zaczyna rozumieć, że jest lesbijką, to nadzieja, że znalazła dziewczynę, dla tamtej to nic nieznaczący epizod, eksperyment. Małe, wielkie dramaty. Nikt tu nikogo nie rani celowo. Tak się w życiu zdarza. Łzy i rozpacz nie są udawane. Świat wali się na głowę, nawet jeśli za chwilę czas wyleczy rany. Kiedy Adela odkrywa prawdę o sobie, jest początkowo zagubiona. Jak odnaleźć się w nowej sytuacji, jak szukać drugiej połówki? Tym trudniejsze to wszystko, że przeżywane w ukryciu, w samotności. Nikomu nie można powiedzieć, przyznać się. Podwójne lęki i podwójne obawy. Jest młoda, niedoświadczona, czuje się nieswojo i obco w lesbijskim klubie, do którego odważyła się wejść. Inaczej niż starsza od niej, doświadczona, dominująca Emma, która będzie nie tylko jej kochanką, ale i przewodniczką. Wprowadzi ją w świat sztuki i artystów. Ale Adela też jest silną osobowością, wie, czego chce. Potrafi obronić siebie, czerpiąc jednocześnie od swojej kochanki. Jest jej muzą i modelką, ale prowadzi też dom i pracuje z dziećmi. Emma, artystka, chce czegoś więcej, tworzy i marzy o artystycznej karierze. Dla niej wybory Adeli są zwyczajne, pozbawione szaleństwa, może ambicji. Czy dlatego ich drogi się rozchodzą? Emmę pochłania praca, Adela czuje się coraz bardziej samotna i odrzucona. Wietrzy niebezpieczeństwo, zaczyna być zazdrosna. Jakby tego było mało, znowu musi ukrywać swój związek, a przynajmniej tak jej się wydaje, tym razem przed koleżankami i kolegą z pracy. Boi się ich reakcji. Tylko w środowisku Emmy obie mogą czuć się swobodnie. No i stało się: jeden nieprzemyślany krok, jedno słowo za dużo i koniec. Przyznam, że zdziwił mnie wybuch Emmy. Ja, podobnie jak Adela, miałam wrażenie, że zaczyna interesować się kimś innym. Może tak było. Przecież uczucia podążają krętymi ścieżkami. Nowa fascynacja nie musi wykluczać zazdrości o Adelę. Naruszone prawo własności, zraniona duma. Emma wyrzuca Adelę z domu, wyraźnie dając jej przy tym odczuć swoją wyższość. No a potem jest już za późno. Życie na nowo poukładane trudno znowu burzyć. Mimo że Emma nadal coś czuje do Adeli, nie zdecyduje się odejść od nowej partnerki. Jest też przecież dziecko, za które czuje się odpowiedzialna. Rozpacz Adeli, poczucie straty są bardzo prawdziwe. Ale życie toczy się dalej, trzeba pracować, trzeba żyć, mimo że zawód miłosny tkwi w niej niczym kolec. Niby nie widać, ale bardzo boli. Sama praca, nawet ta, o której marzyła, nie wystarczy. Adela jest samotna, nieszczęśliwa, musi udawać i grać. Zakłada maskę, którą zrzuca, kiedy nikt nie widzi. Czuje się obco, słuchając drażniących świergotów gości zgromadzonych na wernisażu Emmy. Tu wszystko jej przypomina o tym, co straciła. Uczucie nadal jest żywe. Aktorka gra znakomicie. Od nieskrywanej rozpaczy, do tłumionego bólu, wyobcowania. Rola Adele Exarchopoulos tchnie prawdą.
Ten prosty film pokazujący ludzkie dramaty nienachalnie, subtelnie, ale przejmująco i prawdziwie, przypomniał mi o twórczości innego francuskiego reżysera, nieżyjącego już Erica Rohmera. To właśnie on był mistrzem podobnego kina.
I na koniec jeszcze jedna refleksja. Młoda Adela fascynuje się osiemnastowieczną powieścią Marivaux "Życie Marianny". Nie będę udawała, że ją czytałam. Ale od czego internet. Spróbowałam się czegoś dowiedzieć, bo aluzja do książki aż nazbyt czytelna. Zmieniają się czasy, zmieniają obyczaje, ale uczucia i problemy pozostają takie same. I Marianna, i Adela muszą walczyć o siebie. Dla tej pierwszej przeszkodą nie do przebycia były różnice klasowe i majątkowe, dla tej drugiej to brak akceptacji dla odmiennej orientacji seksualnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz