"Lore" - poruszający niemiecki film (właściwie australiski!)

Chciałam iść na ten niemiecki film wyreżyserowany przez Australijkę Cate Shortland (i na podstawie jej scenariusza), ale nie obiecywałam sobie wiele. Niemieckie kino nie gości często na naszych ekranach, więc nie pomijam niczego, co może mnie zainteresować. Cztery gwiazdki (na sześć) pozwalają ryzykować, ale niekoniecznie oznaczają film rzeczywiście wart uwagi. Tymczasem jakie zaskoczenie! Naprawdę ciekawy, poruszający, interesująco zrealizowany film na ważny temat. Niemcy wiosną 1945 roku, tuż po podpisaniu kapitulacji i śmierci Hitlera. Lore, najstarsza z rodzeństwa, musi dotrzeć wraz z siostrą i trzema braćmi z południowych Niemiec w okolice Hamburga do babci, bo rodzice zostali aresztowani przez aliantów. I o tym jest ten film w warstwie fabularnej. Bałam się, że zniszczony wojną kraj zostanie pokazany po hollywoodzku, że Niemcy zostaną pokazani tylko jako ofiary, słowem bałam się uproszczeń charakterystycznych dla kina popularnego. Tymczasem nic z tych rzeczy. Shortland pokazuje cierpienie, wojenne zniszczenia, gehennę ludności cywilnej w sposób realistyczny i poetycki jednocześnie, a co znacznie ważniejsze nikt tu nie zostaje rozgrzeszony. Bohaterowie cierpią głód, brud, poniewierkę, żyją w wiecznym lęku, ale jednocześnie ani na chwilę nie pozwalają nam zapomnieć, dlaczego tak się dzieje. Posłużę się tu niedokładnym cytatem ze zbioru reportaży szwedzkiego dziennikarza, który w roku 1946 i 47 przemierzał podzielone na strefy okupacyjne Niemcy, wysyłając korespondencję do swojej gazety (Stig Dagerman "Niemiecka jesień"; film zmobilizował mnie, aby wreszcie zdjąć ją z półki z książkami oczekującymi i przeczytać). Otóż Dagerman opisując zrujnowany alianckimi nalotami kraj i tragiczne warunki, w jakich żyją Niemcy, kilkakrotnie przypomina: "Ale najpierw było Coventry" (cytat z pamięci). To samo w inny sposób robi Shortland. Gorąco polecam ten poruszający, bardzo sprawiedliwy film. Tyle szumu narobił ostatnio, podobno kiepski, niemiecki serial "Nasze matki, nasi ojcowie", który mimo kontrowersji zdecydowała się pokazać nasza telewizja, tymczasem "Lore", film wartościowy, mądry, przejdzie kompletnie niezauważony. Tylko jedna uwaga, tak na wszelki wypadek: akcja toczy się niespiesznie, film jest dość poetycki, co niektórych widzów może irytować (ale nie ma tu przerostu formy nad treścią, którego w kinie nie znoszę!). A kto już widział, może przeczytać ciąg dalszy.

Jeśli ktoś w tym filmie jest ofiarą, to niewątpliwie są to dzieci. Dzieci zindoktrynowane przez dorosłych, przesiąknięte złem. Dzieci, które żyły i żyją w piekle, z czego nie zawsze zdają sobie sprawę. Najprawdopodobniej do czasu ucieczki na wieś ich jedynym cierpieniem była tęsknota za ojcem, który poszedł na front. Ale zostały przecież wychowane w rodzinie fanatycznych nazistów otaczających kultem Hitlera, więc z pewnością były dumne z tego, że  jest żołnierzem. Nawet potem, na wsi i w drodze, zdarza się, że bliźniacy potrafią zapomnieć o niebezpieczeństwie, głodzie, poniewierce i beztrosko się bawić. A już na pewno nie rozumieją, jakie piekło na ziemi zgotowali podbitym narodom Europy ich rodacy. Przerażająca jest scena, kiedy bracia ubrani tylko w brudną bieliznę śpiewają zachwyconej starej wieśniaczce piosenkę sławiącą niemieckich żołnierzy. Siłą wyrazu prawie nie ustępuje słynnej scenie z "Kabaretu" Boba Fosse. I nie ma znaczenia, że tamci chłopcy byli weseli i swoją pieśń śpiewali żarliwie, a ci są smutni, zmęczeni i głodni. Przecież wierzą, że rodziców nie muszą się wstydzić, przeciwnie, powinni być z nich dumni, że zwycięstwo  kosztuje, że Thomas tylko udawał Żyda (Amerykanie lubią Żydów, więc tak mu łatwiej żyć). Gdyby byli w wieku swoich sióstr, wierzyliby pewnie, jak wszyscy dyskutujący o tym dorośli, że na  wieszanych przez aliantów w zrujnowanych miastach zdjęciach, które pokazują niemieckie zbrodnie wojenne, są aktorzy. To nieprawda, tak nie było, to niemożliwe, mówią wszyscy wokół.

Film pokazuje przerażający świat zniszczony przez faszystowską ideologię i wojnę. Niewątpliwe jest cierpienie mieszkańców: głód, brud, choroby, poniewierka, utrata domu, koszmarne warunki egzystencji, gwałty, śmierć, strach przed okupantem (nie zawsze wyimaginowany). Ale jednocześnie ci sami ludzie nadal otaczają czcią Hitlera, traktują niemieckich żołnierzy jak bohaterów, uważają zbrodniarzy wojennych za ofiary aliantów, nie wierzą w ich zbrodnie, nie dopuszczają takiej możliwości, nienawidzą Żydów. Nie zrozumieli nic, z lekcji, jaką dostali. O tym właśnie pisałam we wstępie. Kiedy widzimy brudne, głodne, zmęczone dzieci, kiedy patrzymy na zgwałcone kobiety, na matkę, która musi porzucić swoje potomstwo, na koczujących w strasznych warunkach uciekinierów, współczujemy im, ale oni natychmiast tym, co mówią, przypominają nam, co jest przyczyną, a co skutkiem. Najpierw przecież było Coventry, że wrócę do, chyba niedosłownego, cytatu ze zbioru reportaży Dagermana. Ale to nie koniec. Wojna i koszmarne warunki egzystencji spowodowały znieczulenie na zło, zanik ludzkiej bezinteresowności i życzliwości. Zbrodnię popełnić jest niezwykle łatwo, jeśli śmierć była i jest codziennością. Przerażająca jest scena zabójstwa właściciela łodzi. Przerażające jest to, co ją poprzedziło. I nie ma czasu na rozpacz, refleksję, wyrzuty sumienia, odczucie tragedii, bo trzeba przepłynąć rzekę i ruszać dalej. Co myśmy zrobili, rzuca Thomas (cytat z pamięci) i już w kolejnej scenie widzimy, jak siedzą w łodzi, o którą poszło. Trzeba zdobyć jedzenie, nawet posuwając się do kradzieży, trzeba żebrać, a nawet złożyć ofiarę ze swojego ciała. Przerażające jest też to, że kiedy wreszcie dzieci dotrą do domu swojej babci, gdzie o dziwo czeka na nie względny dostatek, nie znajdą tam całkowitego ukojenia. Mogą się wreszcie umyć, śpią w czystej pościeli, nie są głodne, ale panuje tu emocjonalny chłód. Babcia potrafi być bezwzględna i ostra jak brzytwa (podobnie inni dorośli). Te obrazy przypominają sceny w domu pastora, jednego z bohaterów "Białej wstążki" Hanekego. Zło w "Lore" jest tym straszniejsze, że wszystko rozgrywa się w sielskim otoczeniu. Okolice, przez które wędrują dzieci razem z Thomasem, są często piękne, pozornie nietknięte wojną, niezniszczone (wieś niemiecka ucierpiała znacznie mniej, bombardowane były miasta). Piękno krajobrazu wydobywają poetyckie obrazy, których tutaj tak wiele. Ale poezja wcale  nie łagodzi ostrza filmowej opowieści. Przeciwnie.

Na osobną uwagę zasługuje para głównych bohaterów: tytułowa Lore i pomagający jej Żyd, Thomas. Dziewczyna dojrzewa, zmienia się. Nie tylko musi nagle stać się dorosła, wziąć odpowiedzialność za młodsze rodzeństwo, podejmować kontrowersyjne, trudne decyzje. Jako jedyna wie, co naprawdę stało się z rodzicami. Zstępuje do piekła. Jest najstarsza, najwięcej rozumie. Kiedy młodsze dzieci widzą tylko zakrwawionego trupa kobiety, ona domyśla się, co ją przed śmiercią spotkało. Chcąc ratować bliźniaków i siostrę, jest gotowa oddać najmłodszego brata. Szukając ratunku, handluje swoim ciałem, czym pośrednio przyczynia się do jego zamordowania. To wszystko już jest potworne, ale może jeszcze gorsze jest powolne uświadamianie sobie, co robił  ojciec w czasie wojny. Stopniowo dopuszcza do siebie myśl, że na zdjęciach, które wieszają alianci, są prawdziwi ludzie, nie aktorzy, a jej ojciec uczestniczył w tej zbrodni. Nie może też oszukiwać się, jak jej młodszy brat, że Thomas udaje Żyda, bo Amerykanie ich lubią. Nie tylko wie, że nim jest, ale powoli zdaje sobie sprawę, co przeszedł i jaki udział mieli w tym jej rodacy, czciciele Hitlera, którego i ona czcią jeszcze wczoraj otaczała. Początkowo nienawidzi Thomasa, wręcz się nim brzydzi, właśnie dlatego, że jest Żydem. Potem go potrzebuje. Jednocześnie pod jego wpływem budzi się w niej kobieta. Ich relacja nie jest prosta i łatwa. Nienawiść, strach, obarczanie winą za śmierć brata i zabójstwo rybaka mieszają się z fizycznym pożądaniem, fascynacją, kiełkującym uczuciem i współczuciem. Lore dostrzega w nim nie tylko mężczyznę, ale także człowieka, co jest znacznie ważniejsze. I znowu filmowa poezja, poetyckie kadry w subtelny sposób, bez zbędnych słów, pokazują nieoczywistą relację między dwojgiem na wskroś obcych sobie ludzi. Także to jak Lore dorasta. Dorasta do człowieczeństwa.

I jeszcze na chwilę pochylę się nad Thomasem, najbardziej tajemniczą postacią. Przede wszystkim niejasne są jego motywacje. Dlaczego decyduje się pomagać Lore i jej rodzeństwu? Zwyczajna ludzka przyzwoitość, życzliwość? Samotność? Potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem za wszelką cenę? Wrażliwość na cudze nieszczęście? Umiejętność współodczuwania pogłębiona przez własne tragiczne, obozowe doświadczenia? A przecież mógłby nienawidzić, pragnąć zemsty. Być może ktoś zarzuci twórcom filmu, że postawa Thomasa jest nieprawdopodobna, że jego postać trąci naiwnością. Ale przed zarzutem, że to bohater uproszczony, broni go jego niejednoznaczna postawa. Czasami obojętność i szorstkość, kradzieże, znieczulenie na śmierć, wreszcie zbrodnia. Co się z nim stanie? Nie zostały mu nawet zdjęcia, które nosił w portfelu, jedyne pamiątki z przeszłości. Tak jak nagle pojawia się w życiu Lore i jej rodzeństwa, tak nagle znika. Pomógł im, a jednocześnie przyczynił się do tragedii. 

Warto jeszcze zwrócić uwagę na świetne role aktorek grających siostry. Mnie przekonuje także aktor wcielający się w milczącego, tajemniczego Thomasa. Jego smutna, nieruchoma twarz ma w sobie jakiś magnetyzm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty