Alicja Urbanik-Kopeć "Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym"

"Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym" (Czarne 2022) to

druga książka Alicji Urbanik-Kopeć, po którą sięgnęłam i wiem, że sięgnę po dwie inne, które wydała, i po każdą następną, którą, mam nadzieję, jeszcze napisze. Tą pierwszą była znakomita "Instrukcja nadużycia.  Służące w XIX-wiecznych polskich domach", nie mylić ze  "Służącymi do wszystkiego" Joanny-Kuciel-Frydryszak, tej od "Chłopek". Co ciekawe, obie pozycje wyszły mniej więcej w tym samym czasie i obie bardzo polecam. 

Zanim o książce, kilka słów o autorce. Alicja Urbanik-Kopeć jest kulturoznawczynią, adiuntką w Instytucie Historii Nauki PAN, zajmuje się  historią kobiet w XIX wieku i w początkach XX. Oprócz dwóch wymienionych wydała też książki o robotnicach fabrycznych i pracy seksualnej w XIX wieku. Mimo że jest naukowczynią, pisze w sposób popularyzatorski, jej książki po prostu bardzo dobrze się czyta. Mnóstwo w nich cytatów z prasy, pamiętników i  poradników z okresu,  którym się zajmuje, odwołuje się także do klasyki literatury. Bada, jak problem, który jest przedmiotem jej zainteresowań, był przedstawiany w powieściach czy nowelach funkcjonujących nadal w literackim obiegu.

"Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym" to opowieść o mechanizmach, jakie rządziły zawieraniem małżeństw w wieku XIX i na początku XX. Autorka przygląda się kilku aspektom związanym z zawieraniem małżeństw w tamtym okresie. Pierwszym z nich jest posag. Oczywiście małżeństwa były w większej części aranżowane, ale nawet jeśli ktoś sam szukał sobie żony czy męża przez ogłoszenia matrymonialne w prasie - co pod koniec XIX wieku stawało się coraz bardziej popularne, chociaż nie do końca akceptowane - wśród ludzi, za którymi nie stały rodziny i nie byli osadzeni w towarzystwie, bo na przykład pochodzili z prowincji, to zawsze liczyło się jedno - posag panny. Im większy, tym większe szanse na lepszą partię. Bo małżeństwo było transakcją finansową i ekonomiczną dla obu stron. Kobieta, która w tamtym okresie nie była traktowana jako podmiotowa jednostka, musiała znaleźć męża, który stawał się jej opiekunem w zastępstwie ojca. Jeśli nie wyszła za mąż i tak nie mogła dysponować swoim posagiem! W małżeństwie zresztą najczęściej też nie. A jaki był los panny dobrze urodzonej, która męża nie znalazła? Musiała pozostawać na łaskawym chlebie u bliższych lub dalszych krewnych. Literatura pełna jest portretów takich nieszczęśnic, traktowanych pogardliwie, będących obiektem dowcipów w prasie satyrycznej, zdziwaczałych, nieszczęśliwych. Ale i dla mężczyzny posag był niezwykle istotny. To były pieniądze, które mogły pokryć jego długi kawalerskie, dokapitalizować biznes. Autorka przytacza przykłady, prawdziwe i literackie. Tak powstała fortuna Wedlów w Warszawie, tych od czekolady, fabrykantów Schleibrerów w Łodzi i Wokulskiego, bohatera "Lalki" Bolesława Prusa. O tym, że swój sukces zawdzięczają nie tylko  biznesowym talentom, ale i posagom żon, nikt nie pamięta, a te kobiety często były pokazywane w złym świetle. Jak Minclowa z "Lalki" czy Mada Muller z "Ziemi obiecanej" Reymonta. Chociaż tę ostatnią w niekorzystnym świetle przedstawił film Andrzeja Wajdy. 

A jak radziły sobie kobiety z warstw niższych, które posagu nie miały? Oczywiście pracowały i próbowały odkładać pieniądze. To robotnice fabryczne, służące, szwaczki, ale też guwernantki, bony, nauczycielki. Zarabiały jednak tak mało, że bardzo trudno było im zrealizować swój cel. Dlatego z pomocą przychodziły rozmaite kasy posagowe, gdzie mogły odkładać co miesiąc jakąś kwotę, a kiedy wychodziły za mąż, dostawały odłożone pieniądze. Z powodu, o którym przed chwilą pisałam, kasy nie miały płynności finansowej i musiały wspierać się dobroczynnością, bo z samych składek trudno było spiąć budżet. Wiele z tych kobiet nigdy nie wychodziło za mąż. Były i takie, które celowo rezygnowały z małżeństwa.

Drugi aspekt, jakim zajmuje się autorka, to kompetencje i pozycja. Kompetencje, czyli to wszystko, czego oczekiwano od żony. A oczekiwano, że będzie umiała prowadzić dom, co w tamtym czasie oznaczało nadzorowanie służby, rozdzielanie jej zadań, dbanie o to, żeby wszystko działało jak dobrze naoliwiona maszyna. Proste? Okazuje się, że nie bardzo, jeśli dziewczynę wychowywano z dala od tak przyziemnych spraw. A było to zjawisko powszechne w sferach ziemiańskich czy arystokratycznych. Młode mężatki nie znały najczęściej wartości pieniądza, nie miały pojęcia, ile co kosztuje, ile dać służącej na zakupy. A pieniądze na prowadzenie domu wydzielał oczywiście mąż. 

Kolejna sprawa to pozycja. Tu autorka zastanawia się, kiedy małżeństwo budowało pozycję obu stron, kiedy było mezaliansem, a kiedy awansem. Otóż mezalians niekoniecznie wiązał się z przekroczeniem klasy społecznej. Jeśli towarzyszyły mu pieniądze z posagu, nie było problemu. Małżeństwo uważane było za mezalians, jeśli przekroczeniu klasy towarzyszył ich brak. Najwięcej ryzykowała kobieta z warstwy niższej wychodząca za mąż za mężczyznę stojącego w hierarchii  społecznej wyżej, bo narażona była na ostracyzm towarzyski. Nawet jeśli kompetencje kulturowe małżonków nie różniły się bardzo, bo ona była ziemianką, a on arystokratą. Małżeństwa między kobietą z klasy niższej, służącą, guwernantką, boną, a mężczyzną z wyższej zdarzały się bardzo rzadko. Na mezalians, czyli nieoglądanie się na opinię otoczenia, mogli sobie pozwolić albo mężczyźni bardzo bogaci, albo uważani za ekscentryków, na przykład artyści. Autorka przytacza w tym rozdziale bardzo ciekawe przykłady z literatury - pisze o "Lalce" Prusa i "Trędowatej" Mniszkówny, a także o "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej. Szczególnie ten ostatni przykład jest bardzo interesujący. Alicja Urbanik-Kopeć bardzo konkretnie uzasadnia, dlaczego Hance nie opłacałoby się wyjść za mąż za Zbyszka nawet wtedy, gdyby nie zdezerterował. Otóż otrzymana duża rekompensata finansowa pozwoliła jej urządzić się na wsi, gdzie miała narzeczonego. Jako żona Zbyszka byłaby nikim - pogardzana, wyśmiewana, trzymana z dala od towarzystwa.

Ostatni aspekt to los tych kobiet i mężczyzn, które i którzy nie znaleźli kandydata na męża czy kandydatki na żonę. I tu znowu  w najgorszej sytuacji były kobiety. Obdarzone pogardliwym epitetem starych panien, wyśmiewane, pogardzane, postrzegane przez liczne stereotypy. Że zgryźliwe, złośliwe, kapryśne, że same sobie winne, bo odtrącały licznych kawalerów, że zamiast wychowywać dzieci, zajmują się zwierzętami. Litowano się tylko nad tymi, które uważano za brzydkie albo nad chorymi czy ułomnymi. Ponieważ kobieta była tylko wtedy coś warta, jeśli była użyteczna, w rozmaitych artykułach, poradnikach czy książkach doradzano im, aby zajęły się na przykład wychowywaniem dzieci swoich sióstr czy innych krewnych. Nie do pozazdroszczenia był los starych panien z klas niższych. Kiedy traciły zdrowie, starzały się i nie mogły już pracować, zdane były na instytucje dobroczynne. Po pierwszej wojnie światowej bardzo powoli do świadomości społecznej przebijała się myśl, że kobieta może nie wyjść za mąż nie dlatego, że nie znalazła odpowiedniego kandydata, ale dlatego, że nie chce. Było to związane z tym, że wielu mężczyzn zginęło w czasie wojny, a kobiety zaczęły pracować, coraz więcej też zdobywało wykształcenie.

Jakie wnioski płyną z książki Alicji Urbanik-Kopeć? Po pierwsze, że kobiety zawsze mierzono inną miarą niż mężczyzn. To, co uchodziło mężczyźnie, nie uchodziło kobiecie. Po drugie, że kobiety były finansowo uzależnione od mężczyzn, najpierw od ojców, potem mężów. Ich wartość mierzono wysokością posagu i przydatnością do małżeństwa. Nie były traktowane podmiotowo, ich racja bytu to przydatność małżeńska, a jeśli to się nie udało, to jakakolwiek inna. Po trzecie od kobiet wymagano niemożliwego. Przed ślubem miały być eterycznym puchem marnym trzymającym się z dala od codziennych spraw, a po ślubie musiały od razu stać się żonami obeznanymi z przypisanymi im obowiązkami. Także tymi ze sfery seksualnej, a przecież nikt ich nie uświadamiał. To dopiero był horror! Takich sprzeczności i wymagań niemożliwych było znacznie więcej, także wobec kobiet z klas niższych, które musiały pracować. No i po czwarte chociaż wiele się w tej dziedzinie zmieniło, to przecież nie wszystko.

Bardzo, bardzo ciekawa książka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty