Długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po powieść kolumbijskiego
pisarza Juana Gabriela Vasqueza "Kształt ruin" (Echa 2020; przełożyła Katarzyna Okrasko). Z jednej strony literatura latynoska, a ściślej kolumbijska, i znakomite recenzje, z drugiej coś w przeglądanych pobieżnie recenzjach sprawiało, że nie mogłam się zdecydować. W końcu jednak postanowiłam przeczytać. Co było tym ostatecznym impulsem, już sama nie pamiętam. Chyba obietnica, że dowiem się czegoś o trudnej kolumbijskiej przeszłości.Cóż, to już trzecia książka w ostatnim czasie, która mnie rozczarowała! Dwie pierwsze to "Psi park" Sofi Oksanen i "Sofia albo początek wszystkich historii" Rafika Schami'ego. Były partie, od których nie mogłam się oderwać, ale inne mnie nudziły. Drażniła też sama forma - książka sprawiająca wrażenie literatury non-fiction, okazuje się jednak w końcu literacką kreacją. Autor, który siebie zrobił jednym z bohaterów tej opowieści, a osią akcji uczynił dwa ważne momenty z kolumbijskiej historii, zaznacza jednak na końcu, że prawdziwe postacie, zdarzenia czy dokumenty zostały poddane beletrystycznej obróbce, a czytelnik, który chciałby doszukiwać się podobieństwa do rzeczywistości, robi to na własną odpowiedzialność. Nic nie poradzę na to, że chciałabym jednak wiedzieć trochę więcej o tym, co jest prawdą, a co zmyśleniem.
Oczywiście łatwo sprawdzić, że Rafael Uribe Uribe i Jorge Eliecer Gaitan to kolumbijscy politycy, którzy zostali zamordowani w Bogocie przez swoich przeciwników. Pierwszy w roku 1914, drugi w roku 1948. Po śmierci Gaitana wybuchły kilkudniowe krwawe zamieszki, w czasie których z rąk wojska zginęły setki jego zwolenników i przypadkowych ludzi. To też prawda. Te dni zyskały nawet specjalną nazwę bogotazo. Ale ile jest prawdy w opowieści o śledztwie i procesie po zabójstwie Rafaela Uribe Uribe? A czaszka tego pierwszego roztrzaskana maczetami zabójców i fragment kręgów kręgosłupa tego drugiego ze śladem po kuli traktowane przez dwóch bohaterów tej powieści jak relikwie to fantazja autora czy rzeczywiście można je gdzieś oglądać? A Anzola, który na prośbę rodziny Uribe Uribe zgodził się prowadzić prywatne śledztwo, aby wyświetlić prawdę o zabójstwie, istniał czy nie? W necie go nie znalazłam, więc chyba jednak nie. Z drugiej strony autor zręcznie podsuwa tropy sugerujące, że to postać prawdziwa. Więc może jednak istniał? Dla kolumbijskiego czytelnika to wszystko pewnie jest jasne, dla polskiego nie.
Sprawy nie ułatwia fakt, że akcja osnuta jest wokół teorii spiskowych. Owładnięty jest nimi jeden z głównych bohaterów, Carballo, który święcie wierzy, że za morderstwem Gaitana stał jeszcze ktoś, nie tylko ten, który strzelał, a potem został zlinczowany przez rozwścieczony tłum. Wyświetleniu tej sprawy poświęcił całe swoje dorosłe życie. Dlaczego tak się stało, tego czytelnik dowiaduje się w ostatnim rozdziale. Po stronie zdrowego rozsądku stoi narrator, czyli pisarz Vasquez. Kolejne pytanie - ile w nim prawdziwego Vasqueza? Według wielu literaturoznawców nie powinno to czytelniczek i czytelników obchodzić. Narrator uważa Carballa za żałosnego maniaka i kwestionuje tezy, w które on święcie wierzy. W tej sytuacji czułam się trochę bezradna i mój zdrowy rozsądek kazał mi stanąć po stronie narratora. A może o to właśnie chodziło? Aby postawić czytelnika w takiej niewygodnej, ambiwalentnej sytuacji?
Książkowa historia ma kształt opowieści o tym, jak doszło do jej powstania. Dlaczego Vasquez mimo wielu wątpliwości zdecydował się w końcu opisać historię Carballa, a co za tym idzie historię zamachu na obu polityków, Uribe Uribe i Gaitana. Narracja przyjmuje formę niechronologiczną, wiele tu retrospekcji i obszernych dygresji. I tu tkwi mój problem z "Kształtem ruin" - opowieść bardzo długo się rozkręca i w wielu partiach jest strasznie szczególarska, co było powodem mojego znużenia i zmęczenia, o którym już wspominałam. Lubię długie powieści, ale moim zdaniem tej skróty dobrze by zrobiły. Były jednak takie fragmenty, od których nie mogłam się oderwać, o czym też już pisałam.
Co jeszcze zainteresowało mnie w "Kształcie ruin"? Historia. Opowieści o obu politykach, ich zwolennikach i przeciwnikach. Historia charakterystyczna dla Ameryki Łacińskiej - broniący swoich przywilejów bogaci kontra biedni, którzy chcieliby poprawić swój los, prawica kontra lewica, konserwatyści kontra liberałowie, a w tle Kościół. Te podziały nakręcają spiralę przemocy, która powtarza się co jakiś czas i trwała w Kolumbii do niedawna. Niewykluczone jednak, że to tylko krótka przerwa i znowu wybuchnie. Vasquez wspomina czasy swoich studiów, kiedy to bomby wybuchające na ulicach były codziennością. Zainteresowało mnie jeszcze to, co tak mocno wybrzmiewa pod koniec powieści - jest mnóstwo historii nieopowiedzianych i nigdy się o nich nie dowiemy. Przepadły. Nasz obraz świata kształtują te opowiedziane. Co o tym decyduje? Przypadek? Celowy wybór? Kto go dokonuje? Zwycięzcy? Wypływają te z większą siłą przebicia? Vasquez uważa, że świat to chaos i suma przypadków, a my jesteśmy tylko pionkami na szachownicy Historii. Carballo, że ktoś zawsze pociąga za sznurki. To pomaga mu uporządkować sobie rzeczywistość, poczuć ulgę w tym świecie nie do zniesienia.
Nie wiem, czy sięgnę po najnowszą książkę Vasqueza, która niedawno się ukazała. Z jednej strony znowu kusi mnie temat i tło historyczne, z drugiej obawiam się podobnych pułapek. Najbardziej jednak chciałabym przeczytać wydany kilka lat temu "Hałas spadających rzeczy", ale powieść wydaje się nie do zdobycia.
Oj, ten pisarz potrafi być przewrotny. Ja czytałem jego "Reputacje", solidne, choć bez fajerwerków oraz "Sekretną historię Costaguany", która wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Ta druga pozycja to literacki eksperyment, sporo tam autotematyzmu, literackich gierek, ale lektura jest to o tyle intrygująca, że bezpośrednio nawiązuje do "Nostromo" Conrada. Narrator "Sekretnej historii Costaguany" twierdzi, że "Nostromo" to poniekąd plagiat jego opowieści :)
OdpowiedzUsuń