Wasilij Grossman "Życie i los"

O Grossmanie od czasu do czasu coś tam obijało mi się o uszy: że wybitny, wielki, jednym słowem koniecznie powinno się przeczytać, ale jakoś pozostawałam na jego książki obojętna. Może dlatego, że o wojnie? Aż nagle dojrzałam do lektury i postanowiłam przeczytać. Wypadło na "Życie i los" (W.A.B. 2011; przełożył Jerzy Czech), bo drugiej ("Wszystko płynie") akurat nie było w księgarni. Lekko się przeraziłam, gdy wzięłam do ręki tom nabrzmiały od ponad ośmiuset stron. Aż tyle o wojnie, jęknęłam w duchu. Cóż było robić, kosztował niemało, więc nie mogłam zdezerterować. I słusznie. To powieść, nie boję się tego powiedzieć, rzeczywiście wielka, wspaniała, wybitna, po prostu kawał LITERATURY! Teraz już wiem, że i tę drugą koniecznie muszę zdobyć i przeczytać.

Na początek kilka słów o autorze, bo kiedy wspominałam, co aktualnie czytam, nikt jakoś Grossmana nie kojarzył. Rosyjski pisarz "o żydowskich korzeniach" (cytuję z okładki), urodzony na początku zeszłego wieku na Ukrainie, zmarł w roku 1964. Autor opowiadań i kilku powieści. Obie wspomniane przeze mnie miały swoją premierę na Zachodzie, w Związku Radzieckim ukazały się dopiero w roku 1989, w Polsce wydano je początkowo w drugim obiegu. "Życie i los" historię miało dramatyczną: skonfiskowano maszynopis, na szczęście jeden udało się ocalić i przemycić na Zachód, gdzie został opublikowany już po śmierci pisarza.

Akcja tej monumentalnej powieści rozgrywa się w czasie kilku  miesięcy, które zadecydowały o losach drugiej wojny, a tym samym świata. Chodzi oczywiście o Stalingrad. Zwycięstwo Armii Czerwonej nad wojskiem hitlerowskich Niemiec odwróciło losy wojny. Ale ten szczęśliwy przełom okupiony ogromną ilością ofiar  i całkowitym unicestwieniem miasta, pozwolił potem Stalinowi dyktować warunki jego zachodnim sojusznikom. Co to oznaczało dla naszego zakątka Europy, wiadomo, co dla Rosjan też. Ale nie o przyszłości jest ta powieść, chociaż narrator od czasu do czasu do przodu wybiega, zapowiadając to, co się stanie. Bohaterami książki są członkowie inteligenckiej rodziny Szaposznikowów i ludzie jakoś z nimi związani. Ale przez karty powieści przewija się mnóstwo innych postaci, czasem też historycznych. Nie należy zniechęcać się, jeśli początkowo ten literacki tłumek myli się i miesza. Z czasem wszystko ułoży się, splecie w jedną całość, a my z zapartym tchem będziemy śledzić losy tych ludzi. Wojna rzuciła bohaterów w różne miejsca. Ktoś ukrywa się w ruinach obleganego Stalingradu, ktoś tam walczy, stawiając beznadziejny opór w słynnym oblężonym domu, ktoś dowodzi kompanią czołgów, ktoś jest pilotem, ktoś oficerem politycznym. Ale nie tylko na froncie i na jego tyłach rozgrywa się akcja powieści. Także w Kazaniu, gdzie z Moskwy ewakuowano wiele instytucji. W Kujbyszewie, gdzie mieszka w wynajmowanej klitce jedna z sióstr. Na kałmuckich stepach, w getcie jakiegoś ukraińskiego miasteczka, w obozie jenieckim, w łagrze na dalekiej Syberii i wreszcie na Łubiance, stalinowskim więzieniu. Chociaż wydaje się to niemożliwe i nieprawdopodobne, to jednak we wszystkich tych ciemnych, strasznych miejscach toczy się życie. Czy to schron, czy piwnica w oblężonym mieście, czy otoczony dom, w którym broni się rosyjski oddział, czy obozowy barak wszędzie ludzie próbują żyć. Toczą się rozmowy, uprawia się seks, kocha się kogoś, za kimś tęskni, na kogoś czeka, gotuje, je, pije, żartuje, śpiewa, dyskutuje i kłóci. I tylko czasami w tę wojenną zwyczajność wtargnie z nagła coś okrutnego: jakaś egzekucja, czyjaś śmierć. Jak iskra, jak grzmot, który zaraz ucichnie. I chociaż trwa to zwykle chwilę a bohaterowie, szczególnie ci na froncie i ci w obozach, wydają się być znieczuleni na wojenne zło, nie mogą wypędzić spod powiek niechcianych koszmarów. A wraz z nimi obuchem po głowie dostaje czytelnik. Nie ma co ukrywać: jest w tej powieści wiele szarpiących trzewia scen. Szczególnie mocne i przejmujące są te opowiadające o losach Żydów zamkniętych w gettach ukraińskich miast, schwytanych na obrzeżach Stalingradu. Poznajemy historię kilkorga z nich. Jadą jednym z transportów do obozu. Mnie najbardziej poruszyła opowieść o Dawidzie, chłopcu wysłanym przez matkę z Moskwy do babci na Ukrainie. Wydawało się, że tam będzie bezpieczniej. Do czasu. Towarzyszymy mu i innym do tragicznego końca. Trudno zapomnieć poetycko-realistyczny obraz ich śmierci w komorze gazowej. Równie okrutne i bolesne są sceny przesłuchań na Łubiance, a jeszcze mocniejsze obrazy pędzonych do niewoli niemieckich jeńców wojennych. W łachmanach, owinięci czym popadnie, często bosi, głodni i zmarznięci niedawni triumfatorzy wędrują czwórkami na Sybir. Wielu nie dotrze. Grossman z całą bezwzględnością pokazuje okrucieństwo wojny, pochylając się z litością nad każdym. I nad rosyjskim żołnierzem, i nad niemieckim. Każdy z nich miał jakieś swoje przedwojenne, zwyczajne życie. Ktoś kochał literaturę i muzykę, ktoś był inżynierem, ktoś studentem, a ktoś robotnikiem. Wojna ich zrównała, zapędziła do ziemianek, schronów i okopów. Jednych zaraziła nienawiścią, innych nie pozbawiła ludzkich odruchów. Ktoś, nawet w chaosie wojny, ocali w sobie człowieczeństwo i zamiast mścić się na na wrogu, podaruje mu kromkę chleba, nie bardzo wiedząc dlaczego, inny nie dostrzeże w nim człowieka i kopnie jak psa, zabijając.

Równie przejmujący jest obraz zrównanego z ziemią, oswobodzonego Stalingradu. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze parę miesięcy wcześniej toczyło się tu normalne życie. Jeszcze trudniej, że kiedyś to miasto, jak wiele innych, zmartwychwstanie. Kiedy razem z jedną z bohaterek wędrujemy po morzu gruzów, kiedy razem z nią szukamy jej domu, sklepów, w których robiła zakupy, teatru, kawiarni, do której chodziła, jesteśmy przerażeni i bezradni.

Ale życie bohaterów zrujnowała nie tylko wojna. Przetoczył się po nich także walec komunizmu. Wśród postaci przewijających się przez karty powieści nie ma zajadłych wrogów systemu. Przeciwnie, jest pomiędzy nimi wielu ideowych komunistów, którzy swoje przekonania wykuwali jeszcze w czasach Lenina. Długo ufali Stalinowi, popierali kolektywizację wsi, wierzyli, że oskarżani i skazywani w czystkach 1937 roku byli winni. Teraz, w czasie wojny wielu z nich zostanie wystawionych na próbę. W wielu zacznie się budzić świadomość niesprawiedliwości i okrucieństwa systemu. Ta powieść pokazuje z jednej strony nieprawości stalinizmu: fałszywe oskarżenia, sfingowane procesy, donosicielstwo, strach, nieufność, łamanie ludzi, zsyłki do łagrów, rodzący się antysemityzm i niechęć do innych narodów niż rosyjski, z drugiej kształtowanie się pod wpływem wojny rosyjskiej świadomości narodowej i ustroju narodowo-państwowego. To wtedy powstał mit wojny ojczyźnianej, mit wielkiego narodu rosyjskiego, który oswobodził Europę, mit żywy do dziś. Losy jednostek splatają się z losem narodu. Jedna z bohaterek przypomina sobie wszystkie nieszczęścia, które dotykając narodu, nie oszczędziły jej rodziny:

"Epoka powszechnej kolektywizacji, rok trzydziesty siódmy, los kobiet, które trafiły do obozów jako żony represjonowanych, los ich dzieci, które zabrano do domów dziecka... Postępowanie Niemców z jeńcami, wojenne nieszczęścia i porażki, wszystko to dręczyło ją, pozbawiało spokoju tak samo, jak nieszczęścia we własnej rodzinie."

Powieść Grossmana nie byłaby zapewne tak interesująca i wstrząsająca, nie dotykałaby tak mocno prawdy o ludzkim życiu i losie, gdyby nie historie bohaterów. Im dalej, tym lepiej ich poznajemy, tym mocniej przeżywamy ich losy, które coraz bardziej się komplikują. Dylematy moralne, życiowe wybory najwyższej wagi, poświęcenie, cierpienie, strata, miłość, także ta niechciana, bo nielegalna niosąca duchowe męki, małość i wielkość człowieka. To wszystko brzmi górnolotnie i ogólnikowo, ale rozpisane na konkretne ludzkie historie porusza. Pokazuje to, co stanowi sedno naszego życia. Cały jego tragizm i ulotne piękno.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty