John Williams "Stoner"

Dziś będzie o "Stonerze" Johna Williamsa (Filtry 2023; przełożył

Maciej Stroiński). Na początek kilka słów o historii tej powieści, bo jest interesująca. Opublikowana w Stanach w roku 1965 przeszła bez echa. Dla autora, który był pisarzem, redaktorem oraz wykładowcą akademickim, i jego agentki literackiej nie było to zaskoczenie, tego się spodziewali. Odkryto ją na nowo czterdzieści lat później już po śmierci autora. Wtedy zyskała drugie życie, najpierw w Europie, potem w ojczyźnie pisarza. Trochę podobna jest jej polska historia. Pierwszy raz ukazała się w roku 2014 pod tytułem "Profesor Stoner" w innym wydawnictwie w tłumaczeniu Pawła Cichawy i została przemilczana. Nie pomogła okładkowa rekomendacja Toma Hanksa, który zachwycił się powieścią. Może nie ma się czemu dziwić - na mnie rekomendacje rozmaitych sław i celebrytów działają raczej odstraszająco. Teraz, kiedy wskrzesiły ją Filtry, jest o niej głośno i zbiera bardzo dobre recenzje, nawet znakomite. Sprawdziłam opinie czytelniczek i czytelników na jednym z portali - przeważają pozytywne. Ja również zachwyciłam się "Stonerem", połknęłam go niemal jednym tchem i zadumałam nad losami bohatera.

Zacznę od tego, że jest to rzecz napisana bardzo tradycyjnie, trochę staroświecka w formie, przywodzi na myśl dziewiętnastowieczne powieści z tym, że nie ma tu rozbudowanych opisów miejsc, autor skupia się na bohaterach, przede wszystkim na tytułowym, na ich życiu wewnętrznym i drodze życiowej. Niby niewiele się dzieje, ot zwyczajne życie, a jednak trudno mi się było od historii Williama Stonera oderwać.

Kim jest główny bohater powieści? Urodził się w roku 1891 na wsi w stanie Missouri, jego rodzice byli drobnymi farmerami, już jako dziecko pomagał im w gospodarstwie, miał je po nich przejąć, wprowadzić ulepszenia, nowoczesne metody gospodarowania. Dlatego w roku 1910 rodzice zdecydowali się dużym wysiłkiem wysłać go na studia rolnicze na Uniwersytet Missouryjski. To zmieniło wszystko. Obowiązkowe zajęcia z literatury angielskiej sprawiły, że postanowił zmienić kierunek. Skończył anglistykę, zrobił doktorat, ożenił się, miał jedną córkę i do śmierci w roku 1956 pracował jako adiunkt na Uniwersytecie Missouryjskim. O tym wszystkim dowiadujemy się na pierwszych stronach powieści. 

Niby zwyczajne życie, niby Stoner nic wielkiego nie osiągnął, nie zrobił kariery naukowej, a jednak jest w nim coś niezwyczajnego, a jego los przejmuje. Tak jak przejmujący bywa los wielu ludzi, którzy po cichu zmagają się z przeciwnościami, z cierpieniem, stratą, zawiedzioną miłością, rozczarowaniem. Bardzo dobrze podsumowuje to tłumacz, Maciej Stroiński, w posłowiu, cytując fragment zdania z "Hamleta" w przekładzie Stanisław Barańczaka: jego potulnie przecierpiane życie. Te słowa znakomicie pasują do Stonera. A teraz dwa dłuższe cytaty z powieści.

Ale William Stoner wiedział o życiu coś, czego młodsi wykładowcy raczej by nie zrozumieli. (...) gdzieś głęboko zdawał sobie sprawę, co to znaczy, gdy jest ciężko i gdy człowiek chodzi głodny, i gdy musi sobie radzić, i gdy go naprawdę boli. (...) zawsze nosił w sobie pulsujące w żyłach dziedzictwo swych przodków, którzy żyli na uboczu, cierpliwie znosili przeciwności losu i trzymali się zasady, że trudy życia trzeba przyjąć ze spokojem, z wielką wytrwałością, z niewzruszoną miną, z opuszczoną głową. (...) dostrzegał coś więcej pod powierzchnią zjawisk  - ogólniejszą rozpacz, którą znał od lat najmłodszych.

Powszechną nędzę przyjmował bez słowa i rozważał w sercu, nie umiejąc jej wysłowić, a wyłącznie poczuć, i odpowiadając na nią cichym przygnębieniem, które nigdy go nie odstępowało. 

I jeszcze jeden, który dotyczy innej bohaterki, ale równie dobrze mógłby oddawać kondycję Stonera. 

... godzi się z rozpaczą i nawet ma się nie najgorzej, jakoś to jest i jakoś się żyje, lata lecą, człowiek pije troszkę więcej, żeby nie czuć pustki, w którą się osunął.

Z tym że Stoner nie pił mimo smutku, który nosił w sobie. Skąd ten smutek? Wiele było powodów. Najpierw zdrada rodziców, której się dopuścił, zmieniając kierunek studiów i nie wracając na wieś, a przecież liczyli na niego. Czy miał prawo wybrać swoją ścieżkę, inną niż ta przeznaczona mu przez miejsce urodzenia i przez nich? Potem rozczarowanie małżeństwem. Na marginesie dodam tylko, że portret jego żony zasługiwałby na osobne rozważania. Strata córki, nie w sensie dosłownym, ale duchowym, i poczucie, że nie ma wpływu na jej wychowanie, mimo że tak bardzo ją kocha i był dla niej do pewnego momentu matką i ojcem. Wreszcie świadomość, że nic wielkiego na uczelni nie osiągnie, że jest przeciętnym wykładowcą, że wydał tylko jedną książkę, też przeciętną, która nie zapisze się w historii nauki. No i nieszczęśliwa miłość, o której chętnie bym więcej napisała, posiłkując się kilkoma smutnymi, przejmującymi cytatami, bo muszę wyznać, że ten epizod z jego życia poruszył mnie bardzo. No ale nie chcę spojlerować.

A jednak nie mogę się zgodzić na to, że William Stoner był takim zwyczajnym szarym człowiekiem, a w jego życiu były tylko same klęski. Przede wszystkim miał silny charakter. Bo trzeba było siły woli i determinacji, aby pójść za odruchem serca i oddać się na zawsze literaturze. Pochodził przecież z rodziny, która nie dała mu żadnego kulturowego backgroundu - nie czytano tam książek, tym bardziej nie chodzono do kina, teatru, na koncerty czy do muzeów. A jednak, kiedy poczuł to coś, ten zachwyt, który nie bardzo umiał ubrać w słowa, poszedł za nim, co wymagało wielkiej determinacji i wielkiej pracy. Niby był przeciętnym wykładowcą, a jednak miał okresy, kiedy potrafił nauczać z pasją, a studenci chętnie chodzili na jego zajęcia. No i był człowiekiem ideowym, bezkompromisowym. Umiał przeciwstawić się koledze z uczelni, wiedząc, że racja jest po jego, Williama Stonera, stronie, czego skutkiem były liczne nieprzyjemności i szykany, a ostatecznie zahamowanie jego uniwersyteckiej kariery. Posady już nie mógł stracić, ale w konsekwencji nigdy nie został profesorem. No i przeżył dwie wielkie miłości. Jedną, zakończoną nieszczęśliwie do kobiety, drugą, która dawała mu siłę, ukojenie i poczucie spełnienia, do książek. Jeśli komuś dana była taka miłość, to nie żył na próżno.

Pożądanie i czytanie - zauważyła kiedyś Katherine. - I czego chcieć więcej?

Stoner również tak uważał, odkąd wreszcie zaznał szczęścia.

Czyż nie jest to piękny i trafny cytat? I jeszcze jeden króciutki, naprawdę już ostatni.

Wtedy też myślałam, że jestem porządna. Człowiek jest porządny, gdy nie ma okazji nie być! Bo trzeba się zakochać, żeby wiedzieć coś o sobie.

Ileż jest prawdy w tych słowach!

Czytelnicy, którzy mają w głowie klasyczne lektury, odnajdą w "Stonerze" liczne aluzje i tropy  prowadzące do nich. Najważniejszy do "Pani Bovary" Flauberta. William Stoner jest według tłumacza jej odwrotnością. Ją miłość do książek doprowadziła do zguby, jego ratowała. Nie będę udawała, że odkryłam te literackie nawiązania sama. Dowiedziałam się o nich z posłowia Macieja Stroińskiego. "Panią Bovary" czytałam tak dawno, że niewiele mi z niej zostało. Ale nawet bez znajomości czy pamięci literackich kontekstów jest to znakomita lektura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty