O książce Ala al-Aswaniego "Chicago" (Smak Słowa 2010) dowiedziałam się dzięki audycji radiowej. Pewnie nie byłoby rozmowy na jej temat, gdyby nie zainteresowanie Egiptem i krajami północnej Afryki w związku z rozruchami, które ogarnęły te tereny. Od razu zdradzę, że powieść egipskiego pisarza czyta się znakomicie. To taka literatura, dla której można zarwać noc. Nie dość, że opowiadane historie są interesujące, to dodatkowo ciekawość czytelnika jest umiejętnie pobudzana przez autora dzięki kompozycji. Ta wielowątkowa powieść, której akcja toczy się w Chicago na początku XXI wieku, ma licznych bohaterów. Ich historie opowiadane są naprzemiennie, a autor ma zwyczaj przerywać je w najbardziej emocjonującym momencie, aby zacząć towarzyszyć kolejnej postaci. Co stanie się dalej, czytelnik dowie się po przeczytaniu kilkunastu lub nawet kilkudziesieciau stron, śledząc w tym czasie zdarzenia równie ciekawe. Kilkakrotnie miałam ochotę przewertować kolejne strony po to tylko, aby natychmiast dowiedzieć się, jak potoczą się dalej losy porzucanego właśnie bohatera. Już dawno nie towarzyszyła mojej lekturze taka zwykła, czytelnicza niecierpliwość.
Akcja powieści rozgrywa się w Chicago przede wszystkim na uniwersytecie medycznym, na którym studiuje liczna grupa stypendystów egipskich robiących doktoraty. Na ogół są bardzo zdolni i niezwykle pracowici. Zdobycie naukowego tytułu na amerykańskiej uczelni jest dla nich szansą na karierę po powrocie do kraju. Jak łatwo zgadnąć, autor rozpościera przed czytelnikiem panoramę różnych postaw i życiowych dróg. Jest więc Tarik, uporządkowany, systematyczny, solidny, raczej poważny i ponury, któremu dnie upływają na rutynowo powtarzanych czynnościach, przede wszystkim na rzetelnej nauce. Tak będzie dopóki się nie zakocha w swojej koleżance, która właśnie przybyła na stypendium. Szajma to czterdziestoletnia panna (według kryteriów egipskich nie singielka, lecz po prostu stara panna) z Tanty. I chociaż to miasto uniwersyteckie w oczach pochodzącego z Kairu Tarika Szajma jest wieśniaczką. Małżeństwo z nią byłoby dla niego mezaliansem, jest przekonany, że stać go na lepszą partię. Z jej strony to pierwsze wielkie i szczere uczucie, które spadło na nią, kiedy już zwątpiła w zamążpójście. Zbliża ich do siebie samotność i poczucie obcości z daleka od ojczyzny. Oboje są wierzącymi muzułmanami, ale namiętność spowoduje, że złamią religijne zasady. Szczególnie ona okupi to rozterkami duchowymi i wyrzutami sumienia, i lękiem o swoją przyszłość. Jeśli Tarik nie ożeni się z Szajmą, będzie zhańbiona i ostatecznie straci szansę na małżeństwo. Takie zasady jej wpojono, takie wychowanie odebrała. To ona ryzykuje, bo jest kobietą, mężczyzna nie. On będzie usprawiedliwiony, żadne odium na niego nie spadnie. Nawet pobyt w Stanach, na amerykańskim uniwersytecie, wśród amerykańskich studentów nie rozluźnia norm obyczajowych, jakimi kieruje się Szajma.
Podobnie jest z drugą bohaterką, Marwą, żoną czarnego charakteru, karierowicza i aparatczyka Danany. Danana jest wyjątkowo śliskim typem, robi karierę nie dzięki swojej pracowitości czy zdolnościom, lecz dlatego, że wysługuje się władzom egipskim. Jest przewodniczącym związku studentów egipskich, utrzymuje ścisłe kontakty z pracownikami konsulatu i ambasady, głównie z pewnym pracownikiem służby bezpieczeństwa, a jego rolą jest infiltracja środowiska, szczególnie studentów, którzy mieli zatargi z władzą na tle politycznym. Danana dla kariery jest gotów na każde świństwo, a żonę, z którą ożenił się dla pieniędzy, traktuje przedmiotowo. Los Marwy jest nie do pozazdroszczenia. Szybko pozbywa się złudzeń związanych ze świeżo poślubionym małżonkiem, odkrywa jego wady, a szczególnym koszmarem jest dla niej seks. Wychowana tradycyjnie, nie wie, czego może oczekiwać i wymagać, zaciska zęby i biernie godzi się na los poniewieranej, wykorzystywanej żony, tym bardziej, że nie znajduje wsparcia ze strony rodziców, którzy dotąd ją rozpieszczali. Matka powie jej tylko, że z czasem na pewno przekona się do męża, zreszta rolą kobiety nie jest oczekiwanie rozkoszy w tej sferze życia.
Jeszcze inny jest Nadżi, poeta, który medycynę studiuje tylko po to, aby móc pisać wiersze. Nadżi ma kłopoty polityczne, w Egipcie siedział w więzieniu, był torturowany, mimo to zamierza powrócić do ojczyzny, bo tam jego miejsce. Jest człowiekiem ideowym, bezkompromisowym, mającym swoje zdanie, gotowym wdać się w spór polityczny czy ideowy. Nie potrafi stać z boku i nawet w Chicago wykorzysta okazję do działalności politycznej. Jest muzułmaninem, ale nakazów religijnych przestrzega dość swobodnie: pije wino, wdaje się w namiętny romans z amerykańską żydówką i nie ma z tych powodów religijnych wyrzutów sumienia.
Poznajemy też historie trzech Egipcjan ze starszego pokolenia. To około sześćdziesięcioletni profesorowie medycyny, którzy Egipt opuścili trzydzieści lat temu i w Stanach pozostali na stałe, robiąc tu dzięki swojej pracowitości, wytrwałości i zdolnościom kariery naukowe. Jeden z nich, Karam, egipski Kopta, jest wybitnym kardiochirurgiem. Różne były powody, dla których zdecydowali się nie wracać do kraju. Różnie po latach patrzą na swoją dawną ojczyznę. Rafat z gorliwością neofity pogardza Egiptem i Egipcjanami, jest ślepo zapatrzony w Amerykę, wielbi wszystko, co amerykańskie, uważa się za Amerykanina, ale córkę potraktuje raczej jak Egipcjanin. Inny profesor, Salah, przeżywa właśnie kryzys. Dokonuje życiowego bilansu i odkłamuje swoją przeszłość. Przyznaje się przed sobą do prawdziwych motywów, jakimi kierował się w przeszłości, decydując się na opuszczenie Egiptu, a potem małżeństwo z Amerykanką. Ogarnia go nagła tęsknota za krajem i poczucie życiowej klęski.
Wśród tej mozaiki egipskich bohaterów jest też para amerykańska. To Graham, niegdyś hipis, buntujący się przeciwko mieszczańskiemu życiu, brudom polityki i wojnie w Wietnamie. Otoczony szacunkiem i nimbem dawnej sławy, wolnomyśliciel i człowiek, który w momencie kryzysu potrafi przypomnieć sobie, jak żył kiedyś i w imię miłości ograniczyć swoje potrzeby. Jego towarzyszką życiową jest, dużo młodsza od niego, czarna Carol, która nie może znaleźć pracy ze względu na kolor skóry. Chociaż oczywiście nikt nie powie jej tego wprost, bo przecież nie może, jest przekonana, że właśnie z tego powodu jej starania o kolejne posady kończą się niepowodzeniami.
Wszyscy ci bohaterowie i jeszcze kilku innych, o których nie wspomniałam, są znakomicie scharakteryzowani, a ich losy ciekawe. Poznajemy tych ludzi w momentach przełomowych i ważnych, a ich historie kończą się w sposób nieoczekiwany. Jak, oczywiście nie będę zdradzać.
W akcję wpleciony jest też wątek sensacyjno-polityczny związany z przygotowywaną w Stanach wizytą prezydenta Mubaraka, który ma też odwiedzić Chicago i w konsulacie spotkać się z miejscowymi Egipcjanami, między innymi stypendystami z uniwersytetu medycznego. Samo spotkanie, które stanowi kulminacyjny moment powieści, przedstawione jest w sposób, który nam może się wydać groteskowy, ale przypuszczam, że jest prawdziwy. Sterowany entuzjazm zgromadzonych, czołobitne, wiernopoddańcze, wazeliniarskie mowy, aktywność służb specjalnych i bezwzględność samego Mubaraka traktowanego przez pracowników konsulatu jak cesarz, a może adekwatniejsze byłoby porównanie do faraona. Chociaż powieść opowiada o losach Egipcjan, którzy spotykają się w Chicago, to Aswani pisze też o sytuacji społecznej i politycznej w Egipcie. Potwierdza się to wszystko, co teraz wiemy dzięki wzmożonemu zainteresowaniu mediów spowodowanemu styczniowymi zamieszkami. Bieda, zacofanie, brak perspektyw, korupcja, nepotyzm, zamordyzm polityczny, wszechobecność służb specjalnych, tortury, bezradność tych, którzy się buntują. Dopełnia ten obraz narastający konserwatyzm religijny i obyczajowy, który szczególnie odbija się na losie kobiet. Ale dostaje się nie tylko politykom, również społeczeństwu egipskiemu. Autor wkłada w usta jednego z bohaterów takie słowa:
"... Egipcjan w ogóle nie obchodzi demokracja. Zresztą nie są do niej stworzeni. Egipcjanie intersują się na tym świecie wyłącznie trzema sprawami: religią, chlebem i swoimi dziećmi. Najważniejsza z tego jest religia. Można ich skłonić do rewolucji, tylko atakując ich wiarę."
Przynajmniej w tym punkcie diagnoza okazała się nietrafna: Egipcjanie wyszli na ulicę nie z powodu wiary, lecz raczej chleba. Ostrze krytyki dotyka też polityków amerykańskich, którym nie chodzi o demokrację w Egipcie, wolność w głoszeniu przekonań politycznych czy przestrzeganie praw jednostki, ale o zabezpieczenie swoich interesów. Polityka to cyniczna gra, nie szlachetne idee. Oczywiście żadne to odkrycie.
Ta powieść, którą tak świetnie się czyta, jest w gruncie rzeczy powieścią bardzo gorzką. Takie są losy wielu bohaterów i taki jest obraz społeczeństwa. Dobro tu niekoniecznie zatriumfuje, a zło wcale nie poniesie zasłużonej klęski. Ta gorzkość jednak stępiona jest trochę przez lekką formę, o której wspominałam. Dla jednych to pewnie zaleta, dla innych drobny minus. Tak czy inaczej niewątpliwie warto po nią sięgnąć, choćby po to, aby jeszcze lepiej poznać innego. Kto przeczytał ją kilka miesięcy temu, być może nie był tak bardzo zaskoczony tym, co wydarzyło się zimą w Egipcie. Polecam! I jeszcze jedno: na podkreślenie zasługuje bardzo staranne opracowanie powieści. Jest przedmowa profesora Marka Dziekana, są liczne przypisy objaśniające nie tylko arabskie słownictwo, ale także komentujące egipskie wydarzenia polityczne, o jakich mowa w książce, czy tłumaczące, kim są autentyczne postacie, do których odwołują się bohaterowie czy narrator. Tym bardziej polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz