Mark Slouka "Widzialny świat"

Książka amerykańskiego pisarza, prawdopodobnie syna czeskich emigrantów, Marka Slouki, "Widzialny świat" (Czarne 2010; przełożył Sebastian Musielak) trochę się na mojej półce przeleżała. Dziś już nawet nie pamiętam, dlaczego ją kupiłam. Pewnie coś na jej temat usłyszałam. A kiedy wreszcie ostatnio po nią sięgnęłam w ramach wdrożonego niedawno planu wyciągania z półki nie tylko tego, co nowe, ale i najstarszych zasobów, połknęłam ją w ciągu kilku dni (muszę przyznać, że nie jest to tom opasły, ale też i nie całkiem mizerny). Ta powieść po prostu mnie ujęła. Nie jest oczywiście arcydziełem, nie może się równać z takimi "Przypadkami inżyniera ludzkich dusz" Skvoreckiego, ale przecież nie samymi arcydziełami czytelnik żyje. A porównanie ze Skvoreckim nie jest zupełnie przypadkowe. Bohaterowie obu książek to czescy emigranci albo potomkowie takich (podobnie jak pisarze). Obaj snują swoją opowieść na dwóch planach czasowych: współczesnym i wojennym. Zdarzenia współczesne rozgrywają się w Ameryce (odpowiednio w Stanach i Kanadzie), a minione w Czechosłowacji okresu wojny (u Skvoreckiego także później). Na tym podobieństwa się kończą. Powieść Skvoreckiego jest oczywiście znacznie bogatsza pod każdym względem, także językowym, co genialnie oddał tłumacz Andrzej Jagodziński. Nie ma co owijać w bawełnę: jest to po prostu książka wybitna i każdy miłośnik literatury poważnej powinien się z nią zmierzyć. I niech nikogo nie odstrasza jej rozmiar: po zakończeniu lektury popadłam niemal w rozpacz, że to już, że muszę rozstać się z bohaterami, że muszę opuścić świat wykreowany przez autora. A przydarzyło się to nie tylko mnie. No ale nie o Skvoreckim mam dzisiaj pisać (zainteresowanych odsyłam do mojej notki). Przejdę zatem do "Widzialnego świata".

Narrator wspomina dzieciństwo i młodość spędzone w domu swoich rodziców, czeskich emigrantów. Przeszłość przefiltrowana jest przez pamięć dziecka. Chaotycznie wracają do niego obrazy, a to przyjaciół rodziców, którzy bywali w ich mieszkaniu, a to zdarzeń, których znaczenie pojął dopiero po latach. Za znajomymi ciągną się ich historie, czasem śmieszne, czasem smutne czy tragiczne. Każdy ma jakieś korzenie w wojennej Czechosłowacji. Każdy wydaje się w jakiś sposób niezwykły, przynajmniej w oczach dziecka, a czy tak jest naprawdę, nigdy się już nie dowiemy, większość z nich nie żyje. Czy historie zapamiętane przez narratora wydarzyły się naprawdę? Trudno stwierdzić, czasem po latach  przez przypadek poznawał zupełnie inną wersję zdarzeń, często niestety mniej przyjemną. Która jest prawdziwa?

Pierwsza część powieści ma urok świata widzianego oczyma dziecka. To rozmowy podsłuchiwane z dziecięcego pokoju przez szparę w drzwiach. To krótkie spotkania z barwnymi znajomymi rodziców, którzy na chwilę wpadali do pokoju synka gospodarzy. To wspomnienia wakacji spędzanych w domku nad jeziorem. Wszystko ma urok dzieciństwa, dziecięcych wspomnień. Ale nad tym z pozoru szczęśliwym okresem unosi się pewna tajemnica, z której narrator jako dziecko nie do końca zdawał sobie sprawę. Im był starszy, tym więcej widział i rozumiał. To tajemnica jego rodziców, a ściślej matki.

"W czasie wojny matka poznała mężczyznę. Po tej historii, jak po każdej dobrej historii miłosnej, pozostały spustoszenia i broczące rany. Na jesieni 1942 roku było już po wszystkim. W maju tamtego roku czescy partyzanci dokonali w Pradze zamachu na Reichsprotektora Reinharda Heydricha i jak łatwo zgadnąć, krajem targały okrutne represje (...)"

To cytat z pierwszej strony. Tym człowiekiem nie był oczywiście ojciec narratora. Kto nim był? Kim był mężczyzna, o którym jego matka nie mogła zapomnieć do końca życia? Kim był mężczyzna, który cały czas swoim wspomnieniem rywalizował z jego ojcem? Kim był mężczyzna, z którego wspomnieniem nawet on, syn, musiał dzielić się matką? Kim był ten, który w pewnym sensie mu ją zabrał? Tego narrator próbuje się dowiedzieć od czasów swojej młodości. Bezskutecznie. Nawet wizyta w Pradze niewiele daje. Nikt nie pamięta tamtej historii. Ale próbując odkryć prawdę o rodzicach, odkrywa prawdę o czasie wojny. Sielskie obrazy dzieciństwa mieszają się w powieści z jej okrucieństwem: represjami, aresztowaniami, przesłuchaniami, masowymi egzekucjami. Większość nawiązuje do autentycznej historii zamachu na Heydricha i tego, co działo się potem. Tak jak tamte wspomnienia i te nie mają charakteru linearnego ani jednoznacznego. Wszystko jest kwestią pamięci i wszystko wraca zgodnie z jej kapryśną logiką. Co może zrobić narrator dręczony tajemnicą matki, której nie jest w stanie odkryć? Może ją sobie wyobrazić. I tak właśnie robi. Zrezygnowany, znużony bezskutecznymi poszukiwaniami wyobraża sobie zdarzenia, które rozegrały się w roku 1942 w Czechosłowacji i które zaważyły na całym życiu rodziców, rykoszetem trafiając także jego. Ostatnia, najkrótsza, część powieści to łapiąca za serce historia miłosna z wojną w tle. Najprawdziwszy, sentymentalny melodramat. Taki, w którym miłość przegrywa z obowiązkiem. Także najprawdziwsze wojenne dylematy i tragedie. Pytania o koszty heroicznych czynów. Obowiązek, honor, zdrada, wierność, rozpacz. Przypadek, który ratuje. Co z tego, kiedy potem trzeba borykać się z ciężarem pewnej myśli. Może bywają w życiu takie sytuacje, kiedy myśli sobie, że lepiej było zginąć niż ocaleć? Całkiem prawdopodobne, że komuś ta historia wyda się nazbyt sentymentalna i banalna. Mnie ujęła i wzruszyła.

I na koniec jeszcze słów parę o języku. Oszczędnym i poetyckim zarazem. Oto próbka:

"Dwa razy dziennie wychodzili w deszcz i zbierali wszelki półsuchy chrust, wyłamywali sosnom gałązki z ich kłujących serc, zaglądali pod obwisłe gałęzie w poszukiwaniu suchych szyszek."

To jeszcze jedna zaleta tej powieści dodająca jej melancholijnego uroku. Niech sobie ktoś myśli, co chce, mnie się "Widzialny świat" spodobał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty