W bałkańskim tyglu, czyli "Krystaliczna sieć" Mirko Kovaca.

Właśnie skończyłam czytać powieść serbskiego? chorwackiego? pisarza Mirko Kovaca wydaną przez wydawnictwo Pogranicze (2006). Jak widać, już samo ustalenie narodowości pisarza jest trudne. Urodził się w Czarnogórze w roku 1938, mieszkał w Belgradzie, potem przeniósł się do Rovinja (Chorwacja). W notce biograficznej na okładce książki nie ma informacji o jego narodowości. Ale powieść przetłumaczono z chorwackiego, a Wikipedia określa go jako Chorwata, więc może rzeczywiście nim się czuje? A być może narodowość nie ma dla niego istotnego znaczenia? Tak właśnie stawia tę sprawę w powieści. Jej bohatera irytują wszelkie buńczuczne wypowiedzi o wielkości Serbów rzucane przez przyjaciół. Kiedyś, trochę nieoczekiwanie dla siebie, stwierdza, że nie ma korzeni, że nie zna historii swojej rodziny (w rzeczywistości oczywiście zna). Dlaczego tyle miejsca poświęciłam kwestii narodowości pisarza? Otóż jej złożoność wydała mi się symbolicznym odbiciem skomplikowanej historii narodów dawnej Jugosławii. A sama powieść? To melancholijna historia niespełnionego pisarza utrzymującego się z handlu antykami. Jej akcja toczy się w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku głównie w Belgradzie. Retrospekcje sięgają lat przedwojennych w Bośni i Hercegowinie, a epilog to lata osiemdziesiąte. Bardzo ciekawa książka o niespełnieniu i skomplikowanych relacjach międzyludzkich, także o tym, jak dobro miesza się w człowieku ze złem. A wszystko to zanurzone w bałkańskim tyglu.

A teraz jak zawsze garść subiektywnych refleksji o tym, co w powieści przykuło moją uwagę. To dziwny i mroczny świat.

Taki jest Belgrad lat sześćdziesiątych, po którym włóczy się bohater - narrator (znowu bezimienny, jak w kilku innych powieściach, o których tu pisałam). Wędruje po dzikich wzgórzach,  które otaczają miasto, plącze się po ruinach twierdzy, spotkamy go na mokradłach gdzieś nad brzegami Dunaju. W czasie swoich spacerów natknie się na opuszczoną cerkiewkę, której już nigdy potem nie odnajdzie. Często spaceruje nocnymi, opustoszałymi ulicami.

Dziwni są też ludzie i ich poplątane losy. Niektórzy pojawiają się nagle w jego życiu i znikają niczym meteory, z innymi łączy go przyjaźń, miłość lub prawie braterska więź. Dużo wśród nich artystów, przede wszystkim malarzy, mistycznych ekscentryków. Jednym z nich jest Gabriel, który spotkał diabła, twórca teorii krystalicznej sieci (stąd tytuł powieści). Ktoś inny pewnego wieczoru znalazł w swoim łóżku śmierć, ale udało mu się przekonać ją, aby sobie poszła. Jest Ana, też malarka, niespełniona miłość bohatera. No i Silva, młoda, zła, dzika dziewczyna wywodząca się z bogatej, przedwojennej, mieszczańskiej rodziny. W jej żyłach płynie krew serbska, żydowska i francuska. Łączy ich skomplikowana relacja. Miłość, fascynacja erotyczna, zazdrość, kumplostwo (celowo używam tego słowa, bo ono najlepiej oddaje jedną ze stron ich relacji). No i jest Kosma, który nagle pojawia się na kartach powieści, by obecnym być aż do końca. Ten bohater najlepiej oddaje ducha tej książki, skomplikowanie i niejednoznaczność opisywanego świata. Kosma jest starszy od narratora, wywodzi się z Hercegowiny, z rodu, który przed wojną trudnił się przemytem tytoniu, o czym dowiadujemy się z zabawnych i pięknych opowieści. Kiedy wkracza w życie narratora i jego rodziny, jeszcze w czasach, gdy ten był małym chłopcem mieszkającym gdzieś w Hercegowinie, jest już tajemniczym przedstawicielem nowej władzy, jej najgorszego wydania, czyli służby bezpieczeństwa. Paradoks polega na tym, że ten człowiek, za którym na pewno ciągnęła się mroczna działalność, wielokrotnie ratuje z politycznych tarapatów ojca narratora, niczego w zamian nie oczekując. Tak jest też potem, w Belgradzie. Z jednej strony bezwzględny udbek (odpowiednik naszego ubeka), gdzieś na bagnach przesłuchujący zatrzymanych, niecofający się przed żadnymi metodami śledczymi, z drugiej hojny i oddany przyjaciel. Jest okrutny, ale jednocześnie targają nim wyrzuty sumienia, które zatruwają mu życie i prowadzą w religijno-mistyczne rejony. Doprowadza do śmierci ojca Silvy, Bogu ducha winnego architekta, a potem opiekuje się osieroconą dziewczyną. Ciekawy jest też stosunek narratora do Kosmy. Gdy był dzieckiem, nie bardzo zdawał sobie sprawę z charakteru jego zajęcia, po dziecinnemu fascynował go jego pistolet, z którego, jak mu się wydaje, raz nawet strzelił. Kiedy po latach spotykają się w Belgradzie, doskonale już zna jego ciemną stronę, brzydzi się nią, a jednak korzysta z  gościnności. Łączy ich coś wiecej niż przyjaźń, to więź wręcz braterska. Podobnie jest z Silvą. Mimo że straciła przez Kosmę ojca, przyjmuje jego pomoc  i opiekę, bawi się jego fascynacją. Skomplikowane międzyludzkie relacje, jakie często wyciąga na wierzch literatura, a do jakich w życiu wolimy się nie przyznawać. Zło i dobro jako nieodłączne komponenty ludzkiego charakteru pojawiają się tu bardzo często. Nagle ktoś wyciąga nóż, ktoś inny zdradza. Narrator potrafi potraktować kogoś z wielkopańską wyższością, poniżyć, obrazić i natychmiast tego żałuje, zdając sobie sprawę ze swej podłości.

Przez karty tej powieści przewija się jeszcze wielu ciekawych, intrygujących bohaterów. Jesteśmy świadkami ich rozmów z narratorem albo śledzimy ich niezwykłą historię. Czasem jest to tylko jakiś epizod z życia, a czasem cała opowieść czy rodzinna historia. Taka jest właśnie konstrukcja tej książki. Linearna narracja co jakiś czas przerywana jest jedno- lub kilkurozdziałowymi dygresjami, gawędami. Na tym też polega jej urok. Dzięki takim fragmentom opuszczamy mroczny Belgrad, aby wędrować przez góry Hercegowiny, znaleźć się nagle w przedwojennym Dubrowniku, zatrzymać się w małych wioskach Czarnogóry czy Wojewodiny.

Ważny jest w tej książce przedmiot. Wszak narrator, pisząc swoją powieść, utrzymuje się z handlu antykami, po które wyrusza do wiosek czy miasteczek Wojewodiny czy Hercegowiny, a potem sprzedaje je nowym panom, którzy wyszli już z fazy proletariackiego, ideologicznego ubóstwa i próbują się zakorzenić, dodać sobie splendoru, kupując stare, piękne przedmioty. Często poznajemy  historię starych kielichów, komód czy zastawy, ich urodę. Narrator pisze o nich z prawdziwą miłością i czułością. Czasem jednak emanuje z nich jakaś tajemnicza groza, jak z pewnej amerykańskiej skrzyni, której nikt nie chce kupić.

Jest to jednocześnie książka smutna i melancholijna. Upadają stare, mieszczańskie rody, przychodzi nowy porządek. Czas nieubłaganie płynie, młodość mija, ludzie odchodzą, wyjeżdżają, układają sobie życie gdzieś daleko, inni umierają. Miłość się kończy, przyjaźń też, powieść wciąż powstaje. Co pozostaje? Niespełnienie? Rozczarowanie? Samotność? Wspomnienia? Tęsknota za młodością? A może ucieczka?

Kolejna bardzo dobra powieść, jaką udało mi się ostatnio przeczytać. Oczywiście, kto do niej zajrzy, znajdzie w niej dużo więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty