"Jak spędziłem koniec lata". Najlepszy film zeszlorocznego Berlinale?

Od czasu do czasu miłość do kina wiedzie mnie na manowce. Mówiąc wprost, muszę po prostu napisać, że przynosi rozczarowanie. Jeśli się ogląda tyle filmów, nie wszystko musi się podobać, to jasne, ale najbardziej nie lubię rozczarowań takich, jak to: kiedy nastawiam się na nie wiadomo jak wspaniały film, na przeżycie duchowej ekstazy, a tu nic! Tak właśnie jest z rosyjskim filmem "Jak spędziłem koniec lata". Nagrody aktorskie na Berlinale (doceniam, szczególnie Grigorija Dobrygina w roli Pawła), za zdjęcia (też zgoda), ale już opinie, że to najlepszy film zeszłorocznego festiwalu w Berlinie, dziwią mnie. Naprawdę najlepszy? Problem nie tkwi w tym, że to kino ekstremalne: ponad sto dwadzieścia minut widz obcuje tylko z dwoma bohaterami obsługującymi stację meteorologiczną na niezamieszkanej wyspie gdzieś w arktycznej części Rosji. Pustka, mgła, skały, szarość otaczającej przyrody, dwóch różnych mężczyzn skazanych tylko na siebie i emocje momentami rzeczywiście sięgające zenitu. Film ogląda się bardzo dobrze, te dwie godziny minęły, sama nie wiem kiedy, ale po seansie, po raz kolejny ostatnio, przyszło mi westchnąć: tylko tyle? I chociaż z napięciem śledziłam dramatyczny przebieg wypadków, to jednak pozostałam obojętna na los Pawła i Siergieja. Ten film jest jak wielki, nadmuchany balon: kiedy spuścić powietrze, niewiele zostaje. Ale oczywiście każdy ma prawo do swoich ocen, pewnie niektórzy się zachwycą. A kto już widział, może przeczytać ciąg dalszy, aby dowiedzieć się, dlaczego ja się nie zachwyciłam. Zapraszam

Może moje rozczarowanie tym filmem bierze się z niezrozumienia warunków, w jakich przebywają Siergiej i Paweł? Myślę tu o zagrożeniu skażeniem radioaktywnym, które emituje jakieś urządzenie znajdujące się na wyspie. Co to jest? Czemu służy? Powie ktoś, że to nieistotne, nieważne. Tak jednak nie jest. O tym, że coś takiego jest na wyspie, dowiadujemy się w pierwszej scenie, kiedy Paweł prowadzi przy tym czymś samodzielnie pomiary, a potem zdawkowo informuje Siergieja, że promieniowanie jest duże. Ten jednak zdaje sie nie przejmować tą informacją, a i Paweł o tym zapomina. I kiedy pod koniec skażenie radioaktywne okazuje się nagle najważniejszą kwestią filmu, poczułam się oszukana. Dlaczego? Bo nie o tym była ta opowieść! Reżyser i scenarzysta wywiedli mnie w pole, ale wcale nie jestem pewna, czy takie było ich założenie. Wszak cały czas budują napięcie wokół relacji między dwoma całkiem różnymi mężczyznami skazanymi na siebie.

Siergiej, starszy, mieszka na wyspie od lat, pracował z różnymi ludźmi, widział niejedno. Wie, jakie zagrożenia niesie przyroda, wie, co życie w izolacji, w surowym, dzikim otoczeniu może zrobić z ludźmi, jaki wybuch emocji potrafi wywołać zwyczajna sprzeczka. Jest małomówny, raczej spokojny i chyba lubi swoją pracę i swoje przebywanie na tej pustej, omiatanej wiatrem i mgłami wyspie. Czas upływa mu jednostajnie na odczytywaniu pomiarów, przekazywaniu ich gdzieś w świat, na codziennych czynnościach. Jedyną rozrywką jest połów ryb gdzieś w lagunach. Potem wędzi je, aby zrobić z nich prezent dla żony, z którą kiedyś tu mieszkał. Nawet na wieści od niej i synka początkowo wydaje się być obojętny. Ożywia się dopiero później. Zupełnie inny jest Paweł. Dużo młodszy, inaczej ubrany (w takim stroju spokojnie mógłby pokazać się w mieście), słucha ostrej muzyki, w wolnych chwilach gra w gry komputerowe. Momentami zachowuje się z dziecięcą radością: skacze po beczkach, wiruje na radarze (?) niczym na karuzeli. Dlaczego tu pracuje? Bo nie znalazł innego zajęcia? Bo chce przeżyć przygodę? A może też lubi takie życie? Jest niedoświadczony, musi podporządkować się poleceniom Siergieja i słuchać jego rad. Nie zawsze wszystko zrobi, jak trzeba, ale i Siergiej pozwala sobie na zlekceważenie regulaminu, kiedy wypływa na ryby i pozostawia na stanowisku niedoświadczonego kolegę. Paweł próbuje chyba nawiązać jakąś bliższą więź z małomównym towarzyszem, przełamać dzielącą ich barierę. Temu prawdopodobnie służy pytanie: "Dlaczego pan jest taki?" (cytat z pamięci). Taki, czyli jaki? Milczący, zamknięty w sobie, surowy, sztywny?

Napięcie zacznie rosnąć, kiedy Paweł nie przekaże Siergiejowi tragicznej wiadomości o śmierci żony i synka. Pod wpływem ostrzeżeń radiotelegrafistów i wcześniejszych opowieści Siergieja boi się jego reakcji i dlatego chyba nie chce mu powiedzieć tego osobiście. Będzie milczał również wtedy, kiedy zorientuje się, że kartkę z telegramem zdmuchnął wiatr. A potem już brnie. To znany psychologiczny mechanizm: jeśli nie zmierzymy się z czymś przykrym od razu, potem boimy się tym bardziej. Na domiar złego Siergiej raptem ożywia się i z uczuciem, które wcześniej skrywał, opowiada o żonie i synku. Paweł miota się, nie wie, co robić, próbuje przeczekać, aż nadejdzie ratunek z zewnątrz. Wtedy nie będzie sam. On wie, zna tragiczna prawdę, a Siergiej, nieświadomy niczego, raptem cieszy się życiem. Ostatnie beztroskie, szczęśliwe chwile. Swojego zaniechania Paweł omal nie przypłaci życiem podczas samotnej wyprawy, na którą wyrusza, aby sprowadzić Siergieja, który łowi ryby w lagunie. Surowa przyroda pokazuje, kto tu rządzi: mgła, zmieniające się gwałtownie warunki atmosferyczne, niedźwiedź. Napięcie rośnie, film z psychodramy powoli zmienia się w thriller.

Kiedy wreszcie Paweł uratowany przez Sergieja powie mu prawdę, okaże się, że jego lęk był uzasadniony. Dlaczego Siergiej do niego strzela? Z rozpaczy? Z szaleństwa? Ze złości, że kolega zataił przed nim tragiczną wiadomość? Paweł zamienia się w uciekiniera, a film jeszcze bardziej zmierza w stronę thrillera. Młody mężczyzna zachowuje się jak ścigane zwierzę: poobijany, głodny, przemarznięty, brudny, ze strachem w oczach walczy o przetrwanie. Jeszcze niedawno radosny, zadowolony z życia, teraz zdegradowany do swojej fizyczności, zaszczuty. Czy rzeczywiście Siergiej jest taki groźny? Czy kiedy wyrusza tropem Pawła, jest gotowy go zabić, czy po prostu chce go sprowadzić z powrotem do bazy? Ja miałam wrażenie, że to drugie. Ale może napad szału minął mu dopiero później? Może słusznie Paweł uciekał? I kiedy nagle napięcie opada, kiedy dochodzi do pojednania, kiedy lęk okazał się  może tylko wytworem wyobraźni, wtedy właśnie okazuje się, że prawdziwym zagrożeniem jest napromieniowanie.

Tu pojawiają się kolejne pytania. Czy Paweł napromieniował ryby celowo, żeby zaszkodzić Siergiejowi, czy zrobił to bezmyślnie, dotykając ich skażonymi dłońmi? I czy o takie pytania chodziło scenarzyście i reżyserowi, czy też stawiam je, bo ten film jest pęknięty? Dlaczego Siergiej decyduje się zostać na wyspie? Dlaczego nie jedzie, aby się przebadać jak Paweł? A co z pogrzebem żony i synka? Czy to nieważne? W takim razie skąd wcześniejszy wybuch emocji?

Kiedy stawiam takie zdroworozsądkowe pytania filmowi uznanemu za znakomity, najlepszy, zawsze myślę sobie: "A może to z twoją wrażliwością jest coś nie tak? Może nie dostrzegasz arcydzieła w arcydziele? Może arcydzieło, nawet jeśli kręcone jest w konwencji realistycznej, nie musi trzymać się trywialnego prawdopodobieństwa?" Ale wtedy przychodzi otrzeźwienie: wszak mam prawo do swojego odbioru i cóż poradzę na to, że znowu nie zachwyca!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty