"Hadewijch". Niestety rozczarowanie.

Wielki zawód!!! Film wychwalany przez krytyków, pokazywany na festiwalu Era Nowe Horyzonty rozczarował mnie tym bardziej, że naprawdę spodziewałam się czegoś wyjątkowego. Mam jeszcze w pamięci znakomite "Lourdes" o trochę podobnej tematyce. Gdzież jednak "Hadewijch" do tamtego obrazu. Najbardziej irytuje mnie, pewnie świadome, lekceważenie zasad prawdopodobieństwa: sceny, które nie wpisują się w ciąg zdarzeń. Miały miejsce? Kiedy? Jak? Śniły się głównej bohaterce? Ale nic nie wskazuje na poetykę snu czy fantazji. Lubię w kinie niedopowiedzenia, ale są jakieś granice i tu zostały, moim zdaniem, przekroczone. To nie jedyne wady, ale one zirytowały mnie najbardziej. Jak zawsze winna jestem przynajmniej krótką informację o treści. Bohaterką filmu jest Celine, studentka teologii, córka ministra, która tak bardzo kocha Boga, że pragnie zostać zakonnicą (Hadewijch to jej zakonne imię). Z zakonu zostaje jednak wydalona, moim zdaniem słusznie. Film jest opowieścią o jej dalszych losach i zmaganiach z wiarą. Kto widział, może przeczytać ciąg dalszy.

Dawno nie spotkałam bohaterki, która byłaby tak irytująca (rzecz jasna irytująca postać może być bohaterem znakomitego filmu). Wiara Celine jest bardzo egzaltowana. Jej modlitwy to zbiór górnolotnych wyznań i próśb, rodzaj religijnych frazesów, a nie prawdziwej rozmowy z Bogiem. Pości, a właściwie głoduje, umartwia się. Kocha Boga, ale nie wystarcza jej Bóg bezcielesny, duchowy, niematerialny, ona pragnie dotykać go, odczuwać jego fizyczną bliskość. Pewnie dlatego przybrała imię Hadewijch, średniowiecznej mistyczki i poetki, która odczuwała podobnie. Kiedy się modli albo przebywa w klasztorze, na jej twarzy widać ciągłe napięcie, rodzaj zacięcia, jest stale zgarbiona, jakby skurczona, głowę chowa w ramionach. Szybkim, nerwowym krokiem przebywa rzadki las, aby dojść z klasztoru do starego kościółka, gdzie znajduje się otoczona kultem figura Chrystusa, w którą uporczywie się wpatruje. Czasem modli się tam albo płacze. Jej wiara jest naznaczona cierpieniem spowodowanym tęsknotą za boską cielesnością. Nie ma dla niej miejsca w zakonnej wspólnocie, zakonnice zarzucają jej dumę i pychę. Być może jej miejsce jest w zakonie kontemplacyjnym.

Jej wiara, mimo że tak żarliwa, jest pusta, chciałoby się rzec, czysto teoretyczna. Kocha Boga, ale czy kocha bliźniego? Kiedy już w Paryżu zaprzyjaźni się z Yassinem, arabskim chłopakiem z przedmieścia, nie będzie jej przeszkadzało, kiedy on ukradnie motor tylko dlatego, że jego właściciel krzywo na niego spojrzał. Uda się wraz z nim na szaloną przejażdżkę, która o mały włos nie skończy się wypadkiem, a ona całe zajście skwituje słowami: "Jesteś szalony." (cytat z pamięci). Ale nie pozwoli mu się dotknąć, bo jej ciało należy do Boga. Mogę szanować taką postawę, ale nie rozumiem niekonsekwencji: jeśli się tak bardzo wierzy, nie można przymykać oka na kradzież, a nawet w pewnym sensie mieć w niej swój udział. Taka wiara jest martwa. Ale dla niej liczy się tylko miłość do Boga, nie zastanawia się, co powinno z niej wynikać. Dlaczego taka jest? Skąd ten głód miłości? Wyjaśnienie jest oczywiście banalne: wystarczy przyjrzeć się rodzicom Celine, aby wiedzieć. Szuka u Boga tego, czego nie zaznała w domu.

Ma tam wszystko oprócz miłości rodziców. Ojciec, minister zajęty pracą, zdystansowany, chłodno uprzejmy. Matka, która nie pracuje, też zajmuje się swoimi sprawami, córce nie poświęca specjalnie dużo czasu, jest zimna i wyniosła. Może dlatego Celine wszędzie zabiera ze sobą pieska, bo tylko on potrafi odwzajemnić uczucia. Chłód podkreśla także miejsce: bogate mieszkanie na wyspie świętego Ludwika, bardziej przypominające pałac niż dom. W takim starym, zabytkowym, muzealnym wnętrzu pełnym przepychu trudno pewnie czuć się swojsko. Najbardziej dziwi, że rodzice Celine w ogóle nie komentują jej wyborów ani tego, co się z nią dzieje. Kiedy opuszcza klasztor, ojciec uprzejmie odwozi ją do domu. Ani on, ani matka nie będą na ten tamat rozmawiać. Nie interesuje ich też chyba, co Celine robi. Oczywiście ona nie jest już dzieckiem, ale  brak rozmowy, więzi, zainteresowania jest uderzający.

Trochę to jednak trąci schematem, tak jak i dalsza droga Celine. Odrzucona przez klasztor (czytaj: kościół), odrzucana przez rodziców, lgnie do Nassira, który prowadzi religijne islamskie spotkania. Jej podoba się jego religijna żarliwość i zainteresowanie, jakim ją obdarza. Ma dla niej czas, jest cierpliwy, umie pocieszyć, wytłumaczyć, rozumie jej lęki, osamotnienie i pragnienie Boga. W końcu Celine dostrzega w jego i swojej wierze wspólną płaszczyznę: chce tak jak on i jego bracia służyć Bogu. Raz pada pytanie o przemoc, ale Celine bez zastrzeżeń przyjmuje wyjaśnienia Nassira: najważniejsze to służyć Bogu. Jest tak zaślepiona wiarą? Spotykają się dwa fanatyzmy? Nassir łowi ją niczym zbłąkaną owieczkę. Pytanie dlaczego? Nie stara się nawrócić jej na islam, za to próbuje wykorzystać ..., no właśnie, do czego? Tu zaczynają się moje najpoważniejsze zarzuty pod adresem filmu. Sceny, które następują potem, pojawiają się znikąd, co odbiera im prawdopodobieństwo. Gdzie nagle znajdują się Celine i Nassir? Pewnie gdzieś na Bliskim Wschodzie. O jakim bombardowaniu mowa? A zamach w Paryżu? Jak się domyślam, została wykorzystana do niego Celine, ale może to nie ona? Dlaczego potem wraca do klasztoru? Chce się tam ukryć? Ucieka przerażona tym, co zrobiła? Czy policjanci, którzy zjawiają się w klasztorze to goście, których zapowiada zakonnica (ale ona mówi o gościu, używa liczby pojedynczej)? Czy próbuje popełnić samobójstwo ze strachu przed konsekwencjami swojego czynu? A może z zupełnie innego powodu? Może źle zrozumiałam pokazaną sekwencję wydarzeń? Jak już pisałam we wstępie, moim zdaniem granice prawdopodobieństwa, filmowego skrótu zostały tu przekroczone. I jeszcze jeden zarzut: historia robotnika pracującego w klasztorze, który ratuje Celine, wydaje mi się wprowadzona do filmu na siłę. Zakończenie wypada bardzo naiwnie. Wiem oczywiście, że ten wątek stanowi kontrapunkt dla opowieści o głównej bohaterce. To ten prosty człowiek, grzesznik (za coś odsiadywał wyrok) uratuje ludzkie życie. Modlitwy jego matki zostaną wysłuchane. Ich prosta, ufna wiara triumfuje. Pięknie to brzmi, ale na ekranie szeleści papierem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty