To już siódma powieść Amosa Oza, jaką przeczytałam, i znowu coś zupełnie innego. Tym razem różne jest nawet miejsce: akcja toczy się w kibucu w roku 1966 i 1967. Już tylko dzięki temu książka byłaby bardzo interesująca, a to przecież zaledwie dekoracja. Czytelnik poznaje życie codzienne kibucników, świat zupełnie inny i nieznany. Mieszkańcy tworzą wspólnotę, wprawdzie żyją oddzielnie, w swoich własnych niewielkich mieszkankach, ale tak naprawdę trudno tu o samotność, izolację, intymność. Życie toczy się na oczach innych, nawet posiłki jada się wspólnie w kibucowej stołówce, zarząd decyduje o tym, do jakiej pracy ktoś zostanie skierowany. Niby można prosić o inne zajęcie, ale pole manewru jest jednak ograniczone. Pełno tu plotek, komentarzy, ludzkiej zawiści. O skandalach pamięta się całe lata. Mimo to niektórzy robią to, co chcą, nie przejmując się ludzkim gadaniem. Większości życie we wspólnocie bardzo odpowiada, ale nie wszystkim.
Jednym z bohaterów powieści jest dwudziestokilkuletni Jonatan, który marzy o wolności. Jonatan czuje, że musi coś w swoim życiu zmienić. Od pewnego czasu dusi się w kibucu, dusi się też w swoim małżeństwie, które on, bo nie jego żona, uważa za nieudane. Ma dość rutyny, zajęć, które go nie interesują i tego, że inni decydują za niego, mówią mu, co powinien zrobić, jak postępować, jaką pracę wykonywać. On chciałby żyć inaczej: może studiować, może podróżować, może poznać inny świat, inne kraje a nawet kontynenty. Jest naznaczony wojną i śmiercią. Jak każdy młody mieszkaniec Izraela służył w wojsku, ale ma też za sobą epizod wojenny, bo to lata konfliktu z Syrią. Poznał walkę, zobaczył śmierć towarzyszy, zabijał, sam o mało nie zginął. Tamte wspomnienia powracają. Wojna i zagrożenie ze strony sąsiednich państw są stale obecne nie tylko w życiu Jonatana, ale i w życiu innych mieszkańców wspólnoty. Mówi się o dywersantach, szpiegach, w pobliżu znajduje się spalona arabska wioska, której ruiny straszą niczym wyrzut sumienia. Ktoś tam kiedyś mieszkał, dziś spalone, porośnięte zielenią domy i meczet są celem wycieczek w wolne dni. Na zgliszczach urządza się pikniki. Nie rozmawia się o tych, którzy tu kiedyś mieszkali, a niektórzy zieją nienawiścią do arabusów, jak ich pogardliwie nazywają. Oczywiście sytuacja nie jest czarno - biała: taką samą nienawiść do Żydów żywią Arabowie. Wiadomo, konflikt nie do rozwiązania. Wojsko jest stale obecne w książce. Kiedy Jonatan nagle opuści kibuc, weźmie ze sobą cały swój żołnierski ekwipunek, łącznie z bronią, wszędzie będzie na swojej drodze spotykał żołnierzy, szukać go będzie między innymi jego dawny dowódca. Kiedy żyje się w poczuciu zagrożenia, ciągłej bojowej gotowości, kiedy się walczyło, użycie broni jest niezwykle proste. Chwilami wydaje się, że Jonatan z wielką łatwością zrobi użytek ze swojego karabinu, niczym desperat, o jakim czasem słyszymy. Tak, on jest takim desperatem, który dotąd wiódł na pozór spokojne życie, ale czara zawiedzionych nadziei, niespełnionych marzeń i tęsknot przelała się i coś pcha go ku szaleństwu.
Przeciwieństwem Jonatana jest Azaria, który pewnej deszczowej, zimnej nocy zjawia się w kibucu i koniecznie chce w nim zostać. On, samotny rosyjski Żyd, doświadczony przez życie, o nie do końca odkrytej, ale strasznej, przeszłości, marzy o życiu we wspólnocie, a idea ruchu kibucowego wydaje mu się wspaniała. Azaria, jak Jonatan, jest marzycielem. Bez przerwy wyobraża sobie swoją wspaniałą przyszłość, uznanie, jakie zdobędzie w świecie polityki i w Izraelu. Wydaje mu się, że posiadł prawdę, znalazł panaceum na bolączki swojej ojczyzny (w tym trochę przypomina Fimę, bohatera powieści Oza pod takim właśnie tytułem, o której jakiś czas temu pisałam). Jeśli w tym momencie ktoś nabral przekonania, że Azaria jest pyszałkowatym, niesympatycznym, zadufanym w sobie człowiekiem, popełnia błąd. Jego rojenia i przemowy nie mają w sobie nic z zadufania. To nieszczęśliwy, samotny, pełen kompleksów i poczucia winy człowiek, którego życie nie oszczędzało, łaknący ludzkiej życzliwości, zainteresowania i miłości. Życzliwy ludziom i szczerze skory do pomocy. Nie poznamy przyszłości Jonatana i Azarii (ten drugi traktuje tego pierwszego jak brata i przyjaciela), śledzimy tylko rok z ich życia, ale wydaje sie, że z nich dwóch to ten tajemniczy przybysz jest w stanie do czegoś w życiu dojść, zrealizować przynajmniej cząstkę swoich marzeń.
Inny ważny problem poruszany w powieści to odwieczny konflikt pokoleń. Jolek, ojciec Jonatana, nie rozumie nie tylko swojego syna, ale i jego rówieśników. Zarzuca im bezideowość, życie dniem codziennym, pogoń za przyjemnościami, myślenie o sobie, a nie o wspólnocie (wspólnota to nie tylko kibuc, ale przede wszystkim Izrael), jakąś wewntętrzną słabość, miękkość, brak zdecydowania, roztkliwianie się nad sobą. Jolek należy do pokolenia pionierów, tych, którzy byli świadkami powstania państwa, o którym marzyli i o którego kształcie decydowali. Ma poczucie klęski: państwo wprawdzie powstało, ale pierwsze pokolenie urodzone w wymarzonej ziemi obiecanej jest nie takie, jak miało być. I to oni je takim stworzyli, chcąc im oszczędzić trudów, które sami ponosili. Jolek to kolejna ciekawa postać w tej powieści. Dawny lewicowy polityk, zasiadał w Knesecie, był ministrem jednego z rządów, teraz jest sekretarzem kibucu, który zakładał. Głosi zdecydowane poglądy, również na temat bieżącej polityki. Jest szanowany i podziwiany. Ale ma swoje drugie, domowe oblicze. Żona, przynajmniej chwilami, go nienawidzi, uważa, że zmarnowała przez niego życie. Takich wybuchów nienawiści, jakie od czasu do czasu prezentuje Chawa, dawno w literaturze nie spotkałam. Syn również ma do ojca pretensje i żal.
W powieści Oza aż roi się od nietuzinkowych, barwnych, niezwykłych, dziwacznych postaci. Niektóre poznajemy bliżej, inne zaznaczone są cienką, subtelną kreską, ale nawet kilka informacji sprawia, że bohater żyje, jest postacią z krwi i kości. Chciałabym tu jeszcze wspomnieć o Rimonie i Sruliku.
Rimona jest żoną Jonatana, cichą, uległą, spokojną. Ona jedna rozumie odejście swojego męża, nie rozpacza, bo wie, że tego potrzebował. Kiedy zechce, wróci. Godzi się ze światem, nie buntuje, przyjmuje to, co życie jej przynosi, także cierpienie i drugą miłość. Chce wszystkimi się opiekować i wszystkim pomagać. Swoją uległością może drażnić i irytować. Przez większość traktowana jest pobłażliwie lub wręcz niechętnie jako osoba trochę dziwna, może nawet niespelna rozumu. Ale Rimona, trochę duże dziecko, ma swoją wrażliwość, mądrość i głębię. Słucha muzyki, szczególnie Bacha, i jest zafascynowana życiem wielodzietnej rodziny kompozytora. Może tu tkwi klucz do tej postaci? Rimona mówi o nich:
" Pani Bach, z tymi dziećmi na głowie, nie miała czasu, żeby się nim zajmować. Na pewno musiał pomagać w praniu i gotowaniu, pożyczać pieniądze, kupować węgiel, bo to działo się zimą, w Niemczech. Było mu bardzo ciężko, a jednak czasami udało mu się wyrazić tak intensywną radość."
Może tu tkwi remedium na niepokoje Jonatana i Azarii? Może tylko od naszej woli i samozaparcia zależy, czy mimo codziennej rutyny, w którą jesteśmy uwikłani, uda się stworzyć coś, spełnić przynajmniej cząstkę marzeń i nie dać się przyziemnej egzystencji?
I jeszcze Srulik, z pokolenia pionierów, przyjaciel Jolika, wiecznie w cieniu innych, na drugim planie, samotny. Zastanawia sie nad przemijającym czasem i nad tym, czy nie zmarnował życia. czy mógł je przeżyć inaczej? Nie bardzo rozumie ludzi, ale przygląda się im z życzliwością, nawet jeśli nie pochwala ich wyborów. Tacy jesteśmy, trudno, trzeba się z tym pogodzić, zdaje się myśleć. Kiedy trzeba będzie, przejmie odpowiedzialność za kibuc i ku swojemu zdumieniu nauczy się decydować. W pierwszej części powieści nieco w cieniu, w masie innych postaci, w drugiej wyrasta na jednego z ważniejszych bohaterów. To jego dziennik, który poznajemy w drugiej części, jest źródlem refleksji o życiu, cierpieniu, istocie zła, przemijaniu, rutynie, powtarzalności, rozpadzie. I chociaż w takiej wyliczance brzmi to banalnie, banalne nie jest. Czy istnieje miłość? Jak jest możliwa, skoro wszystko stoi z nią w sprzeczności? Skoro krzywdzimy siebie i nienawidzimy? Jak złagodzić ból istnienia: samotnością czy ekstazą? Oto pytania, które stawia sobie Srulik i chyba nie tylko on.
Kończę ze świadomością, że nie wyczerpałam tematu i nie odkryłam calego bogactwa i mądrości powieści Amosa Oza. Jak zawsze raczej smutnej, niż wesołej, melancholijnej, niż pogodnej, ale dotykającej spraw najważniejszych. A symbolem smutku i melancholii jest deszcz padający na spowity w ciemności kibuc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz