Po przeczytaniu znakomitej książki Liao Yiwu "Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych" nabrałam ochoty na kolejne opowieści o Chinach. Szybko nadarzyła się okazja. Chociaż w moim pięknie oprawionym zeszycie, w którym między innymi mam długą listę książek wartych przeczytania, zapisałam sobie kiedyś kilka tytułów wydanych już jakiś czas temu, to sięgnęłam po nowość: reportaż Petera Hesslera "Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach" (Czarne 2013; przełożył Jakub Jedliński). Kupiłam przed wakacjami, miałam wielka ochotę przeczytać natychmiast, ale przed podróżą już nie zdążyłam, ponieważ książka jest naprawdę pokaźnych rozmiarów. Hessler, amerykański dziennikarz i pisarz, mieszkał w Chinach przez wiele lat. W 2001 roku postanowił zdobyć chińskie prawo jazdy, aby zacząć podróżować po kraju i dokumentować przemiany, jakie w nim zachodzą. Kiedy zaczynał swoją przygodę, motoryzacja dopiero raczkowała. Niewielu Chińczyków posiadało prawo jazdy, niewielu miało własne samochody, a i sieć dróg pozostawiała wiele do życzenia. Dlatego początkowo podróżował sobie Hessler wypożyczonym samochodem po drogach, a jeszcze częściej po bezdrożach, z rzadka tylko spotykając jakieś inne pojazdy. Jako cudzoziemiec, a tym bardziej cudzoziemiec za kierownicą, budził spore zdumienie i zainteresowanie. Szczególnie, że na początek wybrał sobie tereny raczej odludne: peregrynował na wschód od Pekinu, zahaczając aż o Mongolię Wewnętrzną (łatwo zgadnąć, skąd taka nazwa), a wszystko po to, aby szukać śladów Wielkiego Muru. Bywało, że błądził, a samochód zakopywał się w piaskach. Chociaż samochody, motoryzacyjne perypetie, tytułowe drogi i bezdroża, a z czasem nowe autostrady stale są obecne w książce, to jednak tytuł jest nieco mylący. Książka składa się z trzech części: Mur, Wieś, Fabryka i tylko pierwsza z nich w ścisłym znaczeniu tego słowa traktuje o podróży. Druga jest opowieścią o tym, jak autor razem ze swą przyjaciółką postanawia wynająć na chińskiej wsi dom i przyjeżdżać tam na weekendy, rzecz w tamtym czasie (rok 2002) w Chinach zupełnie egzotyczna. Przez całe lata, aż do powrotu do Stanów, co nastąpiło w roku 2007, Hessler przygląda się i dokumentuje, jak zmienia się chińska wieś. Na laboratorium wybrał sobie położoną na północ od Pekinu w górach Jundu, zapomnianą przez wszystkich, opuszczoną przez młodych wioskę Sancha. Wreszcie część trzecia to, jak łatwo się domyślić, opowieść o fabryce. Tym razem amerykański reporter penetruje południe Chin. Region, gdzie wraz z budową nowych dróg w okolicznych miastach władza tworzy specjalne strefy ekonomiczne, w których z niczego w błyskawicznym tempie powstają nowe fabryki. Przez lata autor przygląda się jednej z nich, fabryce w mieście Lishui produkującej, uwaga, uwaga, tylko dwa przedmioty: kółka do biustonoszy i druty usztywniające tę część damskiej garderoby. Towarzyszy jej od narodzin do czasu, kiedy właściciele postanawiają przenieść ją w inne miejsce.
Książka Hesslera to bardzo ciekawa opowieść o współczesnych Chinach i ich mieszkańcach. Autor zatrzymał w kadrze swoich reportaży gwałtowne procesy, które przeorały chińską rzeczywistość, zmieniły ludzi i obyczaje. Bo jasne jest, że nie da się opowiadać o kraju, nie mówiąc o ludziach. W pierwszej części są to spotykani na drogach autostopowicze głaszczący niewidzialne psy (w taki obrazowy sposób Hessler wyjaśnia, jakim gestem w Chinach zatrzymuje się samochody; to jedna z miliona różnic dzieląca Chińczyków i mieszkańców Europy czy Ameryki). Łapią okazję, aby dostać się z okolicznych miast, do których wyjechali w poszukiwaniu pracy, do swej rodzinnej wioski, gdzie zostawili rodziców, a nierzadko dzieci. Korzystają z autostopu, bo komunikacja zbiorowa marna. Rozmawia też z kierowcami ciężarówek, mieszkańcami małych miasteczek prowadzącymi z powodzeniem lub bez swoje małe biznesy, starcami, którzy pozostali w opuszczonych przez młodych wsiach, pasjonatami historii Wielkiego Muru i wielu, wielu innymi. Druga część to spotkanie z mieszkańcami Sanchy, górskiej wioski, gdzie pisarz wynajął dom. Przede wszystkim historia jednej rodziny, z która stała mu się bardzo bliska. Hessler opowiada o Wei Ziqi, jego żonie i synku. Jak przez mikroskop przygląda się swojemu rówieśnikowi, który jako jeden z nielicznych trzydziestolatków został we wsi i stale wierzył w swoją szansę właśnie tu, a nie w mieście, którego nie lubił. Dzięki przemianom obyczajów związanym z gwałtownym rozwojem motoryzacji (chińska klasa średnia zaczęła robić prawo jazdy, aby podróżować kupowanymi samochodami i spędzać weekendy na łonie przyrody) taką szansę otrzymał i wykorzystał. Ale to nie tylko optymistyczna opowieść o człowieku, który spełnił swoje marzenia. Hessler pokazuje też negatywny wpływ zachodzących zmian na życie Wei Ziqi i jego rodziny. Oczywiście to nie jedyni bohaterowie tej części. Autor przygląda się całej wiejskiej społeczności, międzyludzkim relacjom, wzajemnym powiązaniom, zależnościom, zawiściom, przyjaźniom czy niechęciom. Nie tylko jego przyjaciel, ale cała, niegdyś skazana na wymarcie, wieś dzięki swojemu położeniu zyskała drugą szansę. Jednak zmiany, jakie w szybkim tempie zachodzą, jak to bywa, mają też koszty. I wreszcie w trzeciej części Hessler opowiada o swoich spotkaniach z ludźmi zamieszkującymi specjalne strefy ekonomiczne: właścicielami powstających fabryk, pracującymi w nich majstrami i robotnikami, właścicielami drobnych biznesów (straganów, sklepików, restauracji), robotnikami równającymi góry pod budowę nowych dróg i wieloma innymi. To chyba najciekawszy rozdział książki. Pokazuje, w jakim tempie powstaje coś z niczego (dosłownie): dzielnica, fabryka, miasto, autostrada. Hessler objaśnia ekonomiczne i społeczne mechanizmy, które to umożliwiają. Na mnie największe wrażenie zrobiła niezwykła energia ludzi, najczęściej pochodzących ze wsi, bez wykształcenia, którzy stopniowo dzięki optymizmowi, niezwykłej wytrwałości i cierpliwości, zaczynając od pracy za grosze, pną się w społecznej hierarchii. Najwytrwalsi, najzdolniejsi i ci, którym najbardziej szczęście sprzyja, zostają właścicielami fabryk. Migracja nie tylko ze wsi do miast, ale po prostu z miejsca na miejsce, to dla nich rzecz całkiem zwyczajna. A jeśli się nie powiedzie, jeśli zbankrutują? Cóż, nie rwą włosów z głowy, przyjmują to ze stoickim spokojem i bywa, zaczynają od nowa. Takie cechy można podziwiać. Ale ci sami ludzie kierują się w swoim pędzie do celu niekoniecznie tylko tym, co szlachetne. Są cyniczni, bezwzględni, nielojalni, podstępni i nie widzą w tym nic złego. To dla nich normalny sposób postępowania w biznesie. Ale robią to na swój odrębny, chiński sposób. Jest w tym cynizmie, bezwzględności, nielojalności coś innego niż u nas. To różnica subtelna, niemal nieuchwytna, na pewno nieobjaśnialna. Aby zrozumieć, trzeba książkę przeczytać. Hessler jest zafascynowany rozwojem, tym tworzeniem czegoś z niczego. Zastanawia się, jak to możliwe, że to wszystko działa właśnie tak: coś z niczego stwarzają ludzie bez wykształcenia, w pośpiechu i często na wariackich papierach, w sposób dla Europejczyków czy Amerykanów zupełnie niezrozumiały. Ale pokazuje też niebezpieczeństwa takiej drogi: chińska gospodarka najczęściej dostarcza tylko elementy do większej całości, owe kółka do biustonoszy, albo produkuje tandetę. Bez innowacyjności i kreatywności dalszy szybki rozwój nie będzie możliwy. Jest też w tej trzeciej, najciekawszej części książki, wiele informacji działających na wyobraźnię, ot na przykład taka, że w jednym z miast tego regionu w kilku fabrykach produkuje się siedemdziesiąt procent wszystkich zapalniczek na świecie (!), z innego pochodzi jedna trzecia światowej produkcji skarpetek (!). A w specjalnie stworzonej artystycznej wiosce malarze masowo produkują na przykład widoki Wenecji, którymi potem w europejskich miastach handluje się w sklepach z pamiątkami. Pewnie w taki sam sposób powstają inne nikomu niepotrzebne, wątpliwej urody przedmioty, jakie można dostać wszędzie tam, gdzie są turyści. Na przykład sprzedawane na chodnikach przez uciekinierów z Afryki obrzydliwe, kolorowe gluty, które ciśnięte o ziemię najpierw rozpłaszczają się, a potem przyklejają do podłoża. Dlaczego ludzie są zmuszeni w tak bezsensowny sposób zarabiać na życie? Dlaczego nie mogą sprzedawać czegoś użytecznego i ładnego? Jak to działa? Kto to kupuje? Zawsze się nad tym zastanawiam, obserwując takie sceny. No ale odbiegłam od tematu.
Czas już kończyć, ale nie byłabym sobą, gdybym nie dodała jeszcze, że książka Petera Hesslera to naprawdę niezwykle ciekawa opowieść o błyskawicznie rozwijającym się kraju, tak bardzo kulturowo różnym od tego, co znają Europejczycy czy Amerykanie. Mnóstwo tu ciekawych informacji, począwszy od chińskiej historii, przez Wielki Mur (autor obala mity na jego temat i wyjaśnia, czym tak naprawdę był i jak wygląda; dla mnie wiadomości całkowicie nowe) po opowieści o tym, jak wyglądają chińskie kursy prawa jazdy czy jak jeżdżą chińscy kierowcy. Widoczny na zdjęciu znajdującym się na okładce wycięty z kartonu policjant, który stoi przy drodze, to też jedna z takich pasjonujących osobliwości. A przecież to nie wszystko. Właściwie miałam nieco poutyskiwać na nużący mnie zalew informacji motoryzacyjnych najobficiej występujący w pierwszej części (Nic mnie tak nie nudzi jak motoryzacja! Jedyna audycja, jakiej nie jestem w stanie wysłuchać w moim ulubionym radiu, dotyczy motoryzacji właśnie.), ale w końcu postanowiłam to autorowi wybaczyć.
Trzeba oczywiście mieć świadomość, że w swoim reportażu Hessler prawie zupełnie pomija problem łamania praw człowieka. Nie o tym jest ta książka. Czytając ją, do czego namawiam, i podziwiając chiński skok gospodarczy, pamiętajmy jednak, że Chiny mają swoje bardzo ciemne oblicze. Aby je poznać, warto sięgnąć do książki Liao Yiwu, od której zaczęłam tę opowieść (i oczywiście do innych, których nie znam).
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń