Filmy irańskie - to naprawdę ciekawe!

Filmy to może trochę na wyrost napisane, chciałabym wspomnieć o trzech, które widziałam na przestrzeni kilku miesięcy: "Trzy kobiety w różnym wieku" Manijeh Hekmat, "Co wiesz o ELLy?" i "Perski Nowy Rok" Asqhara Farhadiego (ten ostatni w kanale filmowym Ale kino!).Wszystkie trzy warte polecenia i przede wszystkim zaskakujące. Czym? Mnie zdziwiły swoją europejskością, której jest tu zdecydowanie więcej niż spodziewanej egzotyki. Teheran pokazany w "Trzech kobietach" i "Perskim Nowym Roku" to miasto szerokich arterii, pełne ulicznego ruchu, sklepów, muzeów, uczelni, ciągłych rozmów przez telefon komórkowy, a kobiety noszą chusty i dżinsy, pracują, studiują i prowadzą samochody. "Nie, na film irański nie chce mi się iść." - usłyszałam od znajomego. Nic bardziej błędnego.

Na pewno ten rys europejskości wynika z opisu sportretowanego środowiska. Można by pewnie powiedzieć, że jest to irańska klasa średnia (o ile taka istnieje). Mamy tu konserwatorkę i jednocześnie specjalistkę od perskich dywanów, studentów, nauczycielkę i innych, których profesji nie poznajemy, ale domyślamy sie, że są to ludzie wykształceni, drobni przedsiębiorcy czy artyści.

Inne podobieństwo to pośpiech, ruch. Bohaterowie ciągle gdzieś się spieszą, przemieszczają samochodami, załatwiają coś, gadają przez komórki, kogoś szukająWędrujemy z nimi gwarnymi ulicami Teheranu, zaglądamy na korytarze uczelni artystycznej, jedziemy windą w wieżowcu, by wpaść do mieszkania niczym specjalnie nieodróżniającego się od naszych, jesteśmy w biurze jakiejś firmy, w parku miejskim, na wystawie. Dalej poruszane problemy: poszukiwanie własnej tożsamości, zazdrość, zdrada małżeńska (!), brak porozumienia, uczucia, kłamstwa. Nawet zabawy, którymi umila sobie weekendowy wypad nad morze towarzystwo z filmu "Co wiesz o Elly?", są nam doskonale znane: to  kalambury.

Ale jest w tych filmach oczywiście rys egzotyczny, który pokazuje irańską odrębność, szczególnie obyczajową. Objawia się ona na przecięciu tego, co miejskie, współczesne, młode i wykształcone, z tym, co na prowincji, starsze, proste. Z jedną z bohaterek "Trzech kobiet..." przemierzamy puste, bezkresne, górskie krajobrazy. Trafiamy do małych wiosek składających się z żółtych domków z gliny (?). Jestesmy świadkami okrucieństwa obyczajowego wobec kobiet (nieślubna ciąża). Inna bohaterka, sprzątaniem zarabiająca na własne wesele  ("Perski Nowy Rok"), ze zdziwieniem spogląda na życie wielkomiejskiej rodziny. Sama pochodzi z prowincji, nosi czador, we wszystkim słucha swojego narzeczonego, ale jednocześnie próbuje być samodzielna (pracuje, idzie do fryzjerki, nie konsultując tego z narzeczonym, co w pierwszym odruchu wydaje się jej oczywiste).

Kolejny problem to traktowanie kobiet. I nie myślę tu o mieszkańcach prowincji, ale o tych wykształconych, wielkomiejskich parach. Kiedy tylko pojawia się problem, kobietą się dosłownie pomiata. Krzyk, pretensje, a nawet przemoc fizyczna. I nie zawsze mile widziane jest to, że próbuje sama decydować o swoim losie lub pomóc innej kobiecie.

Filmy jak najbardziej warte polecenia i obejrzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty