Wybrałam się wreszcie na francuski film "Poliss". Tak dalece pozostałam wierna mojemu zwyczajowi, aby wcześniej nie czytać żadnych informacji na temat, że nie bardzo wiedziałam, czy idę na dokument, czy film fabularny. Zaskoczeniem była również informacja, która na początku pojawia się na ekranie, że jest to oparta na faktach opowieść o pracy policyjnego wydziału zajmującego się sprawami dzieci i nieletnich. To tu trafiają podejrzenia o pedofilię, wykorzystywanie czy maltretowanie dzieci. Sprawy przykre, chwytające za serce, często trudne. Podobne znamy przecież z rodzimego podwórka. Czy ojciec molestował swoją kilkuletnią córkę? A może, jak twierdzi, to zemsta byłej żony? Między innymi na takie pytania muszą odpowiedzieć sobie pracujący tu policjanci i psychologowie.
Film wprawdzie dokumentem nie jest, ale bardzo go przypomina, chociaż na ekranie rozpoznajemy twarze znanych francuskich aktorów. Właściwie trudno tu mówić o akcji: obserwujemy codzienną pracę wydziału. Dzieci i ich rodzice pojawiają się i znikają, nie dowiemy się, jaki będzie ciąg dalszy, reżyserka, Maiwenn, nie zaspokoi naszej ciekawości. Kiedy sprawa wędruje dalej, znika z pola widzenia policjantów, a więc i naszego. Za progiem już czekają następni poszkodowani. Zajęcie ważne, wyczerpujące i niezwykle stresujące. Bezradność, bezsilność, kiedy czegoś nie można załatwić, złość, niepewność i nagłe napady śmiechu, aby rozładować stres. I tak w kółko. Ale ten film to nie tylko problemy dzieci, to także życie i praca policjantów wydziału. Pracują bardzo długo, na prywatność niewiele zostaje czasu. Razem przeżywają porażki i świętują sukcesy. Koszt tej harówki bywa bardzo duży. Dlatego w ich życiu rodzinnym pojawiają się problemy. Ale i w pracy nie są od nich wolni: wspólnota, jaką tworzą, to nie tylko przyjaźnie, również konflikty, często tłumione, nagle wybuchające z nieoczekiwaną siłą. Od czasu do czasu pojawiają się pretensje do szefa o to, że nazbyt ostrożny i ulega zwierzchnikom.
Zdarzenia długo bezładne jak w dokumencie, stopniowo zaczynają układać się w zarys akcji. Historie kilkorga bohaterów wybijają się na pierwszy plan. Są dość banalne i przewidywalne, ale może dlatego, że to jednak tylko tło dla policyjnej codzienności, ten brak odkrywczości tak bardzo nie przeszkadza. Dopiero zakończenie jest zupełnym zaskoczeniem. Tego nie spodziewa się nikt: ani zgromadzeni na naradzie policjanci, ani my, widzowie. Można być blisko, można pracować z kimś latami po dwanaście godzin na dobę i nie wiedzieć, co się dzieje z drugim człowiekiem. W końcówce filmu twórcy jedyny raz pociągnęli dalej historię jednego z dziecięcych bohaterów. W ten sposób powstała klamra spinająca losy dwóch postaci. Mnie wydała się nieco nachalna.
Mimo mocnego zakończenia, mimo przerażających historii wykorzystywanych dzieci, mimo kilku wzruszających momentów całość nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia. Raczej postawiłam się w roli obserwatora-podglądacza niż osoby zaangażowanej. Inaczej niż jednej z bohaterek, fotografce dokumentującej pracę wydziału, nie udało mi się wejść w sam środek zdarzeń.
Chociaż marudzę, film obejrzałam z dużym zainteresowaniem i ciekawością. Na pewno warto obejrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz