Wydawnictwo Drzazgi rozpoczęło swoją działalność w roku 2021 od
wznowienia, pięćdziesiąt lat od premiery, powieści "Najada", debiutu nieżyjącej już pisarki Zyty Oryszyn. Bardzo interesujące posłowie przybliżające jej życie i przede wszystkim twórczość napisała Inga Iwasiów. Świetne recenzje i tematyka książki sprawiły, że zapragnęłam ją przeczytać. Oczywiście, jak często bywa, od postanowienia do realizacji trochę zeszło. Wcześniej nie znałam żadnej z powieści pisarki, teraz miałabym ochotę przeczytać przynajmniej dwie, ale niestety są niedostępne. Może Drzazgi pójdą za ciosem i je wznowią? Tak sobie marzę. Trzy ostatnie zdania nie pozostawiają wątpliwości, że i mnie "Najada" się spodobała. Nawet bardzo.Czas wyjaśnić, co jest tematem książki, bo to on, poza recenzjami, sprawił, że po nią sięgnęłam. Akcja powieści rozgrywa się na wsi, prawdopodobnie w latach sześćdziesiątych. Z tego powodu z jednej strony stawia się ją obok twórczości takich pisarzy jak Wiesław Myśliwski, Marian Pilot czy Edward Redliński, z drugiej przeciwstawia się im, bo pisarka bohaterkami "Najady" uczyniła przede wszystkim kobiety, chociaż równie ważny jak one jest jeden mężczyzna. Już samo przywołanie w kontekście tej książki nazwiska Myśliwskiego, którego twórczość uwielbiam, było dla mnie wystarczającym magnesem. I rzeczywiście odnalazłam w niej klimat jego prozy.
Przede wszystkim zachwyciły mnie znakomicie wykreowany nastrój, świat, w którym miesza się twarda codzienność z niepokojącymi legendami opowiadanymi przez mieszkańców, i wreszcie język, taki, jaki lubię najbardziej - kunsztowny, trochę poetycki, a jednocześnie stylizowany, momentami dosadny.
Czy można oswoić czyjeś myśli jak ptaka zamorskiego, tak by do obcych, nieznanych krajów nie poleciał, by w ciepłej kuchni siedział i kruszyny domowego chleba podziobywał, i studzienną wodę pił, miast tej z przestworzy? Ale przecież ani ptaka zdrowego w domu nie uchowasz, ani czyjejś myśli ciekawej świata, a nie rodzinnych betów.
Ale równie istotni są bohaterowie i niepokoje, które nimi targają. Najważniejsi to Marychna i Sawka. Ona półsierota, nigdy nie poznała swojego ojca, który został rozstrzelany w czasie wojny w egzekucji ulicznej. Mieszka z matką i dziadkiem, starszy brat już dawno wyjechał do miasta, pracował w kopalni, potem skończył studia, ożenił się. Do domu zagląda rzadko, jego miejsce jest już gdzie indziej. Marychna pomaga matce w gospodarstwie, ale od dawna czuła jakiś niepokój. Myśli o nieżyjącym ojcu, zastanawia się, gdzie jest jej miejsce. Gdzie jej będzie lepiej - tu w rodzinnej wsi czy gdzieś dalej w mieście? Czy tam znikną lęki, niepokoje i rozterki, które ją dręczą? Czy znajdzie odpowiedź na pytania, które sobie zadaje?
Ludzie, co my na tej świętej ziemi robimy?
No i co, z czego się śmiejesz, z czego się radujesz, przecież gdybyś tak teraz zniknęła, ot tak fiut, i nie ma ciebie, to co by się stało, nic by się nie stało. Czy to zadziwiłoby świat, że brakuje na nim takiej Maryśki Białawskiej, takiej tam skądyś (...)
Kiedyś spróbowała, wyjechała, ale okazało się, że to tylko złudzenie. Niepokój nie zniknął.
Co takiego człowiek w sobie nosi ze sobą, że wszędzie mu tak samo?
Marychna w końcu jednak dochodzi do wniosku, że trzeba swoje życie uczynić ważnym, aby przeciwstawić je śmierci. Ta ważność to zgoda na to, że istotne jest to, co robimy, co wokół nas, to, że wsłuchujemy się w siebie, żyjemy świadomie, cieszyć nas może nawet to, że woda z kranu kapie.
Sawka jest w tej wsi obcy. W dodatku znajda bez korzeni, nie wie, kim byli jego rodzice. Wychowany przez obcą kobietę - znalazła go na progu swojego domu z karteczką, na której było jego imię, Sławomir. Ma po niej nazwisko, Ganowski, stała się dla niego jak babcia, ale szczęście nie trwało długo - nie zdradzę dlaczego. Potem był sierociniec, po szkole wojsko. Teraz pracuje tu, w tuczarni świń, pomaga też gospodarzom w pracach polowych. Sawka też zastanawia się nad sobą. Kim jest? Taki wykorzeniony. Czego tak naprawdę chce? Czy rzeczywiście czuje coś do Marychny, w obronie której stanął na wiejskiej zabawie?
Czy to nie on leżał po nocach z otwartymi oczami, dziwiąc się swojemu pulsującemu sercu: dla kogo, na co? Na jaki świt? Na jaki zmierzch, na jaką śmierć, na jakie życie? (...) A on co? Co on zrobił, o czym mógłby powiedzieć: "Zrobiłem swoje"?
Wskazówką stały się dla niego słowa Molendy, wiejskiego filozofa.
Bo to, panie, w duszy się trzeba wzbogacać. To wszystko, co się przeżyło, nosić ze sobą i nie zapominać o niczym, i żyć tak, jakby każdy dzień miał być ostatnim dniem na tym padole. (...) ... trzeba w każdej chwili móc zwinąć w rulon to, co przeżyłeś, ten cały kram (...) i hajda tam, gdzie ci twoja podejrzliwość powiedziała, że możesz rozpostrzec ten rulon, rozpościelić - i wyrosną z niego kwiaty, chłód i zapach sosen dla tych, którzy właśnie tego szukają.
Sawka ostatecznie też godzi się ze sobą.
Nie będzie więcej pytań "po co". Będą tylko odpowiedzi. A właściwie to tylko jedna odpowiedź - "po wszystko". Po radość z (...) szczęśliwości, cierpienia, zapachów i barw. Do tej pory najada w nim zapuszczała korzenie. A teraz on spróbuje, wyrzuciwszy ją z serca zapuścić korzenie w życie.
Kim jest ta tytułowa najada? To nimfa żyjąca w miejscowym jeziorze, której boją się mieszkańcy. On postanawia się jej przeciwstawić. Wziąć los w swoje ręce.
Bohaterowie powieści są bardzo samotni. Nie potrafią mówić o tym, co ich męczy, zamykają się przed innymi ze swoimi zmartwieniami. Sawka, Marychna, jej matka, jej dziadek, koleżanka Wiśka. Stara Białawska nie umie okazać córce czułości. Trudno się dziwić. Dźwiga przecież swoje traumy - śmierć męża, samotne macierzyństwo, tęsknotę za synem. Teść, który mógłby być wsparciem, też zamyka się w swoim świecie, wspominając zmarłą matkę swojego syna.
Książka Zyty Oryszyn, mimo że napisana ponad pięćdziesiąt lat temu, nieoczekiwanie porusza bardzo współczesne tematy. Oprócz niepokojów dręczących bohaterów, oprócz samotności i alienacji, pojawia się także temat pokątnych aborcji i delikatnie zasugerowana, ale obecna, ledwie uświadamiana homoseksualność jednego z bohaterów.
Bardzo ciekawa, znakomicie napisana powieść. Nie tylko dla miłośników Wiesława Myśliwskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz