Ten wietnamski film trochę przypomina mi niedawno obejrzany "Miód". I tam i tu bohaterem jest kilkuletni chłopiec. Świat poznajemy jego oczami, w życie obu wkracza śmierć, filmy są poetyckie, skupione na obserwacji, na obrazie, na pokazywaniu detalu, wiele w nich niedopowiedzeń. Tyle skojarzeń. Sporo jednak te filmy różni. Przede wszystkim w "Nie bój się, Bi" znacznie więcej się dzieje, przysłuchujemy się rozmowom toczonym przez bohaterów, podczas gdy w filmie tureckim często towarzyszy widzowi cisza. No i tytułowy Bi nie jest głównym bohaterem tej opowieści. Wszyscy są tu ważni: i jego matka, i ojciec, i ciotka, i dziadek. To opowieść o tych ludziach, o wzajemnych relacjach rodzinnych, także o dzieciństwie, radosnym odkrywaniu tajemnic i niezwykłości świata.
Rodzina, której życie obserwujemy, to rodzina toczona przez kryzys. Myślę jednak, że nie jest to jakiś kryzys chwilowy, a raczej trwalszy stan. Ojciec chłopca właściwie wraca do domu tylko na noc i wcale nie dlatego, że dużo pracuje. Najprawdopodobniej znudzony rodzinnym życiem i żoną popołudnia i wieczory woli spędzać albo w knajpie w towarzystwie kolegów, pijąc piwo i jedząc, albo odwiedzając młodą fryzjerkę, która nie tylko myje męskie głowy, ale również oferuje ich masaż. Zaniedbuje żonę, która wyraźnie jest tym zawiedziona, ale nie robi mu wymówek czy awantur. Zresztą nikt tu nikomu niczego nie wypomina, nie wyraża pretensji, nie mówi o swoich uczuciach czy problemach. Być może jest to cecha azjatyckich społeczeństw, ale za mało wiem na ten temat, aby wyrokować. To że ojciec Bi zaniedbuje żonę i marzy o innej, nie jest w końcu niczym nadzwyczajnym. Czymś dużo boleśniejszym i dziwnym jest jego stosunek do chorego ojca, który wprawdzie nie jest na stałe przykuty do łóżka, ale wymaga opieki i pielęgnacji. Syn go po prostu ignoruje. Nie rozmawia, nie przychodzi na wspólne posiłki. Obserwując jego zachowanie, czasem odnosiłam wrażenie, że go po prostu nie lubi (nie kocha, a może nawet nienawidzi), ma jakiś żal, a czasem, że się go obawia, chociaż chory starzec nic mu zrobić nie może. Jedynie nocami ukradkiem zakrada się do jego pokoju i podgląda go w czasie snu. Z lękiem? Z satysfakcją, że chory ojciec nic już nie może, że los go pokarał, wziął na nim odwet? Ale za co? Pozostają nam tylko przypuszczenia. Dzięki opowieści starej służącej dowiadujemy się, że większość swego życia spędził za granicą, a kiedy wracał, nie poświęcał specjalnie dużo czasu swojej rodzinie. Czy syn ma o to żal, czy zaszło coś poważniejszego? Ale teraz sam powiela zachowanie ojca, zaniedbując najbliższych. Kiedy ojciec umrze, do czego chyba się przyczynił, nie udzielając mu pomocy, pójdzie na pogrzeb, ale odmówi udziału w stypie. Podobnie jego siostra.
Ona również nie bardzo chce zajmować się chorym. Nie robi tego aż tak ostentacyjnie jak jej brat, nie unika wspólnych posiłków, ale nie poświęca mu czasu ani się nim nie opiekuje. To potwierdzałoby przypuszczenia o zadawnionych żalach czy urazach. A może po prostu i syn, i córka nie czują żadnej więzi z ojcem, bo go właściwie nie znali? W pewnym momencie ktoś, nie pamiętam kto, mówi, że stary mężczyzna nie wróciłby pewnie do domu, gdyby nie choroba. Ciotka Bi też ma swoje problemy. Jest samotna, łyka jakieś lekarstwa, często sprawia wrażenie słabej czy zmęczonej. ale to raczej choroba duszy, niż ciała. Szwagierka próbuje ją swatać z pewym budowlańcem, ale ona, mimo że się z nim spotyka, marzy o młodym uczniu ze szkoły, w której uczy. Gotowa jest na każde szaleństwo. Minie jednak rok i pogodzi się z rzeczywistością: porzuci fantazje o młodym, ślicznym chłopaku i zaakceptuje budowlańca w roli przyszłego męża. Z miłości czy z rozsądku?
Chorym ojcem zajmują się właściwie tylko dwie osoby: wnuk, mały Bi, i jego matka. Chłopiec nawiązuje więź z dziadkiem. Przygląda mu się ciekawie, przychodzi do jego pokoju, rozmawia, zbiera liście, które mu potem przynosi. Dziadek pewnie wypełnia lukę po ojcu, którego w życiu Bi właściwie nie ma. A może to tylko ciekawość, z jaką penetruje cały świat, sprawia, że tak chętnie przebywa z dziadkiem? Może stary mężczyzna jest dla niego taką samą atrakcją jak pracujący w fabryce wytwarzającej bryły lodowe młodzi mężczyźni, których odwiedza? Jak starsi chłopcy ze szkoły, którzy grają w piłkę na błotnym boisku? Jak umazani błotem mężczyźni, których obserwuje w nadrzecznych szuwarach? Dzieciństwo Bi wydaje się być radosne i swobodne. Całymi dniami włóczy się po okolicy, z ciekawością obserwując wielkimi, czarnymi oczami świat i ludzi, dokonując drobnych odkryć. Na przykład że jabłko wrzucone do wody, z której powstanie lodowa sztaba, zabłyśnie w niej niczym klejnot. Podobnych eksperymentów dokonuje z liśćmi w domowej lodówce. Nikt mu niczego nie zabrania, nikt nie ma pretensji, wystarczy, że zjawi się w końcu w domu na wieczorny posiłek. To takie dzieciństwo, jakie my dziś znamy już chyba tylko z książek. W naszym cywilizowanym, ale pełnym prawdziwych i urojonych niebezpieczeństw świecie, dzieciom z porządnych domów nikt nie pozwoli na takie samodzielne odkrywanie świata.
Drugą osobą, która opiekuje się chorym, jest matka Bi. To ona, a nie córka czy syn, pielęgnuje chorego. Myje go, stara się ulżyć bólowi, sprząta. Jest cierpliwa i czuła, nie skarży się na obowiązki, które na nią spadną. Rok później w rocznicę jego śmierci to ona i Bi pójdą na jego grób odprawić tradycyjne rytuały.
A ojciec? Jak już wspomniałam, niewiele o nim wiemy. Prawie się nie odzywa, z pokorą i w milczeniu znosi swoją chorobę, ból i fizyczne poniżenie. Rodzinie pokazuje spokojną, chociaż kamienną twarz. Dopiero kiedy zostaje sam, w nocy wykrzywia się w niemym cierpieniu. Ten milczący, zamknięty w sobie, tajemniczy, dumny mężczyzna tylko z wnukiem i synową nawiązuje bliższą więź, ale może dlatego, że tylko oni tego pragną?
W rok po jego śmierci rodzina i znajomi zbierają się w domu, aby zgodnie z tradycją uczcić jego pamięć. Co się zmieniło? Czy kryzys został zażegnany? Trudno powiedzieć. Wszyscy czczą zmarłego, nawet córka i syn, którzy rok wcześniej nie zostali na pogrzebowej kolacji. Teraz syn oddaje cześć nieżyjącemu ojcu. Czy robi to z potrzeby serca? Czy coś zrozumiał? Czegoś żałuje? Czy raczej jest to pusty gest? Tradycja?
Na co jeszcze zwróciłam uwagę?
Fizjologia. Seks i fizyczny ból zostały w tym filmie zrównane. Sceny seksu pokazywane są nieładnie, zwierzęco, bez czułości i miłości, tylko jako zaspokojenie fizycznego pożądania. Montaż sprawił, że przeplatają się ze scenami bólu, fizycznego cierpienia. I tu, i tu jęki, konwulsyjne, gwałtowne ruchy. Jedno i drugie to tylko fizjologia w tym świecie pozbawionym uczuć.
Woda. Rzeka, morze, ale przede wszystkim bryły lodu: te z lodówki i te z fabryki. Lód się topi, daje chłód, studzi zmysły, przynosi ulgę ludziom rozpalonym upałem i pożądaniem, którego z różnych przyczyn nie mogą zaspokoić. Zimne woreczki z wodą zmniejszają fizyczny ból, który męczy chorego. Kilkakrotnie oglądamy te same obrazy: brzuch ojca, masowany woreczkami z wodą, i jego syna, po którego ciele spływa woda z topniejących brył lodu wyciąganych z lodówki. Ale w tych samych bryłach Bi zatapia swoje skarby: liście i jabłko. A dorośli rozbijają iluzję, rozłupując je i uwalniając zatopione skarby.
Sceneria. Dużą przyjemność sprawiło mi oglądanie pokazywanego na ekranie świata: miasta, ulic, knajp, nadrzecznych terenów, wnętrz domów, dziwnych piwnic. W brzydocie, szarości, zgaszonych barwach, liszajach pokrywających ściany, pamiętających dawną świetność meblach, nawet w błocie jest jakieś piękno i urok. Przynajmniej ja je dostrzegłam.
Tyle, chociaż to pewnie nie wszystko i być może uważny widz dostrzeże jeszcze więcej. Polecam ten egzotyczny, niespieszny, kontemplacyjny film o szczęśliwym dzieciństwie i nieszczęśliwej dorosłości. Czy tylko dzieciństwo może być szczęśliwe, pełne uroku, cudów i ciekawości świata? Kiedy je tracimy? Dlaczego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz