Kolejna, w ostatnim czasie, powieść, po którą sięgnęłam po
wysłuchaniu podcastu. Tym razem był to zapis spotkania z pisarką Anną Janko we wrocławskim Domu Literatury. Oczywiście słyszałam o niej, wiedziałam, że jest poetką - niestety poezję czytuję sporadycznie - że napisała "Małą zagładę" o dzieciach, które przeżyły pacyfikację zamojskich wsi. Jednym z takich dzieci była jej matka, stąd zainteresowanie tematem. Po tamtą książkę nie odważyłam się sięgnąć - dzieci i ich przeżycia wojenne to coś, o czym nie jestem w stanie czytać. Wspomniane spotkanie dotyczyło jednak czegoś zupełnie innego - powieści "Finalistka", która jest trzecią częścią trylogii o Hance, alter ego autorki. Rozmowa z Anną Janko tak mnie zainteresowała, że natychmiast postanowiłam sięgnąć po jej prozę. No ale ponieważ to trylogia, to trzeba przeczytać całość, a zacząć od początku. "Finalistkę" i "Pasję według św. Hanki" zdobyłam bez trudu, ale żeby kupić część pierwszą, czyli "Dziewczynę z zapałkami" (Wydawnictwo Literackie 2012; wydanie pierwsze 2007), musiałam się nieco nagimnastykować, no ale udało się.Uwielbiam prozę pisaną przez poetki i poetów. Dlaczego? Bo poezja odciska piętno na języku. Tak było w przypadku dwóch powieści Zyty Rudzkiej - "Krótka wymiana ognia" i "Ten się śmieje, kto ma zęby". Szczególnie ta pierwsza po prostu mnie olśniła. Tak jest w przypadku "Dziewczyny z zapałkami". Obojętne, o czym byłaby ta powieść, już samo obcowanie z jej językiem jest ogromną przyjemnością. Wypisałam sobie cztery strony smakowitych cytatów, a miałam ochotę na znacznie więcej. Właściwie ta notka mogłaby się składać tylko z nich, no ale bez obaw - nie będzie. Jednak nie potrafię się powstrzymać, aby kilku jednak nie przytoczyć.
I pojechałam (na pierwsze całowanie) do pegeeru we Fromborku w ramach studenckich praktyk robotniczych.
A ja kimże jestem? Ledwie początkująca w zawodzie kobiety.
By przeżyć, czyli umrzeć potem.
Z rodziców trzeba się rozebrać jak z ciasnego ubrania ...
... posunąć to życie do przodu o kawałeczek.
Potrzebuję więcej czasu i więcej wieczności. Aby obsłużyć istnienie.
A przecież wstajesz z łóżka, bo jesteś automatyczną matką.
Czuć w tych frazach giętkość języka, jaką posiadają tylko dobre poetki i dobrzy poeci. Chociaż, jak podkreśla Anna Janko, forma i język są najważniejsze, bo przecież wszystko już zostało napisane, to jednak i treść się liczy, więc teraz o niej.
"Dziewczyna z zapałkami" to opowiedziana w pierwszej osobie historia Hanki, młodej poetki, która w wieku zaledwie dwudziestu lat wychodzi za mąż za swojego licealnego kolegę, Pawła, zwanego przez nią Pawiem. Właściwie znali się krótko, nie zwrócili na siebie większej uwagi, uczucie zrodziło się z listów, które zaczęli pisać, kiedy Hanka razem z rodzicami z Wrocławia przeniosła się do Sopotu, gdzie kontynuowała naukę.
Oboje chcieliśmy, solidarnie, przerwać dzieciństwo i zacząć nowe, niezależne życie. I co? Siedzimy na gruzach nowego ...
Posłuchałam matki ("Najpierw życie, potem wiersze. Za mąż trzeba wyjść. Dzieci mieć.") i posłuchałam siebie: zapragnęłam być normalną kobietą, mieć normalny dom, a tylko w uzupełnieniu posiadać też niedużego, poręcznego, kanapowego Pegaza.
Tak o powodach swojego zamążpójścia pisze Hanka. Wybrała Pawia, bo nie chciała męża artysty, chciała męża solidnie stąpającego po ziemi. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te złudzenia.
Jej zapiski, które przypominają swoją formą dziennik, to kronika rozczarowań Pawiem i sobą, udręczenia codziennością, zmagań z mniejszymi i większymi problemami, konfliktów z teściami, którzy nigdy jej nie zaakceptowali, ale też radości, jakie sprawiają dzieci, i miotania się pomiędzy miłością i nienawiścią do męża. Szybko się okazało, że przy dwójce małych dzieci trudno o tego niedużego, kanapowego Pegaza. Tym bardziej jeśli mąż najpierw poświęca się karierze naukowej, a potem w czasach transformacji zakłada biznes, który ma im przynieść pieniądze, a przynosi tylko długi.
... mąż (...) żyje w "krainie pracy", gdzie wzrok nie sięga. Powraca nocą, gdy dzieci śpią, gdy ja wpatrzona w granatową szybę okna, studiuję w wyższej szkole Czekania Na Ukochanego.
Hanka musi się też zmagać z siermiężną peerelowską codziennością - staniem w kolejkach, brakami wszystkiego, dzieleniem domu z teściami, a potem z ciasnotą własnego mieszkania.
Historia ma przerwę, nie dzieje się nic. Pospolite polowanie na proszek do zębów, na papier toaletowy, życie jak w motku szklanej waty - niby miękko, a każdy ruch boli.
Ale to, że zawód wchodzi mi w ciało, to czuję. zawód żona. To kaleczy i jątrzy. Przez te skaleczenia uchodzą ze mnie ład i piękno światła.
Drogi jej i Pawia stopniowo się rozchodzą, jest wiecznie nieobecny, ma o wszystko pretensje, do niej i do dzieci. Właściwie nią pogardza, uważa, że to on ma prawo być zmęczony, bo pracuje, a ona przecież cały dzień siedzi w domu.
Uciekł mi Paw. Wymknął mi się z życia nie wiadomo kiedy.
Z czasem ulgę przynosi alkohol. Jej sytuacja jest tym trudniejsza, że czuje się samotna i obca w rodzinie męża, na nikogo nie może liczyć, nikt jej nie rozumie.
Proza Anny Janko jest tak intensywna, że sama odczuwałam mękę bohaterki. Współczułam jej, ale bywało, że irytowałam się tym, jak pozwala siebie traktować. No ale to perspektywa dzisiejsza, młodość Hanki przypadła na inne czasy. Zastanawiałam się, dlaczego nie odchodzi. Łatwo powiedzieć, ale kiedy się ma dwoje małych dzieci, nie jest prosto podjąć taką decyzję. Poza tym Hanka się miota od nienawiści, przez zobojętnienie, do coraz rzadszych, ale jednak, wybuchów namiętności i miłości, co pozwala jej przetrwać. Powoli jednak się zmienia - dzieci są coraz starsze, a ona coraz częściej czuje, że musi coś w swoim życiu zmienić.
Czy dowiem się kiedyś, w jakim celu z tym człowiekiem, te dzieci, ta ja, w takich okolicznościach, tak bezładnie, bezwładnie, bezwiednie ... A nie gdzie indziej? Z kim innym? Inna ja? O, jakże tęsknię do innej ja! Kocham ją i tęsknię. Czy kiedyś się spotkamy? I połączymy? O moja upragniona, daleka ja ...
Jej zapiski są świadectwem drogi, jaką przeszła, i stopniowego wykluwania się nowej Hanki, którą poznamy w kolejnej części cyklu. To nie bunt, to ewolucja, wybijanie się na samodzielność - czas pomyśleć o sobie, o swoim pisaniu, czas porzucić złudzenia i pożegnać się z Pawiem.
Jak wspominałam, książka ma formę krótszych lub dłuższych zapisków, przypomina dziennik. Hanka pisze o swojej codzienności, czasem wspomina przeszłość, ale także snuje refleksje inspirowane rozmaitymi lekturami albo zastanawia się nad sobą, przeprowadza wiwisekcję.
Jakże trzeba poganiać życie, żeby łaskawie żyło! (...) aby to życie dotknęło w sobie tego czegoś, owej tajemniczej energii, która je uskrzydli i rozpali. Na chwilę. A na co dzień ciągniemy je za sobą, jak dziecko worek z kapciami ...
Nieobca jest jej ironia i dystans do siebie, potrafi być dosadna, pospolita i wściekła, szczególnie, kiedy relacjonuje kłótnie z mężem, albo złośliwa, kiedy pisze o teściowej, której szczerze nie znosi i wcale się z tym nie kryje, innym razem jest głęboka, zadumana nad istotą życia. Kiedy dzieci są małe, dominuje codzienność, potem coraz więcej refleksji.
Bardzo dobra powieść, w której niejedna kobieta może się przejrzeć niczym w lustrze. Przejmująca, skłaniająca do myślenia, ale też dająca przyjemność z obcowania z poetyckim językiem. Jak to się stało, że nie odkryłam tego cyklu wcześniej? A wkrótce napiszę o pozostałych częściach trylogii - postanowiłam czytać tak jak kiedyś tetralogię Eleny Ferrante, czyli zastosować płodozmian: jedna powieść o Hance na zmianę z inną książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz